Ulice zasłane były odłamkami szkła, a czerwone plamy zakrywały powierzchnię wielu budynków, czasem przeobrażając się w rozległe kałuże, kryjące się w pogrążonych w mroku zakątkach. Krew zdawała się być farbą, która malowała na ścianach i chodnikach tylko jej znane arcydzieła – rzucała mrożące krew w żyłach cienie, wyglądające jak najgorsze monstra w oczach dzieci, którym udało się przeżyć. Panowała głucha cisza. Grupa przerażonych, małych istotek, stała obok siebie w ciasnym kole – nikt z nich nie odważył się chociażby pisnąć, mimo to, iż łzy spływały po ich bladych, ubrudzonych szkarłatem policzkach, odrywając się dopiero przy brodzie i plamiąc pomięte, często zbyt duże koszulki.
Kobieca sylwetka wyłoniła się z mroku. Oprócz ubioru charakterystycznego dla Korpusu Zwiadowczego, nie było w niej nic nadzwyczajnego. Miała wyprostowaną postawę i dumnie uniesioną głowę, gdy kroczyła po środku odbytej rzeźni; czarne, sięgające zaledwie za uszy włosy kontrastowały z jej bladą, nieskazitelną cerą. Grzywka opadała na kobaltowe oczy kobiety – oczy wyprane ze współczucia, szczęścia, smutku czy jakichkolwiek innych, podstawowych emocji.
Puste spojrzenie zatrzymało się na ludzkich szczątkach, których jeszcze nie zdołano sprzątnąć. Widok poodrywanych kończyn i wnętrzności stały się już przykrą codziennością, jaką dziewczyna zdążyła zaakceptować – a przynajmniej wyglądało na to, że tak postąpiła. Nie wyrażającym kompletnie niczego wzrokiem powędrowała dalej, zatrzymując się na leżącej w rogu, kaszlącej kobiecej postaci. Jedno z dzieci nagle zerwało się do biegu, chcąc do niej podbiec, lecz stojący tam mężczyzna złapał je pod ramiona i nie dopuścił do tego, żeby mogło – zapewne – pożegnać się z – niewykluczone – jego matką.
Nie liczono się już z uczuciami innych; dziecko było człowiekiem, a człowiek był żołnierzem. Wojownikiem w swojej własnej walce, który nie mógł mieć żadnych wad. Musiał być idealny, chłodny, nie mający żadnej skazy.
Musiał być Mikasą Ackerman.
Lecz czy nadal uważano by tak, gdyby dowiedziano się, że nawet chodząca perfekcja miała usterki? Bo miała ich; miała i to wiele.
Brunetka przeszła po trupach, aby dotrzeć do umierającej kobiety, całkowicie ignorując zakaz wykrzykiwany przez obcych mężczyzn. Spojrzała w dół i rozchyliła delikatnie wargi, widząc jak śnieżno-białą skórę nieznajomej okalają czarne, długie kosmyki włosów – wyglądała jak kruchy płatek śniegu, który niechybnie uczepił się kurtki i dziwnym trafem nie chciał od niej odczepić. Tak delikatny, a jednak silny i uparty – walczący do samego końca. Ale to nie było pierwszym skojarzeniem, które nasunęło się na myśl młodej zwiadowczyni. W końcu takie porównanie nie spowodowałoby, że w kobaltowych oczach pojawiła się emocja. Strach, a może coś całkiem innego zawitało w górnej części twarzy kobiety – a spowodowało to jedno, zwykłe wspomnienie. Ta kobieta wyglądała jak jej matka.
Poruszona – nie, złamana; z widocznymi nerwami na wierzchu – kucnęła przy kobiecie, niesiona własnymi uczuciami; żalem, który wracał wraz z bolesną pamięcią o zmarłej rodzicielce. Rozkołysany wzrok wbiła w grupę dzieci, a szczególnie we wrzeszczącą, wyrywającą się dziewczynkę – brunetce zrobiło się niemal czarno przed oczami, gdy przez chwilę wydawało się jej, że owa panienka wygląda zupełnie jak ona, gdy była w podobnym wieku.
CZYTASZ
flawless ― mikasa ackermann one-shot.
Fiksi Penggemar◂ ❚ ⊱ꕥ⊰ ❚ ▸ miłość była największą usterką mikasy ackermann. ━━━━━━ ✦ takajakreszta 2019 ✦ one-shot ✦ angst ✦ some eremika