– Ale Amiko...
– Wybacz [T.I]...
– Wybacz? Wybacz?! Błagam cię! – na twarzy dziewczyny malowała się złość i frustracja. – Nie przepraszaj tylko pozwól mi jechać na ten jebany obóz! – zacisnęła mocniej pięści. Obóz siatkarski był jedną z nielicznych rzeczy, na których jej zależało. Kochała siatkówkę i była w niej naprawdę dobra, dlatego tak trudno było jej zrozumieć decyzję kapitanki.
– [T.I] to nie jest moja decyzja. Ja... Powiem ci coś, co niekoniecznie ci się spodoba. Hanamiya... To on nie chce żebyś jechała. – głos Amiko drżał. Spuściła lekko głowę. – Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej.
[Brunetka, blondynka itp] pokręciła głową i zaśmiała się gorzko. – Makoto, no pewnie, że Makoto...
– Wybacz, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale zrozum. To po prostu gdzie Hanamiya to kłopoty, a gdy on sam cię zastrasza to... No cholera! Po prostu każdy wraz ze mną się go boi. – Amiko drgnęła. Nie chciała okłamywać koleżanki i współzawodniczki, ale nie miała ochoty zadzierać też z kapitanem drużyny koszykówki. Choć i tak właśnie to zrobiła. Kazał jej milczeć. Sama zainteresowana stała teraz z głupim uśmiechem na twarzy i rozżaleniem w oczach.
– Ja... Pójdę to z nim wyjaśnić. – uśmiechnęła się głupawo i odwróciła się na pięcie, zostawiając kapitankę samą, zastanawiającą się czy Hanamiya nie będzie się na niej mścił.
Szła korytarzem w stronę sali gimnastycznej. Za chwilę zaczynał im się trening, miała nadzieję, że zdąży złapać bruneta w drodze do sali. Udało się.
– Cześć. – mruknęła do niego. Hanamiya tylko spojrzał na nią i uniósł brew. – Nie mogę jechać na obóz i... – przerwał jej śmiech koszykarza.
– Mówiłem ci głupia, że masz o sobie za duże mniemanie. – uśmiechnął się wrednie, wystawiając koniuszek języka. Nastolatka otworzyła usta, na jej twarzy pojawił się grymas przepełniony goryczą. Pokręciła głową.
– Wchodząc w to byłam przygotowana na wyzwiska, wyładowywanie twojej złości na mnie, na zdrady, myślałam, że na wszystko. Nie wiedziałam, że okażesz się takim skurwielem. – Chłodny wzrok Makoto wwiercał jej dziurę w twarzy.
– Wygadała się, co? – powiedział cicho, tylko do siebie.
– Żeby zastraszać kapitan... Tego można było się spodziewać, ale tylko po to by naśmiewać się ze mnie?! Zrobić coś takiego... Ja... Wypisuję się z tego! Nie mam ochoty być z kimś, kto tylko podcina mi skrzydła! – krzyknęła oskarżycielko.
– Posłuchaj głupia...
– W dupie już mam to co chcesz powiedzieć! Rozumiesz? W dupie. – wyrzuciła z siebie. Zmierzyła go tylko chłodnym spojrzeniem, odwróciła się i odeszła z dumnie podniesioną głową. Na jej twarzy nie było śladu po emocjach, znów ta stara poważna [T.I].
Siedziała przy stole w swoim domu pijąc herbatę i gapiąc się w telefon. Na swoim ręku zauważyła bransoletkę, którą dała jej do przymierzenia Amiko. Odda jej jutro. Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Poczłapała do drzwi, zdejmując po drodze biżuterię z ręki. Otworzyła drzwi i ujrzała kapitana drużyny koszykówki Krisaki Daichi. Nie tego kapitana chciała.
– [T.I]. – starała się zamknąć drzwi, przeszkodziła jej stopa Hanamiyi w drzwiach. – Daj mi coś powiedzieć, do cholery. – chłopak zmarszczył brwi. Siłą wszedł do pomieszczenia. Dziewczyna westchnęła głośno. Wróciła na krzesło do ciepłej herbaty, na przeciwko bruneta.
– Mówiłam, że nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia. – wzięła spory łyk napoju, wpatrując się w stół. Nie chciała patrzeć na jego twarz.
– Sorry.
– To tyle? – uniosła brwi wciąż z twarzą skierowaną ku drewnianemu meblu.
– Ja po prostu nie chcę, żebyś lazła na ten obóz. – mruknął Makoto. Wyglądał na znudzonego tą sprawą. To było zawsze takie proste. Wystarczyło przeprosić.
– Powód? – atmosfera w pokoju stawała się chłodniejsza z każdą sekundą. – Twoje widzimisię? – Odpowiedziała jej cisza. Wstała gwałtownie i uderzyła dłońmi w stół. – Kurwa, Makoto! To nie jest jakaś jebana komedia romantyczna, pogadaj ze mną choć, kurwa jeden raz! Jeden!
– Nie drzyj się kobieto! – Brunet również wstał.
– Miałeś mi to wyjaśnić, jak nie masz nic więcej to powiedzenia to wynocha! – wskazała ręką na drzwi.
Chłopak odgarnął włosy z twarzy i skierował się w stronę wyjścia. Droga była bardzo krótka, jednak wydawała się trwać w nieskończoność. Z iluzji tej ocknął się gdy dotknął klamki. Po co właściwie tu przyszedł? Nogi same go poniosły. Dlaczego? Do jej mieszkania. Właśnie dlatego, że to tu mieszka. Bo chciał. Uderzył pięścią w drzwi.
– Nie będziesz wyjeżdżać nigdzie z tym palantem, twoim pierdolonym menadżerem! – spojrzał się na dziewczynę z furią w oczach. Cofnął się z powrotem do niej szybkim krokiem i mocno ją przytulił. Dziewczyna była w szoku. Hanamiya wtulił twarz w jej ramię.
– Makoto... Powiedz co ci jest choć raz. Przecież nikomu nic nie powiem. Otwórz się przynajmniej na mnie. Jaki masz problem?
– Nie pierdol. – mruknął, a jego ciepły oddech wsiąkł w materiał jej koszulki. – Ja nienawidzę gadać... Ale tak, zależy mi na tobie. I nienawidzę twojego menadżera. Podkochuje się w tobie.
– Nie można było tak od razu? Asami nie ma do mnie podejścia.
– Zostań ze mną. – ujął jej twarz w dłoniach i popatrzył prosto w oczy.
Chwila zawahania.
– Zostanę.
Mam wrażenie, że zepsułam, ale osobiście widzę Hanamiyę, jako chłopaka, który nienawidzi wręcz mówić o uczuciach i woli je wyrażać na własny, niezrozumiały dla innych sposób. Najwyżej zrobiłam z niego ciotę, no sorry.
Neo
CZYTASZ
Pistolety - Anime One Shots
Fanfiction*Zamówienia Otwarte* One Shoty z Anime. Zbieram zamówienia. Anime: Nanbaka Boku no hero academia Kuroshitsuji Death Note Haikyuu Kuroko no basket Death Parade Banana Fish Shingeki no Kyjoin Yuri on Ice Miłego czytania!