O Benie Słów Kilka

160 11 14
                                    

Od początku nie byłem przekonany do tego pomysłu. Zmiana szkoły zdaniem mamy miała pomóc, a moja ukochana siostra chętnie przyjęła mnie do swojego mieszkania, żebym miał bliżej. Przynajmniej jak mnie będą gonić, to mam jakieś szanse na ucieczkę. Nie żebym miał zamiar narzekać na Coatesville. Po prostu nie udawało mi się dogadywać z rówieśnikami, a mama miała dosyć tego, że ciągle wracałem poszarpany i posiniaczony. Z resztą, jak zwyke jej zdaniem to były bójki. Ja to traktowałem jako lekcje aktorstwa. Bo w każdy czwartek po szkole miałem kółko teatralne. To kółko wyglądało tak, że otaczała mnie drużyna footballowa, a ja grałem rolę worka treningowego. Byłem w tym całkiem dobry, muszę przyznać. Może jeszcze semestr i zdobyłbym ich szacunek.

- Benny! Rusz swój homo tyłek do salonu, bo zrobiłam obiad! - słyszę głos Lary, mojej niezastąpionej siostry, która potrafi wyjaśnić każdy problem w jednym zdaniu. Jest to też jedyna osoba, której świadomie powiedziałem za co mnie zwykli gnębić. To nie jest tak, że nagle któregoś dnia zacząłem ubierać się w różowe futra. Po prostu na jednej z imprez wyznałem mojemu przyjacielowi, że ma niezły tyłek. I tylko to zdanie wystarczyło, żebym mógł odstawać.

- Jasne, idę - przewraca oczami, bo wiem, że jeśli ją zignoruję to mi przyniesie posiłek, który wyląduje na mojej głowie.

Lara to w sumie dość dziwna osoba. W sensie, dobra, znam ją te siedemnaście lat, ale przypomina bombę, która nie wiadomo czy zaraz nie wybuchnie. Jak tak na nią patrzę, gdy uderza w okap, który nie chce zebrać dymu z przypalonych kotletów, to nie wiem, kto z nas jest młodszy i przekonuję się, że dojrzałość nie zależy od wieku.

- Pali się? - nie mogę się powstrzymać od złośliwości, która sama ciśnie mi się na usta. Nie mija kilka sekund, a już żałuję, że to powiedziałem. Samo jej spojrzenie, które może zamrozić krew w żyłach zaczyna mnie bawić do tego stopnia, że wybucham śmiechem, a ona zaczyna mnie gonić po pomieszczeniu ze szczypcami.

Po około pięciu minutach udaje mi się ujść z życiem, a mój kark zdobi pięknie czerwony ślad po uszczypnięciu tego kuchennego narzędzia tortur, które nadal, niczym ostrzeżenie, trzymała przy talerzu.

- Smacznego, Benjamin - powiedziała spokojnie, uśmiechając się promiennie, jakby dopiero nie chciała mnie zabić.

- Tsa, nawzajem - prycha rozbawiony i zaczynam posiłek. Lara nie jest zdecydowanie typową starszą siostrą... Przynajmniej nie jest tym modelem, które mają moi byli znajomi. O wiele częściej mogę ją zastać na kanapie z paczką ciastek i przybraną pozycją naleśnika, niż plotkującą z przyjaciółkami, czy spędzającą czas z chłopakiem. Właśnie, jej "życiowa miłość" jest ideałem. Patrzy na niego zawsze jak się obudzi i jak kładzie się spać. Co ciekawsze jej miłość za pewne nie wie o jej istnieniu, zajęta karierą a jej pokój zawiera dokładnie siedem i pół (bo ósmy zawierał też jakąś dziewczynę) plakatów z podobiznami jakiegoś piosenkarza. Jednym słowem, moja siostra to przegryw, ale wolę jej tego nie mówić. Niech żyje w błogiej nieświadomości. Bawią mnie też jej napady na wzięcie się w garść. Jak na przykład wczoraj, gdy z głośnym wdechem wstała z kanapy i po chwili usiadła, bo stwierdziła, że jednak nie chce jej się biegać.

Ale mimo wszystko ją uwielbiam. Nie zrozumcie mnie źle, jest dziwna, nietypowa, ale mam wrażenie, że to jedyna osoba, która wskoczyłaby za mną w ogień z kanistrem benzyny w dłoniach. Więc gdy zjedliśmy obiado - kolację, bo jej się wcześniej nie chciało gotować, a mi jeść, po prostu usiedliśmy na lekko poplamionej (zapewne winem) jasnej kanapie, która po lewej stronie nosiła ślady pazurów kolejnego lokatora, który właśnie wskakiwał Larze na kolana. Salem uwielbiał się rozkładać ludziom na kolanach, nawet jeśli widział ich pierwszy raz. Nie był też jakoś specjalnie wymagający, bo tylko jednej osoby nie mógł znieść, a była to nasza współlokatorka, a jednocześnie właścicielka mieszkania, postrach osiedla, panna Abigail Clive, która w mieszkaniu była może raz na tydzień i to tylko na chwilę. Ale o królowej wampirów może później.

Moja uwielbiona siostra właśnie włączyła jakiś serial. Chociaż nazwanie tego czegoś serialem znieważało takie tytuły jak The Umbrella Academy, czy też Lucyfer. Wybrała po prostu jakiś badziewny paradokument, w którym sytuacje miały odzwierciedlać szkolne życie. Spojrzałem na nią kątem z uniesionymi brwiami i miną "serio?", ale nie wiem, czy ona stwierdziła, że to mój normalny wyraz twarzy, czy ze mam jakiś skurcz, ale jej wzrok szybciej wrócił na ekran, niż przeniósł się na mnie. Wiedziałem, że nie ma szans, żebym poszedł do swojego pokoju, bo nie miałbym życia. Niemal słyszałem w uszach jej podwyższony głos. "Ale to nasza wieczorna tradycja, Benny... Ty też mnie zostawisz?". Te słowa zestawione ze spojrzeniem czekoladowych oczu, godnych sześciolatki, której nie da się odmówić kolejnej paczki żelków. Więc siedziałem patrząc, jak jakiś koleś całował się dla wyzwania z wszystkimi "niechcianymi kujonkami" i w pewnym momencie mój mózg zaczął wytwarzać wizje, gdzie ja jestem każdą z tych dziewczyn, które były zaciągane do składzików. Szybko oprzytomniałem, bo przecież coś ze mną było nie tak. Mój post trwa już zdecydowanie za długo.

Brawo, Ben. Jeszcze chwila i mógłbyś zostać harcerzem. To byłby piękny namiot.

Gdy siedzisz tuż obok swojej siostry.

Burknąłem jej jedynie, że muszę na chwilę wyjść do łazienki, a ona mnie tylko popchnęła, gdy na ułamek sekundy zasłoniłem jej ekran. Pierwsze co zrobiłem po wejściu do łazienki, to ochlapanie twarzy zimną wodą.

Nie wiem co ty myślisz, Ben... Na prawdę nie wiem o czym myślisz, ale potrzeba ci faceta. Jednak coś czuję, że po ujrzeniu tego aktora od siedmiu boleści, twoje wymagania wzrosły dziesięciokrotnie...

Singularity /bl/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz