|four|

1.4K 75 14
                                    

- O kurde.....

Stał tak chwile gapiąc się tak na Ciebie po czym opamiętał się i uśmiechnął w specyficzny dla siebie sposób.

- Wiedziałem że będzie do Ciebie idealnie pasować. 


Otworzył drzwi i ruszyliście w kierunku czarnego maserati. Nie miałaś pojęcia gdzie jedziecie, nie kojarzyłaś okolicy. 

Ciężko też było się skupić na obserwacjach przez jego przeszywający wzrok, który czułaś na sobie. Przerażało Cię to jak bardzo ten człowiek Cię pociągał. 

Przecież on Cię porwał, skrzywdził, a jednak od czasu tamtego incydentu, który on nazywa "otwarciem oczu" rzeczywiście patrzyłaś na niego inaczej. 

Podróż trwała bardzo krótko, a przynajmniej tak Ci się wydawało. Gdy wysiadłaś z pojazdu na budynku przed Tobą był zegar wybijający godzinie 22:45. Jak? Jakim cudem czas spędzony w milczeniu z tym chorym mężczyzną minął Ci tak szybko. 

Podszedł do Ciebie, złapał w tali, serce zaczęło Ci bić szybciej, brzuch zaczął boleć a uśmiech sam wślizgnął Ci się na usta. Nie miałaś pojęcia jak to możliwie, ale tak cholernie na Ciebie działał. 

Weszliście razem do budynku. Wszędzie stały stoły do pokera otoczone masą ludzi. 

-Więc kasyno..- powiedziałaś cicho do siebie. Jednak najwidoczniej na tyle głośno by i on usłyszał bo odpowiedział.

-Dokładnie tak, wiesz po co tu jesteśmy?

-Domyślam się że nie po to żeby grać. 

-Haha zgadłaś, widzisz tego mężczyznę w granatowym garniturze przy stole po prawej? 

-Tak... coś z nim nie tego?

-Owszem, widzisz, to bardzo zły człowiek. Tak jak ten, którego naprawiłaś, wtedy, w piwnicy. Pan Wladimov sprowadza do siebie kobiety podróżujące samotnie, podaje im narkotyki i sprzedaję jako prostytutki. Jesteśmy tu żeby mu pomóc. By pozwolić mu odpokutować. 

-Więc tu wybierasz swoje ofiary? 

-Ofiary? Nie, nie to nie są ofiary. Mógłbym ich nazwać hm.. pacjentami których leczę, zagubionymi owieczkami które nawracam na dobrą drogę, pozwalam zapłacić za winy i zaznać spokoju. Odpowiadając na Twoje pytanie, nie, to nie jest jedno miejsce. Każdego szczęściarza wybranego spośród wielu dokładnie sprawdzam, obserwuję, poznaję nawyki po to, by zabrać go w odpowiednim momencie. Takim by pozostały jak najlepsze wspomnienia.- opowiadał o tym z tak ogromną dumą i satysfakcją... podobało Ci się to, w pewnym sensie podniecało. 

Podeszliście do barku. On zamówił wam drinki i zbliżył się do Ciebie. Dzieliła Was tak niewielka odległość, Twoje serce znowu przyśpieszyło. Jest coraz gorzej, bo on działa na Ciebie z każdą chwilą mocniej i zaczynasz go naprawdę rozumieć... 

-Po co tu dziś jesteśmy?- zapytałaś by zagłuszyć swoje pragnienie i zakłopotanie.

-By zakończyć sprawę, ale na to jeszcze przyjdzie czas, teraz idziemy się zabawić. 

Gdy tylko to powiedział pociągnął Cię za sobą w kierunku jednego ze stołów. Zaczął grać, piliście i tak na dobrą sprawę to po prostu miło spędziliście czas.

Miał dobrą passę, potem gorszą i znów lepszą, na tyle dobrą, że zdecydował się zakończyć grę. Poszliście do jakiegoś punktu w którym oddał żetony.

 Gdy czytaliście poczułaś jego rękę na udzie. Zrobiło Ci się gorąco. Próbowałaś się odsunąć lecz nie pozwolił Ci na to. Sunął nią coraz wyżej gdy już zbliżał się na niebezpieczną odległość od Twoich delikatnych partii.

Wróciła kobieta, która Was obsługiwała. On natychmiast przerwał wszystkie czynności i jak gdyby nigdy nic odebrał swoją kartę. 

Prowadził Cię w jakieś dziwne korytarze, jakby strefy vip, czy czegoś w tym stylu. Jakiś wysoki ochroniarz przywitał się z Baekiem i otworzył wam drzwi od windy. Gdy tylko się zamknęły przyszpilił Cie do ściany i wyszeptał ponętnym głosem.

-Najchętniej to bym Cię już tu i teraz wziął, ale to niestety musi poczekać.  

Po tych słowach pocałował Cię namiętnie chwytając w tali. Nie panowałaś nad ciałem, nie chciałaś panować. Coś głęboko w Tobie krzyczało żebyś się broniła, ale nie byłaś w stanie.

Położyłaś ręce na jego karku i odwzajemniłaś pocałunek z równym zaangażowaniem. Czas jakby się zatrzymał, jakbyście byli tylko wy i ta bliskość.

Gdy winda dojechała na wasze piętro pomału odsunęliście się od siebie z uśmiechami na twarzy. Ośmieliło Cię to niesamowicie. "Ta druga" otwarta dzięki niemu strona Ciebie przejęła kontrolę. 

-To chodźmy go naprawić.- powiedziałaś zadowolona i pociągnęłaś go do jedynych drzwi w korytarzu.

Ku Twojemu zaskoczeniu mężczyzna o którym wcześniej mówiliście siedział już tam, związany. Zupełnie tak, jak ten poprzedni. Spojrzałaś na Baeka pytająco.

-Nie wszystko robię sam, od takich rzeczy mam ludzi.- powiedział podchodząc do stołu pełnego narzędzi. Chwycił za jakieś szczypce.

-Chcesz?- pokiwałaś głowa zaprzeczając. 

Przysunęłaś sobie krzesło dokładnie naprzeciwko waszej ofiary. Usiadłaś i patrzyłaś mu prosto w oczy z wyrzutem i pogardą, gdy Baekhyun się nim zajmował. 

Torturował i wypominał mu winy męcząc go przy tym psychicznie. To wszytko tak długo aż umarł z wycieńczenia. Niczym obserwowanie mistrza przy pracy. Ukarał go dokładnie tak, jak na to zasługiwał i to w najbardziej charyzmatyczny sposób.

Tym razem byłaś spokojna, wręcz zadowolona z tego co się wydarzyło. Gdy wycierał ręce z krwi podeszłaś do niego, zabrałaś ręcznik i pomogłaś mu milcząc. On uśmiechnął się i złapał Cię za podbródek tak, że mu patrzyłaś prosto w oczy.

- Widzisz, teraz jesteś taka jak ja.- pocałował Cię w czoło.- moja dziewczynka.
I znowu był delikatny... jego oblicza były dla Ciebie zagadką, ale podobało Ci się to.

psychotic | byun baekhyun Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz