[Retrospekcja pierwszego spotkania Viorena z Collinem]
Powiew ciepłego wiatru przyjemnie połaskotał go po plecach; prąd rozproszył się w okolicy karku, na co zareagowało całe jego ciało. Zadrżał lekko, wypuszczając dym papierosowy z płuc.
Łokciami podpierał się o metalową poręcz, wystawiając swoją mleczną twarz na ekspozycję popołudniowego słońca.
Moment ten mógłby trwać wiecznie, gdyby nie fakt, iż w całym budynku rozbrzmiał dzwonek, który zwiastował rozpoczęcie się ostatniej lekcji. Rudowłosy westchnął ciężko, dusząc ćmiącą się końcówkę papierosa o ceglaną podłogę.Cierpiętniczo skierował swoje kroki w kierunku dwuskrzydłowych drzwi, lekko rozchylonych, z trzeszczącym łańcuchem przewieszonym przez uchwyty. Nie każdy mógł wkraść się na dach szkoły, jedynie najszczuplejsi przeciskali się przez niewielką przestrzeń.
Poszerzył uśmiech, który od kilkunastu minut nie schodził mu z twarzy, przypominając sobie chwilę, w której odkrył to miejsce. Hałaśliwe przerwy przestały być aż tak dokuczliwe, gdy mógł schronić się w swoim cichym azylu, po partyzancku wypalając jednego papierosa za drugim.Tym razem było inaczej. Zastygł w miejscu, gdy do jego uszu dotarło kilka dłuższych skrzypnięć. Na wszelki wypadek rozejrzał się dookoła, nie rejestrując żadnej postaci. Zmarszczył brwi.
Nie wiedział, ile czasu minęło, gdy zobaczył głowę wyłaniającą się spośród ciemności. Obserwował, jak nieznajomy niezdarnie przepycha się na zewnątrz, a z jego ust wystaje długi, gruby, perfekcyjny skręt.
— Jak mniemam, jest to łamanie prawa — wypalił Collin, obserwując jasnowłosego — Masz szczęście, że nie jestem konfidentem. A koneserem.
Śmiech obu rozniósł się cichym echem, wnet burząc barierę, która stanowi przeszkodę w rozpoczynaniu każdej nowej znajomości.Blondyn, stojąc teraz prosto, gorączkowo przeszukiwał zakamarki bluzy, aby odnaleźć zapalniczkę. Na jego czole uwidoczniły się świeżo nabyte zmarszczki, czyniąc wyraz jego twarzy nad wyraz posępnym.
Rozpogodził się, gdy chuda dłoń wysunęła się w jego kierunku, krzywymi palcami obejmując pożądany przedmiot.
— Dzięki. — Mruknął niewyraźnie, by zaraz potem zaciągnąć się duszącym dymem.Skręt podróżował pomiędzy dłonią a dłonią, z każdym kolejnym podaniem czyniąc papierowy filtr coraz bardziej wilgotnym.
Collin, przecierając poczerwieniałe oczy, utkwił następnie zniesmaczone spojrzenie w jedną z końcówek "śmiesznego papierosa".
— I co ja mam z tym teraz zrobić — Skrzywił się, zastanawiając się, czy powinien zaciągnąć się kolejny raz — Wyssać tę ślinę?
Ironia w jego głosie natychmiast rozbawiła Viorena, powodując, iż zaczął się niekontrolowanie śmiać przez kilka minut. Na przemian wyrzucał ze swojego gardła głośny rechot i kaszel.
— Och, tak bardzo chcesz posmakować mojej śliny? Śmiało, myłem ząbki, to towar prima sort! — rzucił żartobliwie, wyrzucając język na wierzch. Jego jasne włosy rozwiał wiatr, przyczepiając kilka kosmyków do spoconego czoła. Uśmiechnął się figlarnie, odbierając swoją własność, natychmiast dopalając końcówkę.
— A zesraj się.
Usłyszał w odpowiedzi, kolejny raz widząc przed sobą wychudzoną dłoń. Już miał ją uścisnąć, gdy rudowłosy zareagował szybciej, subtelnie uderzając go nią w głowę.
— Chyba Cię pojebało, że naprawdę myślałeś, iż tak zamierzam się przywitać —rzucił na odchodne, gdy dźwignął swoje rozpalone, lecz wątłe ciało i pomaszerował w stronę drzwi.
Mając zamiar przecisnąć się przez szparę, odwrócił się jednak, spoglądając na zmieszanego nastolatka.
— Collin.
Krzyknął, gdy znikał w przestrzeni pomiędzy drzwiami.Następnego dnia wstał bardzo wcześnie, orientując się, iż poszedł spać, gdy tylko wrócił do domu. Burczało mu w brzuchu, jednak jego pierwszym posiłkiem był papieros i zimna kawa, która stała koło jego łóżka od dwóch dni.
Skrzywił się, czując jej gorzki posmak na języku, jednak kilkoma łykami opróżnił szklane naczynie.
Niechętnie udał się pod prysznic, zdejmując cuchnące ubrania, będąc już w kabinie, gdy ustawiał temperaturę wody. Mokre ciuchy cisnął na podłogę, nie zaprzątając sobie głowy bałaganem, który właśnie narobił.
Stał tak kilka minut, pozwalając, aby letnia ciecz spływała po jego ciele, przynosząc mu ukojenie.Owszem, był wypoczęty, jednak jak zwykle nie miał humoru. Palcami przeczesywał splątane, rude pasma, zastanawiając się, kim był jego wczorajszy towarzysz. Przez swoją manierę nie zdążył poznać nawet jego imienia. Szkoda, pomyślał, gdy w końcu sięgnął po żel do kąpieli.
Mimo porannej pobudki, spóźnił się do szkoły. Autobus pojawił się dopiero po dwudziestu minutach, niż sygnalizował to rozpis jazdy.
Skrył się w głębi przystanku, po czym przyssał się do papierosa.
Jak zwykle, kierowcy najpewniej dysponują jakimś radarem, bo zawsze pojawiają się wtedy, gdy jedynie kilka razy zaciągnie się dymem. Rudy niechętnie wyrzucił fajkę na chodnik, przygniatając ją butem, aby następnie wejść do maszyny.
Zdążył postawić jeden krok, nim się poślizgnął. Zaklął w myślach.
— Pierrr... — Nie dokończył, odczuwając swoiste deja vu.— Collin? — Usłyszał za plecami znajomy głos, odwracając się gwałtownie. Rzucił plecak na ziemię, jakby był on kotwicą, która miała utrzymać go w miejscu.
— No? — wypowiedział szybciej, niż obrzucił wzrokiem postać przed sobą. Rozpoznając blondyna, uśmiechnął się szeroko, rozpinając swoją skórzaną kurtkę. — A, cześć! Już myślałam, że to jakaś mucha koło mojej dupy zrobiła taki hałas.
Zaśmiał się, wyswobadzając się również z cienkiego szalika, który zbyt ciasno otulał jego szyję.
— Ym, po pierwsze — jasnowłosy podniósł palec w górę, kierując go w stronę ubrań nastolatka — Jest początek września. Nieśmiało zapytam... jesteś pojebany?
Oboje zmarszczyli brwi.
— Po drugie — kontynuował — Vioren. Tym razem nie podawał mu dłoni. Stał prosto, usiłując zachowywać się swobodnie, jednak nie potrafił tego skutecznie zatuszować.
— Znalazłeś mnie tylko dlatego, aby wyjawić mi swoje gówniane imię? — Zbliżył się do niego, kucając lekko, aby ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie. Zbity z tropu młody mężczyzna spuścił wzrok.
— Ej, panna. Żartuję! — krzyknął, odwracając się, po czym uderzył go rudymi włosami po twarzy, jakby gestem dłoni nakazując mu iść za sobą.— Baranek.
— Co?
— Pokorny baranek.
— Niee... nie rozumiem — Vioren podrapał się po policzku, zatrzymując się na chwilę. Kroki tego drugiego również zastygły w miejscu.
— Myślałeś, że gdzie idziemy? Ja szedłem do swojej klasy, a Ty grzecznie podążyłeś za mną. Przecież już wcześniej mówiłem Ci, że żartuję.
Blondyn żachnął się. Przez jego twarz przemknęło wiele emocji, a w gardle wyrosła ogromna gula.
— Po prostu lubię mówić na zapas, na przyszłość. Przyzwyczajaj się. — Machnął ręką, jakby odganiał natrętnego owada, po czym ruszył przed siebie, kopiąc plecak, którego nie chciało mu się nieść.Przyzwyczajaj się.
❀ ❀ ❀
Cześć, kochani! Szybciutko przybywam do Was z kolejnym rozdziałem, znowu zaczynając go z dupy, jak to mam w zwyczaju : (
Mam nadzieję, że zaczęliście już sympatyzować z naszą kochaną dwójką, mnie osobiście bardzo przyjemnie pisało się tę część!
I tutaj rodzi się pytanie do Was - w kolejnym rozdziale nadal mam kontynuować jedną z opcji rozpoczęcia ich znajomości, a może wrócić do sytuacji opisanej w 05? Dla mnie to żadna różnica, i tak zamierzam przemycić przyszłe fakty, ale ciekawi mnie Wasz wybór :D
Do następnego!
CZYTASZ
REPEAT
Mystery / ThrillerZastanawialiście się kiedyś nad pojęciem czasu - może jego struktura wcale nie jest linearna, a każdy podjęty przez nas wybór buduje nową ścieżkę, która prowadzi do alternatywnej rzeczywistości? A co jeśli będziemy mogli zacząć sterować swoim życiem...