#2

582 18 0
                                    

Światło i pikanie urządzenia piekielnie mnie drażniły. Zamrugałam kilka razy by moje oczy przyzwyczaili się do światła, które wychodziło z za okna. Rozejrzałam się po pokoju. Białe ściany, biała pościel, zero zasłon, maszyna wydawająca wkurwiający dziwiek a co ciekawe jestem podłączona do niej, jakimiś rurkami i kablami. Zerwałam z siebie te ustrojstwo i usłyszałam pisk. Chciałam wstać i wyjść przez okno ale dźwięk drażnił moje uszy. Usiadłam w kącie, skuliłam się i pozwoliłam dać upływ emocją.

- Nie chce tu być.- wyszeptałam szlochem. Uszy bolały przez pisk. Usłyszałam otwierające się drzwi i poczułam obce wilkołaki. Jeden z nich miał piękny zapach kawa, mięta i był, był Alfą.
-Umm ten zapach jest zajebisty.- pomyślałam. Było ich trójka, kobieta i dwóch mężczyzn. Dźwięk maszyny ustał a ja z niepokojem postanowiłam zobaczyć co się stało. Kobieta robiła coś przy narzędziu tortur dla moich uszu a mężczyzna w białym wdzianku zaczął do mnie podchodził. Czułam się niebezpiecznie. Był blisko, za blisko.

- Nie chce. Zostaw mnie!- ostatnie słowa wykrzyczałam i wystawiłam ręce przed siebie. Zaczęłam się trząść i płakać histerycznie. Mimo tego mężczyzna nie ustawał.

- Nie dotykaj, prosze cie.- zawarczałam i spojrzałam na szatyna za nim, licząc na pomoc. Jego oczy spotkały się z moimi. Przyjemne uczucie przeszło przeze mnie a jego oczy zmieniły kolor. Chciałam poczuć się bezpiecznie w jego ramionach. Spojrzałam na niego i powtórzyłam.

- Proszę...- powiedziałam niemal bez głośnie. Spojrzał na mnie zszokowany i powiedział groźnie:

- Odejdź od mojej mate.- pod szedł do mnie a ja panikowałam. Wstałam niemal że natychmiast i rzuciłam się w jego ramiona. Nie obchodziło mnie że go nie znam, że jest Alfą. Chciałam żeby mnie ochronił przed nim i przed całym światem.

- Proszę zbierz mnie stąd. Nie róbcie mi nic proszę. Ja nie chcę.- szlochałam w jego koszulkę. Moje małe rączki uformowały się w piąstki. Próbowałam się uspokoić ale panika była większa i silniejsza.

- Skarbie nic ci już nie grozi.- szeptał mi w uszko a ja się trochę uspokoiłam.- Ma zajebisty głos, mogłabym słuchać go bez przerwy.- taka myśl pojawiła mi się w głowie.

- Zabieram ją do domu.- powiedział do, jak mi się wydawało, lekarza.

- Ale Alfo..

- Nie ma ale moja mate a twoja Luna potrzebuje mnie i nie chce zostać w szpitalu to tak będzie. Leczenie odbędzie się w domu watachy.- przerwał mu i rozkazał. Złapał mnie w stylu panny młodej a ja poczułam lęk. Łzy zaczęły lecieć od nowa.

- Nie zrobisz mi nic? Nie uderzysz? Zachowałam się tak nieodpowiednil powinnam ponieść karę.- spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Kierował nas przez las do wielkiego domu.

- Oczywiście że nie. To nie jest watacha zachodnia. Po tym co widzę dużo przeszłaś i nie dziwię się że się boisz.

- Ojciec mnie bił za pokazanie słabości.- powiedziałam cicho.

- Jesteś omegą? To twoi rodzice też nimi są chyba albo tylko jeden z nich ale dalej nie rozumiem.-pokreciłam głową na nie.- Pogadamy w domu. Teraz nie przestrasz się jest tu dooosyć dużo osób.- uśmiechnął się dając mi otuchy. Ten uśmiech jest piękny, białe, proste zęby i usta, które tak bardzo chce poczuć na swoich. -Co się z tobą dzieje do cholery, Łucja.- powiedziałam do siebie w myślach.

I (do not) wantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz