Obudził mnie dzwonek w telefonie, który wydawał mi się teraz głośniejszy nawet od kibiców Shiratorizawy.
– Pięć minut... – jęknęłam, pakując głowę w poduszkę. Ale jako że telefon zignorował moją prośbę i dalej dzwonił, wyciągnęłam rękę w stronę szafki. Po krótkich poszukiwaniach po omacku, w końcu podniosłam głowę i zirytowana spojrzałam, kto do mnie wydzwania i nie daje mi spać. Westchnęłam, gdy zobaczyłam, że na ekranie było napisane drukowanymi literami "Asano". No tak, tylko ona jest taka niemiła, żeby odbierać mi cenne godziny snu. Przecież muszę się wyspiać, żeby być piękna, no heloł. Odebrałam i odwracając się na plecy, przyłożyłam komórkę do ucha.
– Halo?
– Motizuki! Gdzie ty jesteś?
– W domu. A gdzie mam niby być? – mruknęłam półprzytomna.
– Jest zbiórka pod szkołą! Wszyscy czekają na ciebie od dziesięciu minut!
Można było wyczuć, że dziewczyna jest mocno zdenerwowana, co w jej przypadku nie wróżyło zbyt dobrze.
– Jaka zbiórka? – Gwałtownie usiadłam, zrzucając kołdrę na podłogę.
Usłyszałam, jak Asano cicho wzdycha i poirytowana odpowiada.
– Macie obóz treningowy z Nekomą! Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale masz być tutaj za pięć minut, bo bus odjedzie bez ciebie. Cześć.
– Chwila, poczekaj...
Rozłączyła się, a ja zerwałam się z łóżka jak poparzona. Wparowałam do łazienki, sprawdzając po drodze godzinę. Była za dziesięć ósma.
Jednocześnie ubierałam spodnie i myłam zęby. Ciekawe jak zareagowałaby ktoś, gdyby wszedł teraz do mojego mieszkania. Pewnie powoli by się wycofał, widząc, jak skaczę na jednej noce z jedną nogą w nogawce spodni ze szczoteczką w ustach, próbując związać włosy w kucyka.
Za cztery ósma wybiegłam z mieszkania. Kiedy przebiegłam już pół drogi, zdałam sobie sprawę, że zapomniałam zamknąć dom.
– Cholera – sapnęłam.
Zawróciłam i najszybciej jak umiem pognałam z powrotem. Szybko zamknęłam drzwi na dwa zamki i znowu wybiegłam na ulicę.
Do szkoły miałam około osiem minut na nogach. Mimo zmęczenia, rzuciłam się biegiem, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Pięć minut później byłam pod szkołą. Rozejrzałam się dookoła z szybko bijącym sercem.
Bus na szczęście jeszcze stał. Oparłam ręce na kolanach. Gardło strasznie mnie paliło, ale nie chciało mi się wyciągać picia z plecaka. Pobiegłam do busa, lecz tuż przed wejściem poczułam, jak na kogoś wpadam.
Zostałam przygnieciona do betonu i jęknęłam, nie będąc w stanie niczego zobaczyć, przez blokujące mi pole widzenia, brązowe coś.
Oh, brązowe coś? No tak, bo na kogo innego mogłabym wpaść?
– Przepraszam – powiedział szybko chłopak i wstał. – Najmocniej cię przepraszam, ja... – Podniósł głowę do góry i spojrzał mi w oczy. - Motizuki? Ja nie mogę, uważaj, jak łazisz, ciamajdo.
Tylko się skrzywiłam w odpowiedzi. Oikawa jest naprawdę aż taki ciężki?
– Ale jesteś ciężki, Shittykawa-
– Hej, gołąbeczki, wejdźcie już łaskawie, bo czekamy tu już ponad pół godziny! – Z busa wychylił się Makki.
– Co? – zapytał Oikawa, przenosząc na niego wzrok.
CZYTASZ
Kangei // Haikyuu
FanficMotizuki, nieco narcystyczna dziewczyna uczęszczająca do liceum Aoba Johsai, jest kapitanem żeńskiej drużyny siatkarskiej. Dziewczyna ma nadzieję wygrać zawody krajowe, ale przed tym czeka ją parę obozów treningowych, podczas których pozna wiele osó...