Minęło kilka dni od turnieju, Sansa była zakochana w księciu i nie myślała o niczym innym. Arya uczęszczała na lekcje szermierki, na które sama postanowiłam przychodzić by nauczyć się podstaw. Najważniejsza zasada to dźgać ostrym końcem. Ojciec powiadomił nas że zrezygnował z bycia namiestnikiem oraz że wyruszamy wieczorem. Sansa była zła na ojca, chciała zostać żoną księcia Joffreya. Przez cały dzień cieszyłam z Aryą, Sansa była z Septą, a ojciec gdzieś zniknął. W końcu znudzona ciągłymi treningami ruszyłam w poszukiwania ojca. Zostałam powiadomiona że został zaatakowany. Ruszyłam do jego komnaty i siedziałam przy jego łożu czekając aż się obudzi. Przez ten czas dołączył do mnie król i królowa. W końcu ojciec się obudził i został zaatakowany pytaniami dotyczącymi brata królowej, Tyriona.
- Twoja żona wypuści Tyriona Lannistera, a ty pogodzisz się z Jaimim.- powiedział Robert.
- Zaatakował mnie i zabił moich ludzi.- wytłumaczył ojciec próbując wstać.
- Lord Stark wyszedł z burdelu pijany i zaatakował mojego brata.- zaprzeczyła Cercei po czym obraziła króla przez co ten uderzył ją w policzek. Cercei była okrutna, ale nie zasługiwała na to.- Te pamiątkę będę nosić z honorem.
Królowa opuściła komnatę a Robert zajął się rozmową z ojcem. Sama nalałam mu wodę do szklanki i podałam mu.
- Zakończ to.- powiedział Robert do ojca.- Wyślij kruka. Rozmówimy się jak wrócę z polowania. Bierz odznakę.
- Jak się czujesz ojcze?- zapytałam gdy król wyszedł, zabrałam od niego pustą szklankę i ponownie ja napełniłam.
- Słuchaj matki, uważaj na Lannisterów.- powiedział po czym opróżnił kolejną.- Nie chce cię więcej widzieć w pobliżu Lannistera. Szczególnie Jaimiego.
- Oczywiście.- odpowiedziałam ponownie siadając obok niego.
- Co z twoimi siostrami?- zadał mi pytanie.
- Sansa jest obrażona, a Arya wciąż ćwiczy.- powiadomiłam go.- Jest w tym naprawdę dobra, nie nadaję się na damę.
- A ty w końcu musisz poślubić jakiegoś Lorda.- powiedział łapiąc mnie za rękę.- Uroda przemija.
- Wiem.- odpowiedziałam cicho.- Odpoczywaj.
Jeszcze tego samego dnia ojciec zasiadł na Żelaznym Tronie i wysłuchiwał lud. Za to król Robert był zajęty polowaniem na dzika. Stałam z boku dokładnie obserwując sytuację. Na końcu ojciec wstał o łasce i stanął przed ludem, skazał na śmierć Ser Greagora. Następnie zaczął schodzić po schodach. Podesam do niego i złapałam go pod ramię prowadząc do komnaty.
Wieczorem siedziałam ze siostrami w komnacie. Naszą rozmowę przerwał ojciec.
- Odsyłam was do domu.- zarządził opierając się o lasce.
- Nie możesz, co z Joffreyem?- zapytała Sansa.
- Co z moimi lekcjami?- dopytałam Arya.
- Tam będziecie bezpieczne.-wytlumaczył im.
- Ja nie jadę, mam być żoną księcia. Będę żoną króla i będę rodzić mu dzieci.- zadeklarowała rudowłosa.
- Siedem piekieł.- skomentowała cicho Arya.
- Gdy będziesz starsza znajdę ci innego męża odważniejszego i prawego.- zasugerował ojciec na co Arya się cicho zaśmiała.
- Nie chce innego, chcę jego.- zapierała się.- On jest moim królem, złotym lwem.
- On nie ma w herbie lwa idiotko.- skomentowała Arya.- Jest jeleniem, jak jego ojciec.
- Tu Arya ma racje.- powiedziałam powstrzymując śmiech. Dwa jelenie.