Weszliśmy do dużej sali, w której jest mnóstwo dzieci, zabawek i wielki dywan z namalowanymi na nim uliczkami. Podeszła do nas jakąś pani i zwróciła się do moich rodziców:
- Dzień dobry! Rozumiem, że jesteście państwo rodzicami Noah?
- Dokładnie - odpowiedziała jej moja mama, a ciepły uśmiech nie znikał jej z twarzy.
- Proszę za mną będzie potrzeba wypełnić kilka formularzy związanych z przypisaniem do naszego przedszkola. Pański synek może w tym czasie zostać tutaj z innymi dziećmi.
- Dziękujemy. Noah'siu proszę idź proszę pobawić się z innymi może poznasz kogoś fajnego, my za chwilę wrócimy - zwróciła się do mnie moja rodzicielka, a ja za jej radą poszedłem na ogromny dywan i nie zabradzo wiedziałem co zrobić.
Usiadłem przy chłopcu, który budował wielką wieżę z klocków. Nagle jego budowla spadła i rozsypała się. Widząc to chłopiec posmutniał i wyglądał jakby miał się rozpłakać. Gdy jedna duża łza wkrada się na jego policzek powiedziałem:
- Hej nie bądź smutny! Pomogę Ci zbudować kolejną wieżę.
- Naprawdę? - pyta się trochę zdumiony.
- Tak czemu nie? - uśmiechem się do niego i wyciągnołem przed siebie rękę - Mam na imię Noah, a Ty?
- Erik - chwycił moją dłoń i mocno nią potrząsnoł.
Jedenaście lat później...
- Stary rusz dupę i nie marudź! - krzyknołem na mojego przyjaciela, który znowu rzucił się na kanapę po 30 minutach próby ściągnięcia go z niej.
- Yhymm... już biegnę... Nie może poćwiczyć kiedy indziej? Jestem taki zmęczony - mówi kończąc długim ziewem.
- Ciekawe po czym? Ja rozumiem, że Cas daje Ci w kość na ale bez przesady!
- Mówisz to bo sam nie możesz znaleźć sobie dziewczyny! Nie mów, że nie!
- No dobra! Idę sam śmierdzący leniu! Jeżeli Jef się przypruje, że rezerwujemy salę i nie przychodzimy zwalę wszystko na Ciebie! - założyłem już dość zniszczone, czarne trampki i pokrowiec z gitarą na plecy.
- Konfident! - krzyknął za mną Erik.
- Wal się! - odkrzyknąłem, wyszedłem z domu i trzasnąłem drzwiami.
Kierowałem się w stronę budynku, którego większość nienawidzi lecz mi jest on bardziej obojętny. No dobra może nie cały, ale jest jedna klasa w której wszystko się zaczęło. I to do niej właśnie zmierzam. Naprawdę lubię w niej przebywać, lekcje prowadzi w niej Pan Jeffrey, to on namówił mnie i Erika żeby założyć kapele. To jest świetny gość, dobrze się dogaduje z młodzieżą i zawsze rzuca sucharami. Może nie są one zbyt wysokich lotów, lecz nie jednego doprowadziły do łez... i zażenowania.
Gdy mam już wejść do sali numer 317 zatrzymałem się, powinna już o tej godzinie być pusta lecz usłyszałem dochodzące że środka dźwięki delikatnej melodii granej na pianinie. Ostrożnie otworzyłem drzwi i zakradłem się do jej drugiej części, w której znajduje się ten instrument. Wychyliłem głowę, zauwarzyłem drobną dziewczynę o długich mysich włosach, która zaczęła śpiewać, jej głos był delikatny i spokojny: 《Piosenka z mediów》
I have seen a thousand things /Widziałam tysiąc rzeczy,
A thousand minds and what they bring / Tysiące umysłów i to, co przynoszą
To this world and to this home / Do tego świata i do tego domu
But where I stand, well, I don't know /Ale gdzie stoję, cóż, nie wiem
I'm an open book, I'll tell you everything I know / Jestem otwartą księgą, powiem ci wszystko, co wiem
To the darkest corners of my mind / Do najciemniejszych zakamarków mojego umysłu
My kingdom is wide / Moje królestwo jest szerokie
So wide-eyed I can't track the time between the spaces of my mind / Tak szeroko rozstawionych nie mogę śledzić czasu między przestrzeniami mojego umysłu
I have seen a thousand things /Widziałam tysiąc rzeczy,
A thousand minds and what they bring / Tysiące umysłów i to, co przynoszą
To this world and to this home / Do tego świata i do tego domu
But where I stand, well, I don't know /Ale gdzie stoję, cóż, nie wiem
Powoli zakradełem się w stronę pianistki, która nagle umilkła i przestała grać.
- Wiesz, że Cię widzę Ciołku? - zapytała lekko pozbawionym tonem.
- Emmm... jak?
- Odbijasz się w ekranie mojego telefonu. - dopiero teraz zauważyłem smartfona stojącego na półeczce gdzie zazwyczaj stoją nuty.
- Tak a pro po to bardzo ładnie grasz... I śpiewasz - zająknąłem się.
- Yhm... uznajmy, choć w to wątpię - burķnęła i spojrzała na mnie z wyrazem twarzy mówiącym tylko jedno: gościu weź nie pieprz.
- Nie no naprawdę! Zagraj coś jeszcze. Proszę? - spojrzałem na nią jak Kot że Shreka.
- Nie lubię grać przed ludźmi tak jakoś więc ja może będę się zbierać... sorry, że zająłam ci salę. - powiedziała i chwyciła bordowy, trochę brudny i sprany plecak.
- Nie przeszkadzasz, tak w ogóle to jestem Noah.
- Cynthia, ale jak masz już to prędzej Cynth. - powiedziała z lekkim uśmiechem i w podskokach wybiegła z sali. - Paaaaa Ciołku!!! - krzyknęła na odchodne.
Skąd ta dziewczyna ma tyle energii? W szkole zna ją każdy jak nie osobiście to z opowieści. Jest typem człowieka, którego wszędzie jest pełno i nie ma żadnych problemów czy oporów by podejść do losowej osoby i zacząć z nią rozmawiać. Moim zdaniem jest dość ładna, lecz wiem że wielu jej za taką nie uznaje, pomimo tego nikt nie zwraca na to uwagi, ponieważ jak to mówi Cas " Oślepia tak bardzo charakterem, że nie widać tego co ma na wierzchu"
Spojrzałem na jej oddalający się zarys na bardzo długim korytarzu i uśmiechnąłem się, kręcąc głową gdy dziewczyna wykonała radosny piruet w podskoku.
Wariatka.
***
Witam wszystkich zbłądzonych na wattpad! Więc, tak oto prolog mojego opowiadania, które mam nadzieję przetrwa dłużej niż poprzednie i go nie usunę. Jestem bardzo początkująca w pisaniu, więc chętnie przyjmę wszystkie rady! A i proszę jeżeli wyłapaliście jakieś błędy to proszę piszcie, bo niestety DYS'y mają to do tego, że je robią.
Smacznego i dobranoc!
863 słowa ~

CZYTASZ
Symphony
Teen FictionOto historia o walce ze sobą i uczuciami, które często komplikują nam życie, lecz czy nie dlatego tak je cenimy? Cynthia - zwariowana dziewczyna z milionami marzeń i co chwila nowym wodospadem myśli. Zawsze walczy o swoje nie przestając być miłą i r...