Niefuność

38 16 4
                                    

ISAAC

Kurwa... Usłyszał mnie. Jebane trapery. Ogólnie to byłem w dupie i to takiej absolutnej. W dzisiejszych czasach ostało się mało zdrowych na umyśle osób. Wcale nie mówię, że ja się do nich zaliczam. Ale odbiegam od sedna tematu. Jeśli ten typek wpisuje się w te schematy oznacza to nie małe problemy. Zapewne gdyby był sam, to może dałbym radę ale dochodzi do tego ten pies... Jebany. Najlepsza opcją byłaby ucieczka i nawet mam do tego sposobność. Szybciej dobiegnę do drzwi, niż ten kundel zorientuje się, że w ogóle zacząłem biec. Ala jaka była by w tym zabawa. Co prawda moim głównym celem na... Dowolny okres czasu jest przeżyć, ale na razie rozważam tylko najczarniejszy scenariusz. A istnieje przecież szansa, że to całkowicie zdrowy, normalny i należycie funkcjonujący człowiek. Zacząłem ważyć szansę, jednak czasu pozostawało coraz mniej. Chwyciłem mocniej siekierę i rzuciłem ją po ziemi. - Kolego... Nie chciałbym żadnych problemów. - Wyszedłem z rękoma schowanymi w kieszeniach spodni. - Szczególnie ze strony twojego milusińskiego. Psy... Uwielbiam psy, znaczy uwielbiałem psy. Do pewnego dnia, w którym jeden z nich strasznie mnie pogryzł. Do dziś mam w tym miejscu bliznę. Ale to teraz nie ważne. Muszę wyczuć, jak groźny jest ten kundel. Przez wyżej opisana sytuację nauczyłem się jednej rzeczy. Pies nigdy cię nie zaatakuje jeśli poczuje, że jesteś od niego silniejszy. - Chyba nie masz mi za złe, ze też tu przyszedłem. Wiesz, w dzisiajeszych czasach trudno o dobro własne, a więc trzeba sobie radzić na wszelkie możliwe sposoby. - Z każdym kolejnym słowem przesuwałem się coraz bliżej chybotliwej półki. To będzie mój punkt wyjścia. Jeśli tylko nasza rozmowa zacznie zmierzać w złym kierunku, mocno w nią uderzę, a ta się wywróci blokując przejście. Wtedy sprintem do drzwi i już mnie nie ma. Zawsze po wmyśleniu genialnego planu mam dziwne pragnienie przybicia sobie samemu piątki i powiedzenia "Dobra Robota". Jednak wtedy wyszedłbym na absolutnego świra. Ten chłopak ewidentnie był ode mnie młodszy i wyglądał na strasznego naiwniaka lub ciapę. - Wiesz... Jak coś, to ja tu sobie poszukam rzeczy, ty sobie poszukasz rzeczy i pójdziemy w swoją stronę. - Jeśli by się na to zgodził, od razu musiałbym ruszyć do chłodni. Tam, gdzie jest magazyn. Na 100% znajdę tam nawet nie ruszone rzeczy.  

LUCIAN

W końcu z cienia wynurzył się jakiś facet, nieco starszy ode mnie, nie wyglądał zbyt przyjaźnie, a już na pewno mogłem podejrzewać, że jest wariatem, kiedy od tak puścił swoją siekierę i zaczął do mnie podchodzić. – To raczej wolny kraj. Możesz robić, co tylko chcesz. – stwierdziłem bez przekonania. Nie wyglądał na godnego zaufania, a już na pewno nie mojego zaufania. Wolałem nie ryzykować spoufalania się z nim. Zwłaszcza, że mój nadgarstek ostatnio nie był w dobrej formie. Prawdopodobnie go sobie skręciłem, bo nieco spuchł, a ja wykorzystałem ostatni bandaż na moją poprzednia kontuzję i teraz nie miałem czym go nawet usztywnić, a podarta koszulka się do tego nie nadawała, mimo, że próbowałem. W miarę jak on przesuwał się w lewo, ja robiłem to w prawo. Wolałem, żeby nie był za blisko, nie wiedziałem co planował, ale wyglądał na cwaniaczka, a tacy są najgorsi. Choć tu z mojej strony była lekka hipokryzja, bo sam niekiedy cwaniakowałem. W końcu machnąłem tylko na niego ręką. Niech robi co chcę. – Shakira, chodź. – powiedziałem do owczarka, a ten z niechęcią odwrócił się i poszedł za mną. Schowałem obolałą dłoń do kieszeni, gdzie była przed tym, jak pojawił się ten gościu, a łom wsunąłem do plecaka, tak, żeby w razie czego mieć do niego dostęp. Nigdy nie wiadomo. Podszedłem do kas, które znalazły się obok mnie i sięgnąłem po paczkę leków przeciwbólowych. Miałem ich trochę, ale nie zaszkodzi uzupełnić zapasów. W dodatku najwyraźniej był wieczór, a ja nie miałem się gdzie zatrzymać, odpoczynek tutaj dobrze by mi zrobił. Wyciągnąłem więc śpiwór i jedząc zdobyte przeze mnie krakersy postanowiłem zaczekać, aż ten dziwak sobie stąd pójdzie, a ja będę miał pewność, że jestem bezpieczny i mogę sobie pospać bez konieczności umierania z rąk nawiedzonego kanibala, czy coś podobnego. Usiadłem na podłodze i poczęstowałem suczkę jej karmą, a siebie sporą dawką leków i krakersów z serowym dipem. Zawsze dawali go tak mało, czy to tylko na czas apokalipsy? W każdym razie jest to czysty skandal.  



ISAAC



  Chłopak był dokładnie taki jak się spodziewałem... Naiwny, ale szczery. Jednak moją uwagę przykuł jego nadgarstek. Najwyraźniej skręcony. Aż dziwię się, że ma w ogóle ochotę wychodzić z tym z kryjówki i do tego walczyć z zgnilcami. Nieznacznie pokręciłem głową. Dobrze, że poszedł po rozum do głowy i przystał na moja propozycję. Od razu podszedłem do szafki, na której wychaczyłem nietkniętą puszkę. I tak! Miałem szczęście. Kolejna puszka tym razem z fasolą. Wręcz idealnie. Fasola ma w sobie mnóstwo białka dzięki czemu przynajmniej na chwilę nie będę myślał o mięsie... Tak, mięso. Zjadłbym sobie kąsek soczystej wołowiny. Wziąłem puszkę i schowałem ją do torby przyczepionej do pasa moich spodni. Podniosłem z ziemi również siekierkę. Aż się zdziwiłem, że nie pomyślałem o tym na początku. Spojrzałem na chłopaka biorącego leki zza lady. - Nie polecam. - Odrzekłem szorstkim i nieprzyjemnym tonem. - Minął rok od ostatniej dostawy a nawet najlepszy przeciwbólowy ma datę ważności na sześć miesięcy do przodu. - Przesunąłem półkę która zagradzała drogę do działu mięsnego i do magazynu. - Jeśli chcesz coś, co złagodzi ból do napar z pokrzywy i kory brzozy jest dobry. Ewentualnie ścierasz bluszcz i dodajesz do niego sok z cebuli. - Nie wiem po co mu to mówiłem. Mimo, że nienawidzę ludzi, jeszcze bardziej negatywnie nastawiony jestem do perspektywy wymarcia całego gatunku. Szczególnie na rzecz śmierdzieli. Podszedłem do następnej alejki i wyjrzałem zza winkla. Czysto. Widziałem już drzwi prowadzące na zaplecze, do magazynu i chłodni. Jednak dopadł mnie pech. Pomijając fakt, że drzwi były zamknięte - czego się spodziewałem - to ze środka dochodziły nieprzyjemne odgłosy jednoznacznie wskazujące na istoty, które zagościły się w tamtym miejscu, moim kosztem. Gdyby to były zwykłe, to nie było by problemu. Bardziej boję się jednak tych szybkich. Strasznie ich nie lubię. Do tego problemem może być ich ilość. Z samych charkotów i jęków wyodrębniłem aż 3... a może być ich jeszcze więcej. Na ten moment postanowiłem sobie to odpuścić i przeszukać inne miejsca. Za przewróconą półka znalazłem butelkę wody oraz batonik. Zawsze coś.  



LUCIAN

 Myślałem, że facet sobie wreszcie pójdzie, załatwi swoje sprawy, a ja w spokoju odpocznę, ale nie. On oczywiście musiał dodać swoje trzy grosze. Westchnąłem nie mając ochoty go słuchać. – A niby jak ja mam to zrobić? Warunków nie mam, a nawet nie wiem, co to kurwa jest bluszcz. – powiedziałem patrząc się na niego spode łba. Nienawidziłem, kiedy ktoś mówił mi, jak mam się sobą zajmować. To po prostu mi nie leżało. Z jakiej racji mam się słuchać innych, skoro sam bym zrobił wszystko lepiej? Z resztą, te leki to i tak tylko paracetamol, po dacie ważności zwykle zachowuje nadal swoje właściwości (tak przynajmniej mówiły badania, które czytałem), a nawet jeśli je stracił to mnie nic się nie stanie. Wrzuciłem dwie tabletki do ust i popiłem wodą. Niech się jebie. – Masz wszystko, co chciałeś? Możesz już iść? – zapytałem z nadzieją, kiedy ten znowu pojawił się w moim polu widzenia. Naprawdę miałem ochotę się zdrzemnąć, ale przy nim zdecydowanie nie czułem się bezpiecznie. Słusznie, bo zdawał się być nawiedzonym magiem-zielarzem.  

Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz