Początki

510 8 5
                                    

EMMA
Trzynasta po południu. Teraz ma. Być historia. Podeszła do mnie Liz i zapytała:
- Emma... Może pójdziemy na wagary? Zabierzemy kogoś jeszcze. No chodź będzie super!
- Nie Liz ja, nie mogę...
- Pliss!
- No dobra. Ale pod warunkiem, że weźmiemy Maxa!
- Okej... O patrz już idzie twój romeo!
Ściślej mówiąc, miała ona na myśli Maxa. Chodziłam z nim, to znaczy, że moja orientacja jest normalna.
No więc uciekliśmy.
Ja, Max, Liz, Julian. Biegliśmy. Nagle kilka ulic dalej od szkoły zobaczyłam mojego ojca jadącego samochodem wzdłuż drogi którą szliśmy. Moi przyjaciele też to zauważyli. Niestety od strony pobocza stał mur. Od strony muru stała Liv a zaraz obok ja. Tak się złożyło, że Max popchnął mnie w stronę Liv,
wtedy gdy on akurat parkował tuż przy nas. Najgorszy moment w życiu!
Niefortunnie poleciałam na nią
i... się pocałowałyśmy.
Skarciłam samą siebie, za to że pomyślałam, że Liv jest nawet sexowna. Chciałam całować sieę z nią bez końca.
Krępująca chwila.
Nie tracąc czasu ojciec podszedł do mnie. Rozdzielił nas. Próbowałam się tłumaczyć ale on tylko wrzasnął na mnie tylko jedno zdanie:
- Tato?! Nie nazywaj mnie tak nie jestem twoim ojcem!
To koniec. Już nie żyje. Pa pa wielki świecie! Fajnie było ale się skończyło.
Co Max sobie myślał pchając mnie na Liv! Skąd ojciec się tam wziął. Nie to chyba nie był przypadek.
Może ojciec wyśle mnie znów do jakiejś szkoły z internatem. Mam nadzieję. Wole to niż być całe życie w domu, z nim.
Dojechaliśmy do domu. Ojciec warknął na mnie:
- Jazda do pokoju! Nie wychodź z tamtąd póki matka po ciebie nie przyjdzie! I spakuj się.
Bałam się, a jednak cieszyłam, że nie będe więcej w domu. W tym domu z nim.
Po paru minutach byłam spakowana. Dopiero po około godzinie matka po mnie przyszła i powiedziała kótko:
- Idziemy. Za mną. Już
Poszłam. Wsiadłam do samochodu, jak zwykle prowadził szofer.
Było mi zarazem wstyd, byłam wściekła, szczęśliwa. Czułam ulgę, że wyjeżdzam z domu.
Jechaliśmy, jechaliśmy i jechaliśmy. Mijaliśmy wielkie miasta i małe wioski. Zatrzymaliśmy się przed wielkim budynkiem. Był pomalowany na biało. Przed nim stał wysoki, dobrze zbudowany męszczyzna.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
TINA
Dziś mieliśmy wolne. Umówiłam się z przyjaciółkami w parku. Już jesteśmy wszystkie razem. Ja i cztery koleżanki. Na to popołudnie umówiłyśmy się, że będziemy grały w butelkę.
No to zaczynamy!
Każda z nas dostała już szanse.
Każda z wyjątkiem mnie. Niektóre były już kilka razy. Czułam, że teraz ja, że na mnie wypadnie. Nie myliłam się.
- O! W końcu ty Tina.
- Tak ja hurra...
- Prawda czy wyzwanie? Hihihi
- Wyzwanie? -Odpowiedziałam
- Zdejmij bluzkę.
- Kurde, serio?
- Serio! Masz taki ładny biust.
- Mhm
Zrobiłam to. Był to mój największy błąd. Nikt nie zauważył, że od jakiegoś czasu, przygląda nam się policjant.
- Hej! Dziewczyno! Tak do ciebie mówię. Czemu się rozbierasz? Pójdziesz ze mną.
Poszłam z nim. Doprowadził mnie do dużego domu. Szłam na wpół rozebrana, bo nie pozwolił mi się ubrać, ani nawet wziąć koszulki. Czułam wstyd, bo nie jechaliśmy radiowozem ( choć mogliśmy) tylko szliśmy przez pół miasta. Weszliśmy do tego dużego domu. Policjant wprkwadził mnie do dużego pokoju.
Kazał mi uklęknąć i złożyć ręce w tył. Zrobiłam to, bo... no cóż to był policjant. Po tym jak skół mi ręce kajdankami, domyśliłam się, że coś jest nie tak.
W jednym momencie kazał mi wstać i przewrócił mnje w taki sposób, że upadłam na łóżko. Po chwili przewrócił mnie na plecy i zaczął mówić:
- Wiesz... teraz chwilę się tobą pobawię, potem odwiozę cię na komęde wezwiemy twoich kochanych rodziców, żeby cię odwieźli do miejsca gdzie takimi jak ty się zajmują. Mam tam przyjaciela jest dyrektorem.
- Ale co pan robi! To niezgodne z prawem!
- Wiesz... masz taki śliczny biust... On napewno będzie cie chciał.
Mówiąc to zdanie zdjął mi biustonosz.
- Ej! Co pan robi!
- Masz taki piękny kształtny biust, takie wielkie piersi.
Bałam się próbowałam się wyrwać ale on mi nie pozwolił. Bawił się mną przez jakąś godzinę, potem dał mi swoją bluze, a zabrał biustonosz. Kazał mi się w nią ubrać (w bluzę ) i iść za nim. On zaprowadził mnie do radiowozu który z nikądś wziął się na podjeździe.
- Właź!
Pojechaliśmy na komende, gdzie odebrano mi bluzę i pozostałam z gołym ciałem do pasa.
Na miejscu czakali na mnie rodzice.
- Dzień dobry państwu. Państwa córka rozbierał sie w parku. Jeśli państwo pozwolą, możecie wysłać córkę do tak zwanego ,,Psychiatryka dla Lesbijek'' bo jak już wspomniałem rozbierał się przy przyjaciółkach pokazując im swoje dorodne ciało. Taką ją znalazłem. Koleżanki bawiły się jej biustem i bielizną.
- On... on zmyśla! Kłamie!
- Dobrze... - Tym razem odezwał się  mój ojciec. - A czy mógłby pan zabrać to Dziecko - To dziecko powiedział z taką odrazą, że aż strach. - do tego psychiatryka?
- Dobrze zabiorę pańską córkę.
- To nie jest już moja córka! A rzeczy dziecka ma pan tu - Znów ten odrażający ton.
Pożegnałam się już z moimi-nie-rodzicami, i wsiadłam do radiowozu.
- Widzisz mała suko. Nie masz już nikogo.
- Nie nawidze cię! Nakłamałeś moim-nie-rodzicom!
- Tak  bobyś tam została. O zobacz dojechaliśmy!
Był to zwykły budynek nic nadzwyczajnego. Brzydki budynek

Psychiatryk LesbijekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz