Wiem... Minęło dużo czasu. Ale brakowało mi... W sumie nie wiem czego, ale czegoś na pewno.
Tak czy siak, trochę się pozmieniało. A raczej, wszygstko cofnęło się do początku. Nie biore witami, nie pije ziół, nie rozmawiałam też o tym z mamą, tak jakby nic się nie stało. Z jednej strony się cieszę. Znowu mogę założyć moją maskę i funkcjonować tak jak wcześniej. Ale... To strasznie męczy i myślałam... Choć to głupie... Że gdyby ona dalej dopytywała, ciągneła temat, to może, mogłabym przestać kłamać, może nawet poszłabym do lekarza i wreście ktoś by mnie uratował od tego wszystkiego.
Poza tym mam dużo nauki, na szczęście w tym tygodniu ide tylko 2 dni do szkoły, ale i tak nie mam czasu na wytchnienie.
Jest już wieczór, a razem z nim setki myśli i właśnie zdałam sobie sprawę z czegoś, czego tak cholernie sie boję.
Mam dendencje do tzw. Gubienia się we własnych myślach. Mówiąc krótko, wyłączam się kompletnie bo myśle o czymś. Najgorsze jest to że nad tym nie panuje. W tym roku piszę egzamin, na którym naprawdę mi zależ. Co jeśli zgubie się we własnej głowie na egzaminie, przez co nie zdążę?Dobranoc, idę się zadręczać.