Rozdział trzeci, czyli: szaleństwo

11 1 4
                                    

            Była dopiero dziewiąta rano, a słońce już grzało niemiłosiernie. Lato tego roku, pełne było czystego nieba i wysokich temperatur. Lucy znużonym wzrokiem obserwowała drogę przed sobą. Jej stary Chevy Blazer sunął, mrucząc miarowo silnikiem. 
Dziewczyna przetarła oczy palcami. Spała prawie dziewięć godzin, ale czuła się całkowicie wyczerpana. 
Myślami ciągle wracała do swojego snu. Był taki niesamowicie rzeczywisty! Sprawiał, że nie mogła przestać rozpamiętywać każdej chwili. Od erupcji kolorów, po brutalną walkę na parkingu. Nie miała pojęcia, kim był czarnowłosy chłopak, który uratował ją od szponów potwora, ale słowa ostrzeżenia, które wypowiedział, tłukły się pod jej czaszką, nie pozwalając się skupić. A przecież dzisiaj był ważny dzień: panna Mertens obiecała pomóc Lucy w wypełnieniu aplikacji o stypendium. Dziewczyna wiedziała, że musi być uważna, mimo to nadal myślała o swoim śnie. Przerażał ją i fascynował zarazem.

            Droga do szkoły upłynęła w ciszy. Lucy zazwyczaj słuchała muzyki, prowadząc samochód, ale dzisiaj nie mogła znaleźć kawałka, który pasowałby do jej humoru. Zirytowana wyłączyła radio i zatopiona w myślach omal nie wjechała w policyjny radiowóz, stojący na parkingu przed szkołą. Zahamowała gwałtownie, zaskoczona widokiem. Oprócz tego, w który prawie uderzyła, stały tam jeszcze kolejne dwa, ustawione rzędem. 

           Parking leżał poza terenem placówki. Ściany budynków pomalowane były na różne kolory, odpowiadające przeznaczeniu danej części. W ten prosty sposób nietrudno było nowym uczniom znaleźć, to czego szukali a poza tym, plan zawsze ułożony był w ten sposób, że starsze roczniki zajmowały najwyższe piętra. Ponoć miało to kształtować w uczniach ambicje, ale dla Lucy świadczyło jedynie o wyścigu szczurów, w którym wszyscy brali udział. W ten, czy inny sposób. 
Dziewczyna wysiadła z samochodu i z torbą na ramieniu, ruszyła w stronę szkoły. Po drodze kiwała głową znajomym oraz ignorowała pożądliwe spojrzenia chłopaków, jak również zazdrosne szepty ich dziewczyn. 
Już dawno nauczyła się, że przepraszanie za to, jak się wygląda, nie ma większego sensu, bo ktoś zawsze będzie zazdrosny. Dziewczyna nie przejmowała się opinią, którą wystawiały jej "koleżanki", bo znała swoją wartość i ludzie gadanie, nie mogło tego zmienić.

          Im bliżej szkoły, tym uczniów było więcej: niby nic nowego, ale tym razem było inaczej. Zamiast śmiać się i podążać porannym krokiem w stronę budynków, wszyscy stali na trawniku, rozmawiając o czymś z ożywieniem.
Lucy rozejrzała się, szukając Catherine, z którą była umówiona na pierwsze zajęcia. Dostrzegła ją chwilę potem. Zielone włosy koleżanki, mocno kontrastowały z czarnym ubiorem i wyrazistym makijażem. Do tego wyróżniała się wzrostem, bo większość dziewczyn, w tym Lucy, sięgało jej do ramion.
Cat stała z grupką uczniów, wśród których czarnowłosa rozpoznała kilka znajomych twarzy. Szkoła była ogromna, uczęszczało do niej prawie pięć tysięcy nastolatków i nawet wśród najstarszych klas nietrudno było natknąć się na kogoś nieznajomego.


— Cześć Luc — przywitała się zielonowłosa, widząc koleżankę.


— Co się dzieje, czemu wszyscy zbierają się przed szkołą?


Cat zrobiła zaskoczoną minę, posyłając Lucy spojrzenie spod zmarszczonych brwi.


— Jaja sobie robisz? Trąbią o tym w radiu i na portalach od samego rana.


— Przecież jest rano — rzuciła czarnowłosa z irytacją. Widząc minę Catherine, machnęła ręką i dodała. — Wybacz, bardzo źle spałam i nie ogarniam. Możesz i powiedzieć, o co chodzi?


         Koleżanka miała właśnie się odezwać, ale przerwał jej niski chłopak, który pożerał Lucy wzrokiem zza szkieł okularów. Miał na imię Jason i kochał się w niej od drugiej klasy. Wszyscy o tym wiedzieli. Na początku było to miłe, ale upór adoratora z czasem stał się męczący.



StrażnikWhere stories live. Discover now