Ciężka Odpowiedzialność

61 7 53
                                    

Gdy Lara dostała telefon od dyrektora, nie była zachwycona. W sumie kto by był. Jeśli miałbym mówić szczerze, to w moim całym kilkunastoletnim życiu nie widziałem jej tak zdenerwowanej. Kojarzycie tę scenę, jak Superman strzela laserami z oczu? Ja się dziwię, że to jej nie poproszono o tę rolę.

- Czy mogę wiedzieć, co miał znaczyć ten telefon? - usłyszałem jej lodowaty głos, gdy połączenie się zakończyło.

- Ymmm... Pomyłka? - Ben, dajesz! Graj idiotę, ponoć idiotów nie można krzywdzić. Poudawaj głupiego, może da ci spokój.

I to nie jest tak, że ja jakoś koniecznie chciałem uniknąć odpowiedzialności za to, co zrobiłem. Już i tak moje sumienie nie dawało mi normalnie spać w nocy, ten cholerny kot się na mnie uwziął, a Lara, która morduje mnie wzrokiem, skutecznie odbierała mi chęci do życia. Ugh. Czemu mnie jeszcze nie docenili za głupotę?

- Benjaminie Ross. Czy ciebie już do końca porąbało? - Nie byłem pewny, czy wcześniej coś mówiła. Normalnie się wyłączyłem, bo miałem wrażenie, jakby mój mózg się przegrzał. W moich myślach przeplatały się scenariusze przeprosin, zakopania się żywcem i wyjazdu gdzieś do Brazylii, gdzie nikt by mnie nie znalazł. Może zaszyłbym się w lesie, a z moim szczęściem po około pięciu dniach padłbym ofiarą jakiegoś węża, czy innego gada.

- Ja mogę ci to wyjaśnić... Przynajmniej spróbować - zacząłem, licząc, że mi samemu się to jakoś w głowie ułoży.

- Dobrze, więc powiedz mi, od kiedy stałeś się homofobem? Nowy rodzaj masochizmu? A może po prostu nowa metoda podrywu? I kiedy, do cholery, nauczyłeś się bić? - Splotła ręce na piersiach i spojrzała na mnie z czymś co przypominało złość, lekką pogardę i zawód. Już nie musiała nic mówić, bo sam ten wzrok był w stanie mnie wbić w te zimne płytki, na których stałem od kilku minut.

- Oni... - zacząłem, ale chyba jednak postanowiłem się zamknąć, bo stałem w miejscu i ruszałem ustami jak ryba, gdy się ją wyciągnie z wody.

- Co oni, Benjamin? Zmusili cię? Kierowali twoimi nogami? Czy może wyjęli ci mózg i włożyli balon? - niemal warknęła, wstając z kanapy. - Co się z tobą dzieje, Ben? Wytłumacz mi, bo nie rozumiem, a bardzo bym chciała znać przyczynę tego, że urządzam ci większą awanturę, niż nie jeden raz mama mi.

- Mam po prostu dosyć bycia popychadłem, rozumiesz?! Chcę mieć normalne życie, bez krzywych spojrzeń, bez pogardliwych komentarzy i bez ciągłych siniaków na żebrach, rozumiesz?! Chcę być normalnym nastolatkiem! - Sam nie wiem, dlaczego zacząłem krzyczeć. W życiu na nią nie podniosłem głosu, bo jednak mama mnie wychowała tak, żebym szanował kobiety, nieważne jakie i w jakiej sytuacji.

- I traktujesz tak innych? Ty w ogóle używasz mózgu? Fajnie było, jak cię bili i wyzywali? Nie uważasz, że to przesada?

Wiem, że miała rację. Przebiegła baba, ona ma ją zawsze. Odwróciłem od niej wzrok, bo jedyne czego potrzebowałem, to po prostu czas na ułożenie sobie wszystkiego w głowie, naprostowanie sytuacji i wynagrodzenie chłopakowi krzywdy, jakiej ode mnie doświadczył. Gdy zdecydowałem się podnieść głowę, napotkałem jej gniewne spojrzenie i lodowaty ton.

- Masz tydzień na naprawienie tego. Jeśli nie, wracasz do Coatesville.

I z tymi słowami mnie zostawiła. Usłyszałem trzask drzwi, na który prawie podskoczyłem i rzuciłem się na kanapę, chcąc zapaść się pod ziemię.

Singularity /bl/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz