8 /cz2

28 3 0
                                    

Niezręczna cisza najpewniej trwałaby dalej, gdyby nie pielęgniarka, która weszła do pomieszczenia. Przez pierwszą chwilę stała nieruchomo. Przyglądała się mojemu towarzyszowi z niemałym zaskoczeniem. Po chwili otrząsnęła się jednak i nie patrząc na niego, podeszła do łóżka i podała mi jakieś tabletki. Zapewne przeciwbólowe. Połknęłam leki, popijając przy tym łyka wody z plastikowego kubeczka.
Kobieta tak szybko, jak weszła, tak wyszła. Nie wiem, o co jej chodziło...
Kiedy wyszła, wróciłam do wpatrywania się szybę. Ta cisza stawała się dla mnie coraz bardziej denerwująca.
— Ja, przepraszam — szepnęłam, powstrzymując łzy.
— Za co? — spytał zdziwiony.
— To nie miało tak zabrzmieć.
— Hej. Przecież nic się nie stało — odparł, kładąc dłoń na moim policzku. Spojrzałam na niego szklanymi oczami. Uśmiechnął się do mnie, gładząc delikatnie moją skórę — Fakt, nie znamy się długo, ale...jeśli chcesz, możemy to zmienić.
Harry patrzył na mnie z wyczekiwaniem, a ja kiwnęłam lekko głową. Miarkowałam swoje ruchy, bo głowa dalej dawała o sobie wyraźne znaki.
— To, zacznijmy od nowa, hmm? Harry... — zaśmiał się, wyciągając dłoń tuż przy mojej.
— Mia — uśmiechnęłam się, przyjmując jego dłoń, tak jak zrobiłam to wczorajszego dnia. Tylko tym razem dużo pewniej.
— To, może będziemy zadawać sobie pytania dla zabicia czasu?
— Coś w stylu gry w 20 pytań?
— No, na takiej samej zasadzie. To w takim razie, udzielam Ci pozwolenia na zadanie pierwszego pytania — zaśmiał się, a ja wraz z nim.
— To, skąd pomysł na adopcje zwierzaka? - spytałam, odwracając się na bok. Starałam się nie dać po sobie poznać, że każdy ruch jest dla mnie wielkim wyzwaniem.
— Hah, powiem szczerze, że spodziewałem się pytania typu... Jaki jest twój ulubiony kolor albo ulubiona pora roku.
— Ważniejszy jest dla mnie charakter i sposób bycia niż takie drobiazgi. Zresztą, nie sądzisz, że te pytania są zbyt oklepane? — szepnęłam, starając się utrzymać uśmiech na swoich ustach.
— Wiesz, coraz bardziej mnie zadziwiasz — odparł, opierając się o wygodnie o oparcie krzesła.
— To chyba dobrze, prawda? — na jego usta wkradł się jeszcze szerszy uśmiech.
— No to, odpowiadając na Twoje pytanie. Moja mama i siostra od dłuższego czasu suszą mi głowę nad tym, żebym znalazł sobie kogoś. W kółko wałkują te same argumenty „Jesteś ciągle sam", „Dziewczyna ustawiłaby w końcu ciebie do pionu", „Ułożyłbyś w końcu swoje życie, to już odpowiedni wiek" — Harry starał się naśladować głosy swojej rodziny.
— I myślisz, że adopcja zwierzaka coś zmieni? Skrzywdzisz kociaka, patrząc na tę sytuację tylko pod tym kontem...
— Nie martw się, tu nie tylko o to chodzi — przerwał mi, mówiąc uspokajająco — Fakt, to uciszy ten temat na pewien czas, ale prawda też jest taka, że od zawsze chciałem mieć kota. Tak naprawdę, można mnie uznać za kociarza.
— Kociarz, bez kota — zakpiłam z niego łagodnie.
— Ha ha, już nie długo.
— Jeszcze zobaczymy — szepnęłam, mrużąc oczy — Teraz ty...
— No, to skoro trzymamy się tego tematu. Dlaczego schronisko?
— Ja, w sumie nie wiem. Boli mnie, to kiedy myślę, że one są niewinne, a tak bardzo zostały za tą niewinność skrzywdzone. Zaczęło się właściwie od szkolnej pracy domowej. Pomagałam tam przez jeden dzień, żeby zdobyć informacje do referatu. Z czasem, przychodziła tam coraz częściej, aż stało się to moją rutyną. Odskocznią od... nieważne. Po prostu czuje się tam potrzebna.
— Rozumiem, jeśli czegoś nie będziesz chciała powiedzieć, to po prostu mi powiedz. Uszanuje to.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Miałam odezwać się, ale przeszkodziło mi w tym dzwonek.
Harry zaczął przeszukiwać kieszenie, aż w końcu z jednej z nich wyciągnął czarny przedmiot. Spojrzał na ekran, a po chwili wzrok przerzucił na mnie. Dałam mu sygnał, żeby odebrał. Brunet posłał w moją stronę przepraszające spojrzenie i wstał z miejsca. Podszedł do okna, odbierając telefon. Starałam się nie słuchać jego rozmowy, jednak było to naprawdę ciężkie, biorąc pod uwagę fakt, że stał ode mnie w odległości zaledwie 2-3 metrów.
— Tak?... Wiem... Przepraszam, coś mi wypadło w ostatniej chwili. Nie dam rady przyjechać... No wiem... Nadrobię to potem... Muszę kończyć... Ty też Lou.
Zakończył rozmowę i schował komórkę do kieszeni. Odwrócił się z powrotem i wrócił na swoje miejsce.
— Umówiłeś się z kimś? — spytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.
— Z przyjaciółmi. Nic się nie stanie, jak raz mnie nie będzie.
— Ale...
— Mia — uśmiechnął się — Nic się przecież nie dzieje... No, teraz ty zadajesz pytanie.
— ... — patrzyłam na niego niepewnie, ale ostatecznie puściła tamto w niepamięć — Czym się właściwie zajmujesz? Uczysz się? Pracujesz?
— Ja, nie wiem w zasadzie czy powi...
Jego wypowiedź została przerwana przez coś, czego najbardziej się obawiałem. Wiedziałam, że to zanim on tu przyjdzie, jest tylko kwestią czasu.

Starszy mężczyzna dokładnie przeskanował wzrokiem pomieszczenie, aż zatrzymał się na mnie. Podszedł do łóżka, zauważając w tym momencie, że nie jestem sama. Rzucił na łóżko moją starą kurtkę, parę jeansów i czarną bluzę.
— Idź się ubrać — rzucił z grobową miną, odłączając kroplówkę — Wracamy do domu — mruknął, pomagając mi usiąść, a później też wstać.
W momencie zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o stelaż łóżka, czując, że zaraz się przewrócę. Głowa rozbolała mnie jeszcze mocniej, jeśli to w ogóle było możliwe. Wzrok mi się rozmazał. Poczułam, jak ktoś chwyta mnie za ramiona i pozwala oprzeć się o swój tors. Spojrzałam w górę, spotykając się z tym kojącym spojrzeniem, które zmieniło się diametralnie, kiedy skierowało się w stronę mężczyzny.
— Oszalał pan?! Co pan robi? — spytał z oburzeniem Harry.
Czułam, jak jego ciało automatycznie się spina.
— To do czego mam prawo. Zabieram swoją córkę do domu i nikt mi tego nie może zabronić. W szczególności taki chłoptaś jak ty — wskazał na niego, palcem.
— To prawda? — szepnął cicho w moją stronę, starając się potwierdzić słowa starszego mężczyzny.
Spuściłam wzrok, kiwając lekko głową.
— Zostaw mnie — szepnęłam cicho, wyrywając się z ramion zielonookiego.
Ojciec chwycił mnie za ramię i wcisnął w moje dłonie ubrania. Następnie pociągnął mnie w stronę małej łazienki, do której wejście znajdowało się na szczęście w tym samym pomieszczeniu. Zamknęłam drzwi i oparłam się o ich powłokę. Zamknęłam oczy, robiąc głębokie wdechy. Otwarłam powoli oczy, czekając, aż obraz znów stanie się wyraźny. Podeszłam do umywalki i spojrzałam w lustro. Przeraziłam się na mój widok. Przez pierwszą chwilę zastanawiałam się, czy przypadkiem nie chodzę po tej ziemi jako duch. Jednak od razu wybiłam sobie to z głowy. Nie mniej wyglądałam, jakbym wróciła zza światów. Blada skóra, cienie pod oczami, lekko sine wargi i opatrunek na głowie. Odkręciłam wodę i przemyłam twarz zimną wodą. Orzeźwiło mnie to i pozwoliło, choć na chwilę zapomnieć o bólu. Oparłam się o ścianę i szybko zaczęłam się ubierać. Kiedy byłam gotowa, wyszłam z pomieszczenia. W ruchu świat z powrotem zaczął wirować wokół mnie. Oparłam się ręką o ścianę, żeby złapać równowagę.
Harry od razu podszedł do mnie, jednak kiedy chciał mi pomóc, odsunęłam się.
— Chodź — mruknął obojętnie mężczyzna, kierując się w stronę wyjścia. Musiałam iść za nim, ale w tej chwili nie widziałam, gdzie się nawet znajduje. — Powiedziałem coś — warknął, podchodząc do mnie i pociągając mnie za rękę w taki sposób, że o mało się nie przewróciłam.
— Niech pan ją zostawi! Mia dopiero co się obudziła. Jest słaba, ledwo co stoi. Lepiej będzie, jeśli zostanie na obserwacji, bo co jeśli...
— Pytałem się ciebie o coś lalusiu? — syknął, odwracając się w jego stronę.
Nie chciałam się wtrącać, nie miałam nawet na to siły. Po części cieszyłam się, że Harry stanął w mojej obronie, ale wiedziałam też, że z drugiej strony to nie był dobry pomysł.
— Nie — odparł, marszcząc brwi.
— No właśnie. Idziemy — szarpnął mnie mocno.
Na oko widać było, że nie był do końca trzeźwy. Przynajmniej ja to widziałam. Chwiał się, był nerwowy, w dodatku ręka, którą mnie trzymał, lekko drżała. Szedł jak taran przez korytarz, ciągnąc mnie za sobą jak jakąś rzecz. Coraz bardziej kręciło mi się w głowie, ale próbowałam to znieść. Z doświadczenia wiem, że odzywanie się w takim momencie nie jest dobrym pomysłem. Ogólnie, odzywanie się do niego nie jest dobrym pomysłem.

Ludzie przyglądali się nam zdziwieni. Nie chciałam na nich patrzeć, czułam się naprawdę zażenowana, ale co mogłam zrobić? Spuściłam głowę, starając się złapać równowagę, tylko tyle mi pozostało. Wiedziałam, że taka reakcja ze strony ojca, to tylko początek. Przy ludziach nie zrobi sceny. Gorzej będzie w domu... Jednak nieważna byłam teraz ja. Było mi naprawdę przykro Harry'ego. Dlaczego musiał być tego świadkiem? On przecież chciał dobrze. Tyle mu zawdzięczam, a co dostał w zamian?
Kiedy tylko wyszliśmy na zewnątrz, pociągnął mnie w stronę odrapanego Mercedesa. To jedyna pamiątka po majątku ojca, który przepił.
— Wsiadaj — warknął — Tym razem się nie wywiniesz...

Adoptuj mnie...[Harry Styles]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz