Ból pulsował jej w okolicy serca, coraz mocniej i mocniej, kiedy siedziała na kozetce lekarskiej, podczas gdy pani doktor wsadzała jej ten ohydny patyk do gardła. Wciąż ze smakiem drewna na języku, Mirune odwróciła się w stronę okna, żeby nie musieć patrzeć, jak kobieta w kitlu przykłada jej zimny stetoskop do klatki piersiowej. Oddychała głośno i szybko, nie było to jednak spowodowane badniem samym w sobie; chodziło bardziej o lekarkę, która je wykonywała. Czemu akurat Veronica? Myśląc o tym i czując, jak bardzo pieką ją poliki, odkaszlnęła, a na podłodze pojawiła się krew wymieszana ze śliną i drobnymi, fioletowymi kwiatkami, zapewne niezapominajkami, które nawiedzały ją od przeszło miesiąca.
Lekarka spojrzała na to z lekkim niesmakiem, ale kontynuowała badanie.
— Przykro mi, to wychodzi poza moje kompetencje. Będę musiała odesłać cię do specjalnej kliniki, tam przeprowadzą terapię i po krótkiej rehabilitacji powinno być porządku — powiedziała, zawieszając stetoskop na szyi. Jej głos był tak chłodny i obojętny, że Mirune niemal poczuła lodowe szpikulce przebijające jej, i tak już ledwo zipiące, serce.
Terapia? Nie, wiedziała, jak to się skończy. Każą jej zapomnieć. Nie miała zamiaru zapominać.
— Ja... Nie zgadzam się.
Cichy głos blondynki obił się o blade ściany gabinetu, powodując, że wydawał się głośniejszy, śmielszy. W rzeczywistości jednak wystarczyło spojrzeć na jej drobną, skuloną posturę, by przekonać się, że ze śmiałością nie miała w gruncie rzeczy nic wspólnego; na jej kurczowo zaciśnięte dłonie; na zaschniętą krew przy brzegach różowej apaszki; na łzy wezbrające w wyblakłych, błękitnych oczach.
Doktor Martinez wiedziała, że tak będzie. Między innymi dlatego ubiegała się, by przydzielili jej innego pacjenta — kogokolwiek, byle nie tę blondynkę, z którą musiała mieć wcześniej tyle różnych... Przeżyć.
Och, gdyby tylko więcej myślała, zanim poszła na studia.
Oczywiście, że wiedziała, kto jest przyczyną niezapominajek w płucach Mirune. Wiedziała, choć nie mogła uwierzyć, że uczucia panny Mills mimo upływu czasu dalej były równie silne, co podczas ich pierwszego pocałunku, pierwszej randki, pierwszej wspólnej nocy. To ją dziwiło; że Mirune nigdy się nie wypaliła.
W przeciwieństwie do niej.
Czemu tak bardzo nie chciała zapomnieć? Wyleczyć się z Veroniki i tego, co zresztą już dawno powinno zniknąć? To było rozsądniejsze. Tak ona by postąpiła, bo to było słuszne, a ona już nie była tą samą nierozważną Veronicą, pakującą się w związki bez przyszłości.
Spojrzała na siedząca na kozetce dziewczynę i powiedziała wyraźnie, starając się, by nie było słychać łamiącego się głosu:
— Nalegam.
A na podłodze pojawiła się kolejna mozaika z fioletowo-czerwonych płatków.
Veronica zmuszona była okryć drobną blondynkę kocem, by przestała się trząść, co jednak nie zatamowało spływających po czerwonych policzkach łez. Martinez nie była pewna, czy owa czerwień spowodowana była gorączka, krwią, czy Bóg wie czym innym, lecz postanowiła niezwłocznie wypisać skierowanie do specjalisty.
— Kocham cię, Ver — Długopis zawisł w powietrzu, a Veronica przełknęła głośno słowa zalegające jej w gardle, po czym pisała dalej.
Tydzień później fioletowe pasemka Veroniki Martinez blakły coraz bardziej, ironiczne spojrzenie wydawało się całkiem obce, nieznane, a pomalowane ciemną szminką usta wyglądały jak każde inne. Niezapominajki zwiędły. Mirune zapomniała. Wyzdrowiała, zapominając, że kochała tak mocno.
A Veronica przepisała kolejną receptę.
Tym razem dla siebie.
CZYTASZ
❝i need a doctor, oh!❞
Kurzgeschichtenit's not a simple symptom. ↳ Mirune x Veronica (@petitkoo 's oc), hanahaki!au, doctor!veronica & patient!mirune