KROKI

6 0 0
                                    

Monotonny szum starego silnika przerwało dudnienie, a fotelami, które jeszcze przed chwilą tylko delikatnie się kołysały, targnął silny wstrząs. Wtedy się obudził.

No tak – pomyślał – zaraz będę na miejscu.

Miał rację. Dobrze znał tę drogę. Kiedy stary PKS zmierzał w stronę ostatniego przystanku na trasie, w pewnym momencie zjeżdżał z równej asfaltowej drogi i wtaczał się na wyboistą szutrówkę prowadzącą przez gęstniejący z każdym metrem zagajnik. Mógłby jechać z zamkniętymi oczami, a i tak wiedziałby, że za kilka chwil będzie na miejscu. Przez całe dzieciństwo, a potem młodość i pierwsze lata dorosłości niemalże codziennie przemierzał tę samą trasę.

Od tamtego czasu zmieniło się prawie wszystko. Stary dom jego rodziców, niegdyś piękny i zadbany teraz popadał w ruinę nadgryziony zębem czasu. Pierwotni właściciele – jego ojciec i matka odeszli, a razem z sobą zabrali jakąś niewidzialną cząstkę, nienamacalny element, który wtłaczał życiową moc w te mury i wszystko, co je otaczało. On sam był wtedy młody i silny, pełen pomysłów na życie. Zbuntowany i często poirytowany, to fakt, ale mimo wszystko w głębi ducha szczęśliwy. Teraz siedział przygarbiony w ostatnim rzędzie siedzeń rozklekotanego Jelcza siwy, wątły i znudzony życiem.

Wszystko się zmieniło – przyznał w duchu – wszystko, tylko nie ta cholerna droga.

W końcu autobus się zatrzymał. On wstał, otrzepał płaszcz, na głowę wcisnął przymały kapelusz i zawiesiwszy na ramieniu pękatą torbę ruszył wzdłuż siedzeń. Pojazd był pusty. Jedynie kierowca, chyba jeszcze starszy od jedynego wiezionego pasażera, zdziwionym wzrokiem śledził schodzącego po schodkach mężczyznę. Widać nieczęsto wysadzał ludzi na tym ostatnim, prawie zapomnianym już przystanku.

Kiedy pod butami poczuł żwirową nawierzchnię, za jego plecami ciężko zacharczał potężny silnik Jelcza. Autobus wykręcił na placyku po środku lasu i leniwie potoczył się w drogę powrotną.

On stał jeszcze chwilę śledząc oddalające się czerwone ogniki świateł. W końcu zniknęły. Umilkł też monotonny warkot motoru. Był sam. On i cisza. Kiedy do jego nozdrzy, zamiast dusznego odoru spalin i zatęchłej tapicerki dotarła słodka woń wilgotnego igliwia, poczuł ulgę. Niemrawo się uśmiechnął. Szybko poczuł jednak, że dawno tego nie robił i chyba wyszedł z wprawy. Westchnął ciężko, poprawił torbę na ramieniu i ruszył przed siebie jedną z wielu, dobrze znanych sobie ścieżek.

Nie minęło pół godziny, kiedy dotarł na miejsce. Wyszedł z leśnej gęstwiny na ukrytą przed resztą świata polanę. Na jej środku wznosił się dom. Próchniejące deski, krzywe ściany i zapadający się dach malowały wspólnie obraz nędzy i upadku. Ponura budowla niczym nie przypominała tej sprzed kilkudziesięciu lat. Dlatego właśnie postanowił się jej pozbyć. Długo ogłaszał, że chce ją sprzedać i że stara leśniczówka, choć trochę zaniedbana, wciąż jest solidna i zdatna do użytku. Zapewniał, że wystarczy jedynie niewielki remont, by znów doprowadzić ją do dawnej świetności i móc potem cieszyć się doskonałym azylem po środku gęstego lasu. Niestety jego ogłoszenia przynosiły marny skutek. Dopiero kilka tygodni temu otrzymał niespodziewany list, w którym pewien gość z Poznania wyraził zainteresowanie zakupem tego budynku. Raz już tu byli, kilka dni temu. Przyjechali tu jego samochodem. Gość porozglądał się, wszedł do środka, obszedł dookoła i w końcu się zgodził. Poprosił tylko, żeby przed samym kupnem wysprzątać tam nieco i doprowadzić do użytku podstawowe sprzęty. On bez chwili zastanowienia zgodził się i właśnie po to teraz tu przyjechał.

Starodawny zamek w wejściowych drzwiach puścił bez większego problemu. Niesmarowane przez długie lata zawiasy wypełnimy opustoszałe wnętrze przenikliwym skrzypieniem. Potem echo rozniosło huk zatrzaskiwanych drzwi. Był w środku. Od razu poczuł znajomy zapach. Choć teraz puste pomieszczenia zalewała głównie duszna mieszanina zatęchłej wilgoci i kurzu, to jednak odnajdował w niej coś jeszcze. To coś, co czuł zawsze, kiedy za młodu wracał do domu po dłuższej nieobecności. To ta specyficzna woń – dusza, którą posiada każdy dom choć nikt nigdy nie potrafi jej nazwać i opisać.

KROKIWhere stories live. Discover now