6

37 3 0
                                    

POV Mia

Wąskie chodniki, domki z ogródkami i ulice oświetlone wysokimi latarniami, to widoki, jakie mijam codziennie. Uwielbiałam patrzeć na różnokolorowe ogródki i radośnie biegające dzieci, a ciemnymi wieczorami, obserwować jak rodziny siadają w komplecie do zastawionych stołów. Tego mi brakowało, bo wiedziałam, że u mnie nigdy tak nie będzie. Moja rodzina już nigdy nie będzie w komplecie. Zawsze była skłócona i taka pozostanie, choćby nie wiem co. Wierzcie mi, próbowałam ją pogodzić, ale okazało się to nieskuteczne i jeszcze trudniejsze niż przypuszczałam.

Wędrowałam powoli, chcąc zjawić się w domu, jak najpóźniej się da. W pewnym momencie urocze domki z ogródkami i trawnikami zastąpiły masywne stare kamienice, a później bloki i wieżowce. Mieszkanie w centrum miasta miało swoje plusy i minusy, ale zdecydowanie przewagę minusów. Nie było tu tak spokojnie, jak na przedmieściach, ludzie nie byli już tak mili, przynajmniej większość z nich, a okolica nie przypominała już tych zalesionych obszarów, które niegdyś tu były. Teraz jedyne co rosło w tym miejscu, to coraz to wyższe budynki.

Skręciłam w ciemną uliczkę. Zawsze przez nią przechodziłam. Nie lubiłam chodzić głównymi ulicami, gdzie człowiek chodził za człowiekiem. Wolałam mieć spokój. Rzadko tędy jeździły jakiekolwiek samochody, więc panowała tu cisza. Mogłam wtedy w spokoju zagłębiać się w swoje rozmyślania.

Deszcz zaczynał padać coraz mocniej, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Deszcz to deszcz. Woda, nic więcej. Nic złego człowiekowi jeszcze nie zrobił. Jedyne co możesz zrobić, to się rozchorować, a to akurat nie przeszkadzało mi zbytnio. Chociaż, zostanie w domu z pijanym ojcem, mogłoby faktycznie stać się dość sporym problemem.

Nagle, za mną usłyszałam czyjeś kroki. Podeszwy chlapały za każdym razem, kiedy osoba niezdarnie weszła do kałuży. Odwróciłam się szybko, ale nikogo nie zastałam. Próbowałam dostrzec coś wokoło siebie, rozglądałam się we wszystkie strony, ale było za ciemno.

— Jest tu kto? — spytałam, jednak odpowiedziała mi cisza przerywana dudnieniem kropel wody o rynny budynków — Tak, na pewno Ci ktoś odpowie, jak nikogo tu nie ma — szepnęłam do siebie.
W sumie nie wiem, czy chciałam sama siebie tym przekonać, ale raczej nie wyszło mi to.

Ruszyłam dalej, mając nadzieję, że to mi się tylko przesłyszało, jednak kroki zbliżały się i stawały się coraz głośniejsze. To nie mogło mi się przesłyszeć. Kiedy chciałam się odwrócić, ktoś złapał mnie i zasłonił usta brudną dłonią. Nagle zrobiło mi się nie dobrze, kiedy poczułam zapach alkoholu i śmieci zmieszanych ze sobą. Ohyda. Mężczyzna zaciągnął mnie za śmietniki i oparł plecami o ścianę, przygniatając mnie ciężarem swojego ciała. Próbowałam się wyrywać, ale na nic mi to przyszło. Facet był zdecydowanie dla mnie za silny.

— Co taka ślicznotka robi tu tak późno? — spytał, oblizując spierzchnięte wargi.

Skrzywiłam się, czując jego oddech i zaczęłam się znowu wyrywać.

— Nie twój interes zboczeńcu!— stwierdziłam, próbując wyswobodzić swoje ręce.

— Ostra — mężczyzna przejechał dłonią po moim policzku, na co wzdrygnęłam się.

— Zabieraj łapy! — warknęłam, kiedy mężczyzna zaczął dobierać się do paska moich spodni. W końcu nie wytrzymałam i nadepnęłam jego stopę z całej siły obcasem. Facet odsunął się na chwilę na kilka kroków, skacząc śmieszne na jednej nodze i mrucząc pod nosem obelgi skierowane w moją stronę.
— Ty... — wściekł się.

Podszedł do mnie wściekły i zaraz potem jego dłoń, z ogromną siłą wylądowała na moim policzku. Zatoczyłam się, wpadając z ogromną siłą na ścianę i po chwili upadłam na ziemię, opierając się plecami o zimny i mokry beton. Czułam, jak policzek piecze nie miłosiernie, a głowa boli, jakby miała zaraz eksplodować. Czułam ciepło z tyłu głowy, ale nie potrafiłam się domyślić, co to mogło być. Zaczęło mi się kręcić w głowie i kompletnie nie miałam siły, żeby wstać, uciec, cokolwiek. Widziałam mroczki przed oczami i widziałam przed sobą zamgloną postać. Słyszałam, jak mężczyzna mnie wyzywa od najgorszych szmat i innych, ale nawet to zaczęło powoli się rozpływać. Nagle, postać zniknęła. Słyszałam inny głos, spokojny i kojący. Ktoś mówił moje imię. Wydawał mi się dość znajomy i ten delikatny dotyk... Potem, nic już nie pamiętam.

Adoptuj mnie...[Harry Styles]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz