50

206 28 20
                                    

Czułem się jakbym był na kacu, chociaż nie piłem nic od dobrych kilku dni. Tak beznadziejnie za nim tęskniłem, w dodatku okazało się, że ani sąsiad Jongde ani jego koleżka Minsok nie mieli tego cholernego numeru. 

Cholera, jakim cudem żaden z nich go tak naparwdę nie znał. Skąd w ogóle Ruhan wytrzasnął całą tę grupę?

Mając nadzieję, że to wszystko to jakiś nieśmieszny żart i cała paczka doskonale bawi sie moim kosztem, wjechałem na podjazd tego całego właściciela vanów. Chłopak mojego kuzyna już tam był, wyraźnie niezadowolony, ciągle zerkał na wyświetlacz telefonu.

- Musimy pogadać - zwróciłem się do niego, ale on całkowicie mnie olał i zajął się rozmową z chłopakiem, którego mi nawet nie przedstawił. No świetnie. 

Kilka minut później, kiedy ten sam nieznajomy sprawdzał po kolei samochody, znowu spróbowałem zagadać, jednak usłyszałem tylko:

- Kris, spierdoliłeś po całej linii. Jak chciałeś się tylko zabawić, to spoko, ale udawanie, że nie masz jego numeru jest totalnie żałosne. Tao jest wsciekły na maksa, wiesz, bez kija nie podchodź i te sprawy.

Chciałem po raz kolejny powtórzyć mu, że do jasnej cholery, wiele bym dał, żeby jednak mieć ten numer. Ale go kurwa nie miałem. Nie zdążyłem nawet otworzyć ust, kiedy ten typek od vanów warknął w naszą stronę, że zostawiliśmy chlew w aucie.

Zirytowany powiedziałem Lu, że to załatwię i wsiadłem do samochodu po stronie pasażera. Rzeczywiści nie było tam najczyściej, ale ja miałem być tylko kierowcą, a nie jeszcze dodatkowo sprzątaczką. Poza tym ostatnio byłem w stanie głębokiej depresji, więc nawet nie pomyślałem, że wypadałoby trochę posprzatać.

- Oh, stary, jakaś dobra ta niunia od tego numeru?

- Człowieku, nie znam cię - rzuciłem mu zdegustowane spojrzenie, zniechęcony jego zbytnią poufałością - I jaki numer?

Chłopak podał mi karteczkę ze starannie napisanymi cyferkami oraz kilkoma słodkimi rysuneczkami, a moje serce najpierw zatrzymało się, później zaczęło bić coraz szybciej i podeszło mi aż pod gardło. Opadłem ciężko na fotel i jęknąłem cierpiętniczo. 

Nie dziwię się, że Tao jest na mnie wściekły, a inni odpowiadali mi zdawkowo na pytania o jego numer. Jestem takim frajerem, pewnie mój piękny chłopiec pomyślał, że był tylko wakacyjną przygodą, albo co gorsza, że się nim tylko bawiłem.

- Musiała być fantastyczna, że tak ją wspominasz - orzekł facet, siedzący za kierownicą i wzruszył ramionami - Dzwoń do niej, Romeo, poświęcę się i posprzątam.

Jak z procy wyskoczyłem z vana, zatrzasnąłem za sobą drzwi, które wydały głośne trzaśnięcie. Rozejrzałem się dookoła, jednak nigdzie nie dostrzegłem Ruhana, na co przekląłem siarczyście. Przez zdenerwowanie lekko pomiąłem karteczkę, trzymaną w dłoni. Starannie wyprostowałem ją w drodze na przystanek, przepisałem numer do telefonu i stchórzyłem.

- Wu, weź się w garść - warknąłem sam do siebie, jednak znów zawahałem się nad naciśnięciem zielonej słuchawki. 

Co jeśli po tym wszystkim nie chce ze mną nawet rozmawiać? Może powinienem wysłać mu tylko smsa? Może on już spisał mnie na straty i telefon ode mnie tylko go zdenerwuje?

Zagryzłem wargi, zablokowałem urządzenie i schowałem je do kieszzeni. Nie byłem gotowy ani na tę rozmowę, ani  na prawdopodobne odrzucenie, bo bałem się, że mogłoby wpłynąć na mnie bardziej niż bym tego chciał. Obiecałem sobie, że zadzwonię wieczorem, kiedy będę jako tako do tego przygotowany psychicznie, to znaczy wypiję kilka lampek wina lub parę piw na odwagę.

My diary// taoris ☀️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz