Levihan (Oddział onkologii)

800 36 3
                                    

      Pokój lekarski na oddziale onkologii, nie świecił pustkami. Słychać było głośną wymiane zdań. Powodem jej było zaistnienie wyboru pomiędzy przyjaźnią, a młodością. Był to ważny moment dla lekarzy, którzy musieli zadecydować, kto zostanie wybrany i przeżyje. Oboje pacjenci byli na skaju życia.  Nad każdym z nich stała śmierć, która pokazywała swoja obojętność względem tego, kogo pragnie zabrać. Tańcząc swój okropny taniec Danse macabre.
      
      - Nie możemy go zabić, ma jeszcze szansę -w jej tonie mogliśmy usłyszeć lekkie zdenerwowanie zaistniałą sytuacją.
       - Okularnico, mamy jeszcze jednego pacjenta, który jak najszybciej potrzebuje jego zdrowych narządów.
        - Ale on ma tylko 15 lat! Całe życie przed nim... -mówiła z nutą wściekłości.
      - Ale nasz przyjaciel umiera -odparł spokojny głos mężczyzny.
      - To kogo ratujemy? - powiedziała jakby pytając, samą siebie.
     - Zapytaj tego, który umiera. Ordynator niech sam zadecyduje. - stwierdził beznamiętnie.
    

   Z pomieszczenia wyszła wysoka kobieta. Niski mężczyzna został w pomieszczeniu. W pewnym momencie zauważył, że w progu stoi jakąś młoda pielęgniarka. Jej karmelowe włosy były ścięte do policzka. Gdy Levi ją zauważył, było już za późno. Dziewczyna zrobiła krok i pocałowała go. W tej samej chwili do pokoju wparowała doktor Hanji.

    - Widzę, że państwo są zajęci. To ja nie przeszkadzam - powiedziała obojętnie. Po tych słowach wybiegła z pokoju dla lekarzy. Na jej twarzy malowały się emocje, które były od siebie różne, ale łączyło je negatywne nastawienie. Z trudem zatrzymywała łzy, ale zachowywała zimną krew. 

    - Petra jak mogłaś? - powiedział lekko zdenerwowanym tonem.

     - Myślałam, że  odwzajemniasz moje uczucia.

    - Następnym razem nie myśl w ogóle i nic nie mów. Nie kocham cię.

     Po tych słowach mężczyzna wybiegł z pokoju. Pobiegł do łazienki dla kobiet.
- Hanji! - Zawołał, lecz jej tam nie było.

 
    Kobieta była już na sali. Po uzgodnieniu z Erwinem postanowili uratować młodzieńca. Robiła przeszczep  młodemu chłopakowi. Potrzebowała zanurzyć się w pracy. Chciała skupić się, na jakieś wymagającej czynności.  Przez to co się wydarzyło przed godziną. Chciała się uspokoić, więc za prośbą doktora Erwina  zwróciła życie młodemu chłopcu o imieniu Armin.
 
    Levi w tym czasie szukał jej. Szukał jej prawie bardzo długo. Kierowały nim skrajne uczucia takie jak złość czy niezrozumienie przez oblubienice. Było mu źle z faktem, że jego ukochana widziała go w takiej dwuznacznej sytuacji. Znalazł ją dopiero po skończonej operacji, gdy pakowała wszystkie rzeczy starego ordynatora. 
    - Czterooka, gdzie byłaś? Martwiłem się o Ciebie.- powiedział, a w jego tonie można było usłyszeć troske.
    - A co Ciebie to obchodzi?! - widać było, że w jej środku wszystko się gotuje. Na jej twarzy malował się rumieniec złości. A wzrokiem mogła zabić każdego, kto wszedł jej w droge.
   

Podeszła do mężczyzny i uderzyła go w policzek. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, po prostu zrobiła to, co chciała. Mężczyzna nawet się nie bronił, tylko po uderzeniu masował obolałe miejsce. Hange wróciła do pakowania rzeczy i wrzuciła je wszystkie do pudła. Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia i pojechał do domu. Kobieta, gdy skończyła, zaczęła płakać. Wiedziała, że wszyscy już śpią i może dać upust emocją. Choć ten dzień był ciężki, ona go przeżyła. Rozmyślała nad tym, co się dziś wydarzyło. O przyznaniu jej miana ordynatora również. Było to bardzo nieoczekiwane, ale szczęśliwe wydarzenie, choć przyćmione śmiercią przyjaciela. Czuła zupełnie inne uczucia. Sprzeczne ze sobą. Radość z nowej posady oraz smutek po stracie ważnej w życiu osoby. W pewnym momencie zapłakana usnęła z głową na biurku. 

