2.

354 31 4
                                    

Briana obudziło walenie w drzwi. Ledwo żywy wstał z łóżka, żeby zobaczyć kto zakłóca jego spokój. Za drzwiami stał Freddie tryskając tą swoją niemożliwą energią.
- Jezu jest rano, litości. - wyjęczał zaspany gitarzysta.
- Po pierwsze jest 13 i zaraz będzie obiad, a po drugie gdzie byłeś przez całą noc? - mówiąc to wokalista poruszył sugestywnie brwiami. - No wiesz ten, jak mu tam było..
- Roger
- No właśnie Roger, jest całkiem gorący i...
- Jejku Fred to tylko znajomy.
- Oczywiście - zaśmiał się wokalista. - A teraz ubieraj się, idziemy na plażę.
- Dołączę do was za chwilkę.
W tym momencie Brian miał ochotę tylko żeby rzucić się na łóżko i spać dalej. Stwierdził jednak, że nie może spędzić całego dnia totalnie nic nie robiąc. Szybko i dołączył do reszty zespołu.

Dwadzieścia minut później siedzieli już we trójkę na leżakach i popijali pepsi z lodem, a Freddie z whisky.
- Dobra słuchajcie - zaczął basista. - Przyjechaliśmy tu trochę się ogarnąć i pomyśleć co dalej. No więc co dalej?
- Przede wszystkim powinniśmy się wyluzować, skarbie. Wszystko samo się ułoży.
- Chciałbym przypomnieć, że nadal nie mamy perkusisty - zauważył Brian.
- Na pewno ktoś się znajdzie, w końcu jesteśmy Queen, jesteśmy najlepsi.
- No nie wiem, może i jesteśmy dobrzy ale..
- Oh, Bri. Nie rozumiem Twojego pesymizmu, jesteśmy tu żeby się bawić. Prawda John? - powiedział Freddie wystając i ciągnąc lekko zszokowanego basiste za sobą. - Na plaży jest turniej siatkówki. Idziesz z nami?
- Właściwie to... - zaczął Brian - Miałem popracować nad nowymi piosenkami i drużyny sa chyba dwuosobowe, więc...
- Idziemy, nie masz nic do gadania skarbie.
Brian niechętnie podążył za zespołem na plażę. Muzycy poszli po piłkę i zarezerwować boisko, a gitarzysta usiadł na jakimś leżaku i zamknął oczy.

- Ktoś się chyba nie wyspał. - usłyszał nad sobą czyjś głos. Pomału otworzył oczy, w pierwszej chwili oślepiło go jaskrawe słońce. Po chwili zobaczył nad sobą Rogera.
- Hej, Rog - wyjąkał Brian. W tym samym momencie na plażę wkroczył dumnie Freddie w hawajskiej koszuli i z piłką pod pachą, a za nim John.
- No to co, kto gra w siatkówkę? - zawołał radośnie Mercury. - I zaklepuje drużynę z Johnem.
- No to co Bri - Roger uśmiechnął się słodko. - Może zagramy? Gitarzysta w pierwszym odruchu chciał odmówić, jednak perspektywa czasu spędzonego z Rogerem wydawała się bardzo kusząca.
- Jasne, czemu nie.

Całą czwórką udali się na boisko. Mimo, że od morza wiał lekki wiatr było bardzo gorąco i Roger prawie od razu ściągnął koszulkę pod którą kryło się idealne ciało. Brian nie mógł oderwać od niego wzroku, był idealny i taki pociągający. Zaczęli grać. Na początku było trochę dziwnie, ale potem zaczęli się rozkrecac. Freddie i John zaczęli idealnie dogadywać się z blondynem.
- To nie fair! Brian jesteś za wysoki! - krzyknął wokalista, kiedy najwyższy po raz kolejny przebił piłkę na ich połowę zdobywając punkt.
- Taki życie - zaśmial się Roger i przebił loczkowi piątkę.

Grali tak przez kilka godzin żartując i przekomarzając się. Brian naprawdę bardzo cieszył się, że blondyn dogadał się z reszta zespołu, poza tym był to pierwszy dzień bez kłótni pomiędzy Johnem i Freddiem. Wszystko zaczynało się idealnie układać. Prawie wszystko. Gitarzysta nie mógł przestać marzyć o przeciśnięciu swoich ust do ust niebieskookiego barmana, o przytuleniu go, ogólnie o nim całym. Był inteligentny, zabawny, uroczy i taki niedostępny.

Wieczorem Deckey i Fred poszli do miasta, a Brian udał się do baru, przy plaży. Szedł tam z cichą nadzieją, że Roger też tam będzie, chciał na niego chociaż popatrzeć. Już z daleka zobaczył żywiołowego blondyna obsługującego klientów przy barze.
May poczuł dzisiaj jakiś wyjątkowy przypływ odwagi, poprawił włosy i podszedł bliżej.
- Część Rog- powiedział siadając na wysokim stołku.
- Hej! miałem nadzieję, że przyjdziesz - blondyn uśmiechnął się tak promienie, że starszego momentalnie opuściła cała odwaga. - Podać ci coś?
- Umm, może być jakieś piwo.
- Już się robi - młodszy zaczął nakręca napój do szklanki. - Bradzo polubiłem twoich przyjaciół, Dekay wydaje się być taki miły.
- Faktycznie jest uroczy.
Rog postawił przed nim szklankę i przeszedł na drugą stronę, żeby usiąść obok niego.
- Wiesz Bri - zaczął - Świetnie się dzisiaj bawiłem, myślę że tworzyliśmy świetny zespół. Dawno się z nikim tak nie dogadywałem...
- Tak.. Było świetnie, naprawdę cieszę się mogliśmy razem spędzić ten dzień. Wiem, że nie znamy się zbyt długo, ale  staleś się dla mnie ważny.
- Ty dla mnie też. Dziękuję Bri, za to że jesteś - wyszeptał zaczerwioniony Roger, w tej chwili wydawał się taki uroczy i niewinny.
Brian pęknięty jakimś impulsem i uniesiony magią chwili pochylił się i z początku nieśmiało przyłożył swoje usta do ust blondyna. Ten po chwili oddał pocałunek, zatopił palce w jego włosach i uchylił usta zapraszając do nich bruneta. Trwali w tym pocałunku długa chwilę i żaden z nich nie miał ochoty przestać. Gdy odsuneli się od siebie i spojrzeli sobie w oczy Brian czuł się jak najszcześliwszy człowiek na świecie.

Hej, wiec kolejny rozdział Maylora za nami. Planuje Jeszcze jeden, pewnie pojawi się jakoś za tydzień (jak przeżyje egzamin). Tak więc do kiedyś tam ❤

 Tak więc do kiedyś tam ❤

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Crazy Little Thing Called Love |Maylor PlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz