Ciężkie życie Boga (seksu)

1.3K 45 41
                                    

Namjoon wstał z czarnego, skórzanego fotela i strzelił palcami. Rozejrzał się po biurze. W szafce z przeszklonymi drzwiczkami stały drogie, zagraniczne alkohole, ścianę zdobiły malowane na zamówienie obrazy, a za wielkim oknem rozciągała się panorama Seulu.

Spoglądając w dół z pogardą obserwował zwykłych, nudnych ludzi. Patrząc na nich czuł się jak Bóg, albo przynajmniej nadczłowiek. Ze wszystkimi swoimi pieniędzmi mógłby zapewnić im lepsze standardy życia, ale po co?
Plebs tez musi istnieć.

Wszyscy dookoła mówili mu, że ma paskudny charakter, ale przynajmniej miał pieniądze, więc uznawał, że może traktować ludzi przedmiotowo. Przecież był lepszy od nich...

Nalał do kryształowej szklanki najdroższej Whisky i upił łyka wracając spojrzeniem do znajdującego się na chodniku ludzkie mrowisko...

Jego chwilę odpoczynku przerwała sekretarka niosąca raporty.

Była to niska, brązowooka Europejka. Koreańczyk zatrudnił ją przez swoją słabość do obcokrajowców. Lubił ich dlatego, że byli w pełni posłuszni i świadomi swojej niższości - byli przecież w obcym kraju zdani na łaskę jego mieszkańców, którzy automatycznie stawali się ich panami. Kimowi taki obrót spraw bardzo odpowiadał.

Dziewczyna ukłoniła się nisko i po odłożeniu dokumentów pospiesznie skierowała się do wyjścia, ale Namjoon postanowił się trochę zabawić. Zatrzymał dygoczącą już ze strachu dziewczynę, złapał ją mocno za ramię, a drugą ręką odgarnął jej ciemne włosy z twarzy, po czym położył ją na już czerwonym policzku dziewczyny. Pogładził kciukiem jej skórę.

Ta „tektura" nigdy nie dorówna cerze Azjatów.

- Spóźniłaś się z raportem - powiedział chłodno - To aż takie trudne napisać dwie strony tekstu raz na tydzień?

Dziewczyna spuściła głowę i zaczęła jąkać jakieś przeprosiny, Namjoon uśmiechnął się mimowolnie i podszedł do biurka zostawiając sekretarkę samą na środku pokoju.
- Mam nadzieję, że ostatni raz mnie rozczarowujesz - popatrzył na kobietę surowym wzrokiem, starając się nie wybuchnąć śmiechem - Możesz już wyjść.
- Tak, panie prezesie - dziewczyna prawie wybiegła z pomieszczenia zamykając za sobą duże, dębowe drzwi.

Namjoon zaśmiał się histerycznie i rozsypał idealnie złożony plik raportów przyniesionych mu dzisiaj przez pracowników. W sumie, w ogóle ich nie potrzebował, po prostu lubił wykorzystywać swoich pracowników, którzy dawali się poniżać za comiesięczną wypłatę. Popatrzył na porozrzucane po całym biurze dokumenty.
Przynajmniej sprzątaczka zasłuży na swoją pensję.
Pomyślał i opuścił miejsce pracy z nikim się nie żegnając. Idąc korytarzami swojej firmy patrzył na płaszczących się przed nim pracowników i wyliczał w myślach:

„Ene, due, like, fake
Do wypłaty masz dodatek.
A ty robisz brzydkie miny,
W tym miesiącu cię zwolnimy!"

Wychodząc z pracy, rzuciła mu się jedna rzecz, a mianowicie piękna pogoda i niebo bez skazy, ponieważ ostatnio ciągle padało i wszystko wyglądało prawie tak chujowo jak życie przeciętnych ludzi.
Z tej okazji stwierdził, że ten jeden raz przejdzie się, żeby oczyścić umysł na świeżym powietrzu. Mijając swoje w cholerę drogie auto, udał się na spacer. Po 15 minutach zgłodniał, a ponieważ w okolicy żadnej ekskluzywnej tj. normalnej restauracji, poszedł do pierwszej- lepszej małej knajpki.

Spoglądając w górę odczytał szyld: "Panda Express".

Skrzywił się na tą, jakże głęboką w znaczeniu nazwę. Jednak głód zwyciężył. Wziął głęboki wdech i pociągnął za klamkę. Od razu uderzył go smród taniego, tłustego jedzenia.
Rozejrzał się. Przy stolikach siedzieli ludzie, jedząc niczym świnie w chlewie, brudząc swoje tanie i niemodne ubrania jak również wszystko wokół.

Kark Namjoona przeszył dreszcz obrzydzenia. Starając się nie patrzyć na ten odrażający widok, szybko podszedł do lady. Nie zwracając uwagi na sprzedawcę, wziął menu i zaczął wertować wzrokiem wszystkie dania. Nagle podniósł wzrok z widocznym grymasem złości na twarzy.

„Złość" to nawet mało powiedziane, był po prostu wkurwiony...

Popatrzył na młodego kucharzyka, stojącego przed nim i patrzącego pytającym wzrokiem, jednak przestraszony chłopak nie zdążył nawet powiedzieć jednego słowa, gdy usłyszał wściekły krzyk nowo przybyłego klienta.
- Jakim kurwa prawem nie ma tu kawioru?! Zniszczyliście mi właśnie humor, którego zwykle nie mam. Pożałujecie tego. Przyprowadźcie szefa!!

Chłopak stający przed nim aż skulił się ze strachu po czym cichutko odpowiedział
- Ae, j-ja p-przepraszam, t-to ja j-jestem szefem...

Namjoon przeleciał go wzrokiem z góry na dół, po czym zaczął mówić swoim klasycznym, pełnym seksapilu i pogardy głosem
- Powiedz mi ...
- Seokjin. Kim Seokjin - powiedział pospiesznie kucharz kłaniając się tak nisko, że prawie uderzył czołem w tani stół
- Dobrze więc, powiedz mi Seokjin, kim ty w ogóle jesteś? Chyba nie powiesz mi, że kucharzem.

Chłopak zaniemówił

- Właśnie w tej chwili spisałeś na siebie wyrok, chłopcze - Namjoon wstał, splunął na brudną podłogę i wyszedł głośno trzaskając drzwiami.

Gdy szedł tak dalej wkurzony, nie zauważył czegoś na ziemi. Kopnął to, po czym usłyszał dźwięk tłuczonego szkła. Spojrzał w dół i zobaczył kucającą przekupkę z potłuczonymi słoikami, z których wypływał teraz dżem. Gdy jej się przyjrzał, zobaczył, że to nie kobieta tylko jakiś mały, brzydki i brudny chłopiec, ubrany w łachmany z H&M albo innej biednej sieciówki, którą od lumpeksa odróżnia tylko metka i cena.

Zaklął siarczyście, po czym odszedł szybkim krokiem rzucając paroma banknotami w zdziwionego chłopaka.

Prezes miał już wszystkiego dość jak na ten  dzień, więc jak tylko wrócił do swojego apartamentu, szybko poszedł zrobić sobie odprężającą kąpiel z płatkami róż, by uspokoić myśli.

Stojąc w samym szlafroku z kieliszkiem wina spojrzał na oświetlone bilbordami i reklamami Seulskie ulice. Westchnął głęboko, myśląc nad niecnym planem zemsty, który przyszedł mu do głowy.

Miał pieniądze i znajomości, więc czemu by tak tego nie wykorzystać?

Uśmiechnął się i dopił resztkę wina. Poszedł spać i zasnął z uśmiechem. Uśmiechem, który nie zwiastował niczego dobrego.

Take It OffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz