Był koniec stycznia. Śnieg do kolan i temperatura poniżej zera dawała nam w kość. Cała spocona trzęsłam się, zimno tak na mnie działało.
Była godzina 3.37 kiedy siedziałam przy biurku trzymając żyletkę w dłoni. Zbliżyłam ostrze do przedramienia, które całe pokryte było bliznami i świeżymi ranami.
Nie zastanawiałam się. Przycisnęłam mocniej i pociągnęłam wzdłuż ręki. Blaszka wcześniej wyjęta z temperówki szarpiąc skórę, rozcięła ją. Kilkadziesiąt tabletek przeciwbólowych, które zażyłam wcześniej spowodowały, że nie poczułam bólu. Ciepła krew zaczęła spływać po bokach mojej ręki a ja powtórzyłam ruch kilka razy przedostając się przez warstwę tkanki tłuszczowej do mięśni.
Po drodze napotkałam żyłę.
Odwróciłam wzrok i spojrzałam przez okno. Byłam otępiona. Tak bardzo otępiona, wszystko straciło sens.
Księżyc rozświetlał las na który miałam widok. Był piękny. I las i księżyc.
Ale ja nie byłam.
Włożyłam żyletkę pod żyłę i jednym ruchem przecięłam ją. Tym razem krew trysnęła pulsującym strumieniem a ja czekałam aż odpłynę.
Po chwili jasność nocy zniknęła a zastąpiła ją cudowna pustka.
~~~~~~~~~~
Witam z pierwszym rozdziałem i zarazem przepraszam, że od razu tak drastycznie. Ale mam nadzieję, że nikogo to nie zniechęci, to tylko prolog :')primabraska xx
CZYTASZ
im a loser
Teen FictionAkceptacja i szacunek to podstawa, która pomaga utrzymywać spokój i równowagę na świecie. Ale jak jest każdy widzi. Rodzimy się i umieramy. Lecz jest między tym przerwa którą wypełniamy. Żyjemy by istnieć, istniejemy by żyć. Ale nikt nie chce istnie...