Obudziły mnie czyjeś uściski i cichutki szloch.
To była moja mama.
Leżała przytulona do mojego drobnego ciała i dłonią gładziła moją lewą rękę, którą ponad miesiąc temu zmiażdżył mi potwór Carlos. Próbowałam się podnieść, obrócić w jej kierunku, ale kobieta uścisnęła mnie mocniej, szepcąc, bym się nie ruszała. Wciąż cichuteńko szlochała, całowała mój kark, szyję, policzki. Czułam na sobie jej mokre, gorące łzy i rozpacz w jej głosie.
— Przepraszam cię — wyszeptała, a następnie ponownie zaszlochała. — Tak bardzo cię przepraszam, że cię wtedy nie obroniłam. — mówiła, wciąż wylewając z oczu łzy i tuląc moje ciało do siebie. Jej zgrabna, choć szorstka i spracowana dłoń gładziła moją połamaną i zdeformowaną, co sprawiało mi ból.
To, co się wydarzyło miesiąc wcześniej, powróciło do mnie jak bumerang, a serce mocno zakuło, powodując przeszywający ból w klatce piersiowej. Chciałam o tym wszystkim zapomnieć, lecz moja własna matka przypomniała mi tamto zdarzenie tejże nocy, wywołując we mnie nieprzyjemne uczucie. Znowu zabolało mnie ciało, dusza i serce, znowu zachciało mi się płakać, lecz moje łzy wyschły tamtego wieczoru, zniknęły, zablokowały się i pomimo najszczerszych chęci wyrzucenia całego ciężaru z siebie, nie potrafiłam. Leżałam obrócona do niej plecami nieruchomo, wsłuchując się w jej ciepły, łagodny głos, chcąc jej wybaczyć.
Bóg by tego chciał, prawda, ale czy Bóg w ogóle istniał?
Zamknęłam na moment powieki, próbując się skupić na jej słowach. Próbowałam zapanować nad zmęczeniem, po całym, męczącym dniu w polu, lecz ono bardzo mocno dawało o sobie znać. Wiedziałam, że z samego rana czeka mnie szkoła, potem modlitwa, praca w polu, ponowna modlitwa i przede wszystkim posłuszeństwo z mojej strony, co nie było łatwe.
— Noemi córeczko moja, przepraszam cię. Proszę, wybacz mi ... — szeptała, wciąż do mojego ucha, wywołując we mnie dziwne poczucie winy. Nie byłam złym dzieckiem, nie cieszyło mnie to, że ona cierpiała, nie chciałam, aby tak było i, pomimo że mnie wtedy zostawiła, nie potrafiłam przestać jej kochać.
— Wybaczam — wyszeptałam drżącym głosem, po czym głośno westchnęłam.
Poczułam ulgę.
— Będziesz miała jeszcze jednego braciszka — powiedziała, a następnie cała się spięła. Słysząc jej słowa, momentalnie przekręciłam się na łóżku w jej kierunku i w ciemnościach, szukałam jej wzroku.
— Jeszcze jednego? — powtórzyłam, zupełnie jej nie rozumiejąc. Przecież ja byłam jedynaczką. Mama usiadła naprzeciwko mnie, po czym moją zdrową rękę przyłożyła sobie do brzucha, mówiąc.
— Tu mieszka twój brat, a mój syn i syn Boży.— Chyba nie byłam do końca wyprana z mózgu, bo wciąż analizowałam jej słowa.
— Mamo, co znaczy jeszcze jednego? — zapytałam, zabierając dłoń z jej brzucha. W świetle księżyca dostrzegłam na jej twarzy lekki uśmiech.
— Jesteś bardzo mądra i spostrzegawcza i przede wszystkim odporna na manipulację. Dziecko moje kochane, nie wychylaj się i rób, co ci każą, a wtedy wszyscy dotrwamy do dnia ostatecznego i w spokoju zamieszkamy w raju, gdzie już nigdy więcej nie będziesz musiała się bać.
Co ona do mnie mówiła, dlaczego to mówiła, dlaczego wciąż mnie przed czymś ostrzegała, próbując doprowadzić mnie do porządku i kompletnie zniewolić i pozbawić możliwości myślenia i podejmowania właściwych decyzji?
— O nic już nie pytaj i rób to, o co cię proszą, a nikomu nic się nie stanie. — wyszeptała, po czym spojrzała w sufit, odmawiając modlitwę. Nie odpowiedziała mi na zadane pytanie, nie pozwoliła zrozumieć, zaszczepiając w mojej głowie kolejne pytania i analizy. Pytania, na które musiałam znaleźć odpowiedź, by zrozumieć ją i cały ten świat, w którym żyłam. — Śpij i zapomnij już o tym, co ci powiedziałam. — pocałowała mnie w czoło, uśmiechnęła się delikatnie, po czym wróciła do ojca, który spał w drugim pomieszczeniu.
CZYTASZ
Anioł Wyzwolenia ✔️ Już W Sprzedaży
RomanceŻycie bywa przewrotne, skomplikowane, niebezpieczne i zupełnie niesprawiedliwe. To, co spotkało mnie, było okropne i do dziś budzę się z krzykiem. Słysząc przypadkowo imię Carlos, moje ciało momentalnie sztywnieje, serce przyspiesza, oblewa mnie zim...