   Obudziły ją dopiero silne ramiona jednej z młodych lekarek. Wszyscy nazywali ją Niszczycielką lub nadzieją nielicznych.
    -Zasnęła Pani. Naprawdę nie potrafiłam pani obudzić, by pani przeniosła się na kanape. Wiem, przez co pani dziś przeszła. -powiedziała pewnym siebie głosem.- A tak poza tym wszyscy jesteśmy dumni z Ordynatora Erwina. Pokazał, że ma honor oddając życie dla mojego przyjaciela.
      - Ja też jestem z niego dumna. To może wrócę do domu - otarła zmęczoną twarz rękoma.
     - Może Pani zostanie, jest pierwsza w nocy. Autobusy nie jeżdżą, a Pani nie może prowadzić.
     - Masz rację Mikasa - pokiwała głową. - Jest coś do roboty?
     - Nie Pani Hanji.
     - Dobra, to ja zostanę tutaj i się drzemnę, a ty możesz iść -uśmiechnęła się do czarnowłosej.

   Tak nastał poranek. Dorosłą kobietę tym razem obudziło słońce, które tańczyło na jej brązowych włosach . Ogrzewało to jej policzek. Łzy, które się na nim znajdowały kilka godzin wcześniej znikły. Po obudzeniu się rozejrzała się po pokoju swymi pięknymi oczami.  Zauważyła, że niska postać przygląda jej się w progu.
   

   - Hanji chciałem ci powiedzieć, że to co wczoraj widziałaś, to wszystko ja tego nie chciałem - podszedł do dziewczyny i przytulił ją. - Chciałem to dawno temu powiedzieć. Kocham cię, moja jebnięta okularnico.- zaśmiał się, jak nigdy. Jego ręka znalazła się na jej talii zamykając ją w mocnym uścisku. - Jestem z ciebie dumny. Sama z niewielką pomocą pielęgniarek uratowałaś życie młodego naukowca. Mamy dzisiaj wolne Pani ordynator. -wyznał bawiąc się jej włosami mimowolnie. Od zawsze pragnął to zrobić. Kolor, który miały pasma był miły dla oczu. Przyciągały uwage swym ciepłem.

-...-kobieta myślała nad tym co się dzieje. Nie wiedziała co zrobić. Również coś czuła do bruneta, ale nie miała ochoty o tym mówić głośno. Wydawało to sie bardzo odległe i niezdobyte jak szczyt mont everst. Niby takie dwa proste słowa, które usłyszała w rzeczywistości były czymś więcej niż pustą powiastką, którą pwtarzają ludzie dla zabawy. W tych ustach, które pokochała, w tym umyśle,który tak wielbiła od pierwszego spotkania były one prawdziwym stwierdzeniem i przyrzeczeniem wspierania. 

    Mężczyzne  kusiły oczy kobiety. Pragnął się w nich topić. Kolor jaki posiadały był niezwykły choć w swej normalności. Dawało to wrażenie zanurzania się w magicznym świecie jej pomysłów bądź planów. A jemu dawało stabilizacje, czyli coś czego nikt mu nie zapewnił. 

Siedzieli tak chwile w ciszy, która dawały błogi stan ukojenia, który był im obu potrzebny. Po tej chwili ich usta się złączyły. Było to nieoczekiwane, choć miłe łaknienie. Kobiete wypełniał ból, który oddawała mężczyźnie. Było to cierpienie po stracie przyjaciela, który był prawie dla niej jak rodzina. Z kolei mężczyzna dawał jej w pocałunku niepewność, która zalegała w nim od zawsze. Od zawsze bał się własnych uczuć. Dlatego udawał, że ich niema. Wszystko trzymał w sobie, każde wydarzenie, rozmowe, wyznanie. Oddanie ich komuś było dla niego niewyobrażalnie ważnym momentem w życiu.

______________________________________________
Hej
Oto pierwsza  część shipu Levihan w mam nadzieję oryginalnym stylu. 

L: Widzicie mnie w roli lekarza? Ten bachor znowu coś wymyślił nie z tej ziemi... Mógłbym być chyba salowym A nie lekarzem.

H: Masz miano hejtera roku 2k18 jak się z tym czujesz?L: Może być

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

H: Masz miano hejtera roku 2k18 jak się z tym czujesz?
L: Może być.
H: Młoda nie przejmuj się nim wyszło Ci wspaniale.
A:Spoko wiem jaki jest przecież. Ciekawe za co kadetki go kochają...Armin jest lepszy
Armin:Dziękuję za komplement
H: Levi zostawisz to tak bez jakiejś odpowiedzi?
L:Moja krew tyle powiem.
Armin: Pa drodzy koledzy mojej najlepszej przyjaciółki.
A: *friendzone* ....
  


Levihan /Levi x Hanji one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz