Urząd pracy. Poranna godzina. Barnaba i ten drugi frajer siedzą przy stoliku w poczekalni w której nawiązuje się ciekawy dialog.
-Słuchaj Barnaba.
-Hę?
-Już jak tak siedzimy jak widły w gnoju może mi powiesz skąd ty tak właściwie masz pieniądze na tą całą akcję z związkiem zawodowym?
-Po pierwsze w tej powieści ja dominuję w kwestiach rozmów, po drugie okradłem kilku idiotów grających w pokera, wczoraj w klubie.
-Ciekawe jak to zrobiłeś kozi wypierdku..
-Wrzuciłem ekstazy do drinka jednemu powiedziałem że na koszt firmy, z kolei drugiemu wrzuciłem LSD i przykleiłem kartkę z dyktatorem Korei Północnej. Oboje się schlali i omamy jednego wpłynęły na drugiego. Wywiązała się kłótnia oboje się zlali i zostali wyrzuceni. Zabrałem ich z klubu jako niby opiekun i ojebałem że wszystkiego. Tępy goryl był zbyt leniwy aby zawiadomić policję a oni zbyt naćpani aby cokolwiek zrozumieć.
-Skąd miałeś ten szajs?
-Chodzi ci o piguły i pocztówkę? Wcisnąłem dilerowi patent na ojebanie szefa a on jako że był łysy się wciągnął. Odpalił mi próbkę na test w zamian.
-Boję się zapytać co mu powiedziałeś. -Że dopóki będzie używał ksywek z ulicy do szefa pod pozorem dilerów i ich złapania dostanie premię.
-Sprytne. Tak właściwie po chuj my tutaj grzejemy ławę?
-Przyszedłem po zasiłek. Kilka złotych się przyda. I nie pytaj czy mi dadzą. Tam pracuje Wiesiek.
-Ten Wiesiek?
-Dokładnie. Mam nadzieję że już ma druczek bo to mnie trochę kosztowało..
-Dupy?
-Nie tym razem. Zostawiłem dla siebie. Dobrze że bez opryszczki po na samą myśl mój naplet gra walca a moje palce szybkiego Krakowiaka po jego czubku.
"Pan Stefan Barnaba proszony na salę".
-Sprytna zmiana danych...
-Do zobaczenia potem mój drogi. Wrócę zanim zdążysz pomyśleć o laseczkach.
-Za późno.. W głowie już zarys dobrej dupeczki a w nosie zapach łososia.
-Naprawdę ci współczuję węchu.
