Rozdział 18

188 8 0
                                    

Od dłuższej już chwili, próbuję otworzyć oczy, ale ostre i rażące światło, skutecznie mi to uniemożliwia. Kiedy wzrok przyzwyczaja się nareszcie do jasności. Rozglądam się niepewnie po wnętrzu. Wyjątkowo sterylnej, nie za dużej szpitalnej sali. Próbując przypomnieć sobie, dlaczego w ogóle się tutaj znalazłam oraz, co było tego przyczyną. Jednakże silny ból głowy i większej części mojego ciała, nie pozwala mi się skupić na myśleniu. W głębi siebie, czuję jednak, że stało się coś bardzo złego. Coś, co będzie miało, bardzo przykre konsekwencje. 

Białe ściany i kilka mebli w tym samym kolorze. Rozstawione w różnych częściach pomieszczenia. Nadawało mu, wyjątkowo nijaki i dość ponury, jak dla mnie wystrój. Przebywanie w tym miejscu, źle wpływało na moje i tak fatalne samopoczucie.

Spoglądam w bok, gdzie stoi puste łóżko. Przykryte jedynie białą pościelą. A następnie na okno, przez które przebijają się ciepłe promienie słońca. Staram się wydedukować, jaki może być dzień tygodnia. Ale na nic się to nie zdaje. Nie mam bladego pojęcia, ile byłam nieprzytomna. W dodatku byłam tutaj, całkiem sama. Nie było nikogo, kto mógłby odpowiedzieć na moje niecierpiące zwłoki pytania. Co dodatkowo wprowadzało mnie w jeszcze większy niepokój. Jestem kompletnie zdezorientowana. Spoglądam na swoją prawą rękę, na której znajdują się liczne szwy i welfron, który prowadzi do kroplówki stojącej przy łóżku. Byłam przerażona wyglądem swojego przedramienia, które niemal w całości ucierpiało. Z pewnością zostaną na nim okropne blizny. Nawet nie chciałam teraz o tym myśleć.
Lewa za to jest unieruchomiona, a ból z nadgarstka promieniuje, aż do ramienia. Czułam się okropnie, jak jeszcze nigdy przedtem. 

Odsuwam delikatnie na bok kołdrę, którą byłam przykryta. Nie wiedząc, czego mogę się spodziewać. Dostrzegam pokaźną ilość opatrunków i bandaży oraz przypiętych kabli od aparatur monitorujących życie.
Próbując się nieznacznie, podciągnąć wyżej na łóżku, czuję olbrzymi ból w klatce piersiowej. Dlatego też, natychmiast zaprzestaję próby, jakiegokolwiek poruszania. Byłam okropnie obolała i zupełnie bezsilna. Wpatruję się bez większego celu w sufit, a wspomnienia powoli do mnie powracają. Zaczynam sobie przypominać, wydarzenia feralnego dnia. Wszystko układa się w jedną, spójną całość. Wraca do mnie rozmowa z Mią, jej wyjawienie mojego sekretu, kłótnia z Markusem, jego okrutne i niesprawiedliwe słowa. Które do tej pory, bolą tak samo, a na końcu najgorsze. Potrącenie przez samochód. Na nowo odtwarzam to traumatyczne zdarzenie. Starając się przypomnieć sobie, jak najwięcej szczegółów. Co wcale nie było łatwe. Wszystko związane z wypadkiem, było przykryte gęstą mgłą. Jakby mój mózg, próbował wyrzucić z siebie to wydarzenie. 

Z przerażeniem spoglądam na swój brzuch, nie mając pojęcia co z dzieckiem. Które z dnia na dzień, stało się dla mnie najważniejsze. Nie wiedziałam nawet, czy ono w ogóle, jeszcze istnieje. Łzy mimowolnie cisną mi się do oczu, kiedy przez myśl przebiega mi najgorsze. Ja po prostu, nie mogłam go stracić. Nie teraz, gdy bezgranicznie je pokochałam i zaczęłam wyczekiwać jego przyjścia na świat. To nie mogło się tak skończyć. Chciałam je urodzić, patrzeć na to, jak się rozwija, rośnie. Być obecna w każdym najważniejszym momencie jego życia. Sprawdzić się w roli matki i zapewnić swojemu dziecku, wszystko co najlepsze.

Po niedługim czasie, spędzonym na rozmyślaniu nad moim życiem.
Drzwi od sali się otwierają. Do środka wchodzi, ubrany w biały kitel mężczyzna w średnim wieku. Przypatrujący mi się z ledwie zauważalnym uśmiechem. Domyślam się, że to lekarz. 
- Witamy z powrotem wśród nas, pani Klaro. Dobrze, że się pani w końcu obudziła. Jak się czujemy? - pyta, podchodząc do mnie. Przeglądając przy okazji moją kartę i coś w niej zapisując. 
- Bywało lepiej. Ale to dla mnie teraz nieważne. Proszę mi powiedzieć, co z moim dzieckiem? Błagam, niech pan mi powie, że wszystko z nim w porządku - mój głos jest zachrypnięty, brzmi zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Jakby nie należał do mnie. 
- To będzie trudne, co teraz powiem. Bardzo mi przykro. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Ale nie udało się go uratować - mężczyzna patrzy na mnie z jawnym współczuciem. Gdy dociera do mnie sens jego słów, zaczynam głośno płakać. Nie potrafiąc pogodzić się z otrzymaną wiadomością. Nie chciałam jej dopuścić do swojej świadomości. 
- To nie może być prawda. Dlaczego to musiało spotykać właśnie je? Przecież ono, nie było niczemu winne. To wszystko moja wina, to przeze mnie jego już nie ma - wpadam w histerię, nie potrafiąc się uspokoić. Cierpienie po tej stracie, było za silne.
Nie zważałam już na nic. Nie obchodziło mnie, że ledwo mogę oddychać, przez olbrzymi ból górnej partii ciała, wywołany płaczem.

Miłość kończy się wtedy, gdy zakochani są dla siebie zbyt idealni. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz