Nadszedł ten straszny dzień. Walentynki. Marinette szła do szkoły z żołądkiem związanym na supeł. Kartka walentynkowa wypalała dziurę w jej torbie. Ręce jej się trzęsły... Zanim weszła do klasy, myślała, że zemdleje. Oby go tam jeszcze nie było. Oby nie musiała przejść obok niego. Zdecydowanie miała wrażenie, że to ostatni dzień w jej życiu – te nerwy na pewno ją dzisiaj wykończą!
Adriena jeszcze nie było. Odetchnęła z ulgą i usiadła na swoim miejscu. Zaczęła wyciągać notatki. Kartkę walentynkową ukryła pod zeszytem. Wrzuci ją do torby Adriena w dogodnym momencie. Tak sobie to zaplanowała. A potem niech się dzieje, co chce!
Przyszedł. Zobaczył ją. Ich spojrzenia na chwilę się skrzyżowały i oboje jednocześnie się zarumienili. Przez moment Adrien sprawiał wrażenie, jakby chciał do niej podejść, ale nagle zatrzymał go Nino i zagadnął o wczorajszy mecz. Cóż za koszmarne wyczucie chwili! Marinette westchnęła i nieopatrznie machnęła ręką prosto w swoją stertę notatek. Wszystko wylądowało na podłodze w uroczym chaosie. Boże, jaka z niej gapa! Może ta Chloe ma rację. Może Marinette powinna się nazywać Gapa-Cheng... Rzuciła się zbierać papiery. Sięgnęła po walentynkę. O ułamek sekundy za późno!
Kartkę w kształcie serca poderwała z podłogi... Chloe Bourgeois. Uśmiechnęła się mściwie i zmrużyła oczy, patrząc na zaczerwienioną Marinette. Otworzyła kartkę i szybko przebiegła wzrokiem po tekście. Na twarzy Chloe zakwitł szeroki uśmiech. Zadarła nos i obrzuciła Marinette wyniosłym spojrzeniem. Przytuliła kartkę do piersi i ruszyła w stronę Adriena, który wciąż stał w drzwiach z Nino. Marinette nie była w stanie ocenić, czy mógł zobaczyć całe to zamieszanie i domyślić się, skąd Chloe wytrzasnęła kartkę. Myślała tylko o tym, że nie podpisała walentynki i teraz Chloe przywłaszczyła ją sobie. Rzuciła się na ławkę i schowała twarz w ramionach.
- Adrieniśku! – zawołała Chloe z emfazą. – Mam coś dla ciebie!
- Serio? – zdziwił się Adrien.
- Bądź moim Walentym! – Uśmiechnęła się przymilnie Chloe.
Adrien się zaczerwienił okropnie i rzucił szybkie spojrzenie w stronę Marinette. Ale ona wciąż leżała z twarzą ukrytą w ramionach. Chloe ukradła jej wiersz. Wiersz napisany specjalnie dla Adriena! To było stokroć gorsze od tego, czego przez te kilka dni się obawiała. Najbardziej bała się, że on ją wyśmieje. A teraz... Teraz mogło się okazać, że wiersz mu się spodoba. I on pomyśli, że autorką jest Chloe!
Tymczasem Adrien wydawał się nieco zaskoczony walentynką od Chloe. Otworzył ją, przeczytał. Poczerwieniał jeszcze bardziej. A potem... Potem przyjrzał się dokładniej kartce i zauważył to, co Marinette ukryła w swojej walentynce. Jej podpis. Pamiętał doskonale ten wzór z melonika, który niedawno zaprojektowała w konkursie.
Uśmiechnął się szeroko. Złożył kartkę i spojrzał prosto na załamaną Marinette.
- Nie, Chloe – odpowiedział spokojnie, przesuwając ją sobie z drogi. – Mam już swoją Walentynkę.
Słysząc to, Marinette poderwała głowę. I napotkała wzrok Adriena. Cóż... Była już zarumieniona, ale teraz poczuła dodatkowe gorąco napływające jej do policzków. Niemożliwe, że tak szybko się domyślił! Czyli najwyraźniej nie był głupi... pomyślała sobie. Stłumiła chichot, przypomniawszy sobie, co powiedziała jej Alya kilka dni temu. Fakt, z głupim Adrienem nie wytrzymałaby tygodnia.
Adrien podszedł do Marinette. I zupełnie naturalnie wziął ją za rękę i wyprowadził z klasy. Ta rozmowa, która ich czekała, byłaby zbyt krępująca, gdyby miała miejsce w sali pełnej kolegów. Znacznie bardziej nadawał się na nią jakiś ustronny kąt.
- Przecież nie wysłałem tego wiersza... - szepnął, stając naprzeciwko niej.
- Hmm... Jakoś sam wpadł mi w ręce – odpowiedziała cicho. Och, cóż za kłamstwo! Wygrzebała go ze śmieci! I on o tym dobrze wiedział!
- No, to w sumie dobrze, że do ciebie dotarł. – Uśmiechnął się szeroko. – Teraz czuję, że powinienem go przepisać na jakiejś ładnej kartce, żebyś mogła go zachować na pamiątkę.
- Nie musisz... - szepnęła. I tak zachowała tę pomiętą kartkę na wieczną pamiątkę. Nawet jakby przepisał ten wiersz złotym atramentem na najpiękniejszej kartce, nie miałaby dla niej większej wartości niż ta znaleziona wczoraj. Dowód jego mąk twórczych i... uczuć...
- To... Zostaniesz moją Walentynką? – spytał nieśmiało i spojrzał na nią tak ciepło, że na nowo się zarumieniła.
- Masz to na piśmie, Adrien – przypomniała z uśmiechem.
- Wiesz, tak oficjalnie, to się nie podpisałaś – odpowiedział jej w tym samym tonie, mrugając do niej.
- Szybko się domyśliłeś.
- To było aż nazbyt oczywiste.
- Naprawdę? – zdziwiła się. – Spodziewałam się, że zajmie ci to trochę więcej czasu.
- To mogłaś zmienić pismo. Ten podpis poznałbym nawet po ciemku.
- Akurat! – Roześmiała się.
- Poważnie. Tym podpisem na meloniku rozwaliłaś system. Nawet mój tata nie mógł wyjść z podziwu, jak sprytnie go ukryłaś. Myślę, że spokojnie masz już pracę.
- Jasne! Już to widzę.
- Mojemu tacie trudno zaimponować. A tobie się to udało.
W tym momencie rozległ się dzwonek na lekcję. Spojrzeli na siebie nagle zakłopotani. Trzeba było wrócić do klasy i zmierzyć się z docinkami, spojrzeniami i uśmieszkami – jakże typowymi w takich sytuacjach.
- No chodź! – Marinette pociągnęła Adriena za rękę. – Miejmy to za sobą.
Spojrzał na nią z podziwem.
- I nie patrz tak na mnie – dodała.
- Jak?
- Jakbym była ósmym cudem świata, czy coś...
- Dla mnie jesteś... - szepnął, a jej się znowu zrobiło ciepło w sercu.
Ścisnęła go mocniej za rękę i poprowadziła z powrotem do klasy. Zapowiadały się naprawdę wyjątkowe walentynki...
***
Koniec tej krótkiej opowiastki...
<3
CZYTASZ
Wyjątkowe walentynki
FanfictionAU, w którym brak kwami, brak supermocy, brak Władcy Ciem z jego akumami, a co za tym idzie - brak superbohaterów: Biedronki i Czarnego Kota. Marinette i Adrien są po prostu nastolatkami chodzącymi do tej samej szkoły. On jest znanym modelem, ona...