rozdział 4

38 2 0
                                    

-Madi, Madison Moore-Otworzył szerzej oczy i mnie zlustrował

-Jak?-Zapytał prawie piskliwym głosem ze zmarszczonymi brwiami

-Madison Moore-O co mu chodzi? Czy to może być prawda? Czy mój ojciec jest szefem gangu?

-Ekhm... Choć ze mną -złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę samochodu, który nie wiem skąd się tam wziął -Wsiadaj. -Boże, co ja robię? Właśnie weszłam do auta jakiegoś obcego gościa. Czy już złamałam wszystkie zasady, które tata wpajał mi do łba?

Jechaliśmy całą drogę w ciszy, do puki nie wjechaliśmy na jakąś podejrzaną uliczkę.

-G-gdzie j-jesteśmy?-Kurde, nie miałam się jąkać

-Raczej do kogo. -zaśmiał się- Zobaczysz.

***

Stałam przed masywnymi drzwiami, a obok mnie jest ten dziwny koleś, który właśnie zaczął pukać w metalową płaszczyznę.

-PROSZĘ! -usłyszałam po czy weszliśmy do pokoju.

Pomieszczenie wyglądało jak jakieś średniej wielkości biuro. Ściany były szare, a podłoga ciemnobrązowa, po lewej stronie stała drewniana komoda oraz szafa prawdopodobnie z tego samego zestawu. Po środku ogromne biurko, na którym leżała sterta papierów. Za nim był również duży, czarny, ruchomy fotel odwrócony do nas tyłem.

-Po co przeszedłeś? -zapytała suchym głosem osoba siedząca na tym luksusowym fotelu. Ciekawe czy jest wygodne... Boże, o czym ja myślę, mam dowiedzieć się prawdy albo umrzeć. Ja to zawsze muszę być roztargniona...

-Przepraszam, że zakłócam spokój -Ja pierdole, on mówi jak do jakiegoś króla co najmniej- ale musiałem kogoś przyprowadzić, podsłuchała moją rozmowę przez telefon. -zaczął się tłumaczyć głosem pełnym... paniki?- Wiem, że chyba złamałem jedną z najważniejszych zasad. Przepraszam. -Aż mi się go trochę żal zrobiło. Nie no tak na poważnie to nie.

Fotel zaczął się powoli obracać. Poczułam się jak w filmie, wiecie takie zwolnione tempo, główna bohaterka ma się dowiedzieć prawdy. Haha, ze mną coś na prawdę nie tak.

Jak siedzenie odwróciło się do końca w moją stronę, zdębiałam. Spojrzałam w oczy osoby siedzącej na przeciwko mnie, niemal od razu łzy znalazły się w moich oczach. Kurwa, kurwa, kurwa! To nie prawda, to tylko sen! Nie może się dziać na prawdę!

-Tata?

-Madi? -powiedzieliśmy jednocześnie.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem cały czas patrząc mu prosto w oczy, moje policzki robiły się powoli mokre. Może to głupie patrząc na ojca, ubranego w jakąś jebaną skórzaną kurtkę, gdy zawsze nosił eleganckie marynarki w jakimś pieprzonym imperium, czy chuj wie czym, ryczeć, ale jednak byłam całe życie okłamywana! Gadał mi codziennie, jak to mnie kocha, a teraz się okazuje, że najwidoczniej dla niego kochanie to okłamywanie! Kurwa, całe życie byłam w niebezpieczeństwie nawet tego nie świadoma! A te wyjazdy służbowe to było wychodzenie do klubów? Czyli widziałam go na prawdę w tym kurewskim klubie?! Boże! A jak on zabił jakiegoś człowieka?! A jak on to robi codziennie?! On by nie mógł być "idealnym" ojcem i jednocześnie mordercą, prawda?

-Nie-e t-to nie może-e -zaczęłam się jąkać, nawet nie wiedziałam że w ciągu jebanych  3 sekund można stracić całe zachowanie do ojca.

-Madi, proszę cię wyjdź, muszę porozmawiać z Blakem. -powiedział poważnie suchym głosem. Nigdy tak do mnie nie mówił... Nawet, gdy oblałam sokiem porzeczkowym jego ulubioną koszule razem z marynarką i krawatem, albo gdy wzięłam mąkę i rozsypałam ją po całej kuchni, oczywiście nie miałam wtedy dużo lat, ale i tak nie zwracał się do mnie takim tonem. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i pokręciłam już drugi raz głową. Odwróciłam się i wyszłam, bo co miałam innego zrobić? 

Stałam chwile i tylko słyszałam zagłuszone krzyki przez te cholerne drzwi. Dalej płakałam, czułam, że oczy mnie całe pieką od płaczu, a policzki są mokre. Wkurwiona walnęłam w ścianę i pobiegłam w z dłuż korytarza. Rozglądałam się dookoła, by skojarzyć drogę jaką doszłam do drzwi z tym pieprzonym... jak mu tam? Chyba Blakem. Gdy byłam mniej więcej w połowie drogi, przynajmniej tak mi się wydawało, usłyszałam jakieś kroki, a potem śmiechy, więc ukryłam się w zagłębieniu w ścianie, tak jak to robiła dziewczyna z mojego ulubionego serialu.  Skąd miałam wiedzieć czy nie wezmą mnie do jakieś piwnicy (tak, chyba naoglądałam się filmów) albo do ojca, co jest lepszą opcją, ale dalej okropną. Siedziałam jak najciszej umiałam, ale nie mogłam powstrzymać szlochu. Pozostało mi się tylko modlić by mnie nie zauważyli. Na szczęście przeszli obok mnie i nie przyłapali na ukrywaniu. Pewnie ich własny śmiech zagłuszył mój płacz, choć jedna rzecz, która cieszy mnie tego dnia. Gdy głosy ucichły wyszłam ze swej kryjówki i poszłam dalej, ale to nie było najłatwiejsze, bo miałam rozmazany obraz przez łzy, które cały czas wycierałam, lecz nic to nie dawało, chyba że mokry rękaw. 

Dalej biegłam truchtem jak najszybciej i najciszej umiałam. Gdy byłam prawie przy wyjściu, zdałam sobie sprawę, że przecież byli tam ochroniarze. 

*** 

741 słów

I jak wam się podoba? 

Akcja się powoli rozkręca. Jak myślicie co zrobi Madi? I czy wybaczy ojcu? 

Co chcecie zobaczyć w następnym rozdziale?

Końcówka trochę na szybko bo muszę się uczyć na sprawdzian. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 05, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

CÓRKA GANGUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz