Dni mijały jak szalone. Już jutro miałam wyjechać na święta do domu, cieszę się z tego, ale czuję, że będę tęsknić za przyjaciółmi.
Dojechałam do domu około godziny 15. Poszłam wziąść prysznic po podróży, potem wręcz wpadłam na łóżko, tęskniłam za nim, ale nawet nie zdążyłam się usadowić w ulubionym miejscu ponieważ usnełam.
Następnego dnia wstałam około godziny 12, w końcu musiałam odespać to codzienne wstawianie na 8.00. Wstałam nie chętnie z łóżka i ruszyłam do toalety. Wykonałam codzienną toaletę i ubrałam się w czarne, podarte jansy i biały sweter.
Zeszłam na dół i mu mojemu zdziwieniu zobaczyłam tam tatę i mamę. Siedzieli razem i pili poranną kawę. Przywitali się:
-Dzień dobry Allien, jak Ci się spało? - mój tata był dziwnie miły, no kumam, że atmosfera świąt, ale co jak co on nie należy do ludzi którzy potają o dobry sen. Może po prostu cieszy się z mojego szczęścia. Byłam w końcu w slytherinie może liczył na to że w końcu będę chciała być...
-Dzień dobry ojcze, spałam nawet dobrze.
- To dobrze szybko nałóż sobie trochę i opowiesz nam trochę o hogwarcie - powiedział to z takim entuzjazmem...
Nałożyła sobie naleśniki i posmarowałam je czekoladą, która mugole nazywali nutellą.
- To jak tam szkołą?
-Mam na koniec roku ocenę 6.00
- To świetnie a jak tam przyjaciele?
-No ok, wiecie ja skończę jeść na górze - nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać z ojcem oczywiście zawsze chciałam go zachwycić, ale on tego nie może zobaczyć, on po prostu musi mnie pokochać...