Deszcz padał kolejny dzień. Nie zapowiadało się na poprawę pogody. Zapowiadało się na to,że kolejny tydzień także miał być deszczowy. Blondynka ze znudzoną miną wyglądała przez okienko karocy. Dziewczyna poprawiła na szyi sznur pereł. Na nadgarstku miała przewiązaną czarną wstążkę. Według najnowszych trendów mody francuskiej wstążka miała podkreślać białość dłoni, a Róża miała wyjątkowo jasną karnację.
Karoca jechała dalej, co chwilę wpadając na kamień, przez co cała karoca się trzęsła. Róża zastanawiała się, czemu nie posłano po nią Karotą na resorach. Od tego ciągłego bujania, aż ją mdliło. Gdyby mogła, zapewne, pokazałaby wujowi swoje niezadowolenie. A tak? Wewnątrz pojazdu była tylko ona... nie licząc oczywiście dziewczyny, ale co ona jej da? Westchnęła tylko podirytowana. Dziewczyna siedziała zapewne tylko i wyłącznie wewnątrz pojazdu, aby ją zabawiać, a brunetka naprzeciw siedziała cicho. Spojrzała z pogardą na młodą dziewczynę, siedzącą w kącie pojazdu ze zwieszoną głową.
- Czemu wuj sam po mnie nie przyjechał? - powiedziała oburzona. Spodziewała się, że wuj przyjedzie po nią osobiście.
- Musiał coś załatwić - powiedziała cicho, kątem oka spoglądając na blondynkę. Ta w odpowiedzi tylko cicho prychnęła. Oparła głowę na zagłówku kanapy i w milczeniu wsłuchiwała się w krople deszczu, spływające po szybie pojazdu.
- Daleko jeszcze? - zapytała znów po chwili, patrząc z wyższością na dziewczynę.
- Już prawie jesteśmy - odparła nieco głośniej, nawet można rzec lekko poirytowana.
- To dobrze - powiedziała, ignorując jej bezczelne zachowanie. Z daleka było widać,że wyglądała na jakąś chłopkę, a ona jeszcze śmie podnosić na nią głos!
Przejechały pod żelazną bramą, bacznie obserwowane przez kamienne gargulce ustawione po obu stronach wjazdu. Jechały chwilę przez łąkę na której dawno temu kwitło tysiące kwiatów. Przez deszcz nie można było zbyt wiele ujrzeć, jednak ten kto wytężył wzrok mógł stwierdzić, że z kwiatów zostały tylko uschnięte i mizerne łodygi. Rżenie koni i zwolnienie karocy, potwierdziły słowa służącej, były praktycznie w domu. A może raczej w pałacu! Rodzina Zamojskich nigdy pieniędzy nie szczędziła na tym by wywrzeć na kimś dobre wrażenie. Niegdyś piękny ogród, który wabił wszystkich swoją słodką wonią oraz przyjemnym zimnym strumieniem, który płynął pod płaczącą wierzbą, zostało z niego gruzowisko. Teraz stał obskurny i zaniedbany. Tamte rarytasy wręcz zachęcały gości by w upalne dni usiąść w cieniu drzewa i napawać się pięknem okolicy. Teraz ogród wszystkich zniechęcał. Nic jednak nie trwa wiecznie. Okolica obumarła wraz ze śmiercią Emilii Zamojskiej, tak jakby całe życie umarło wraz z nią, a cała przyroda na dodatek ubolewała stratę tak dobrej i pięknej osoby jaką była Emilia. Wszystko obrosło bluszczem, a nawet najmniejszy kwiat nie chciał już tutaj rosnąć. A przecież to było tak dawno. Przez całe 12 lat od odejścia w tajemniczy sposób Emilii, uważano tą okolicę za przeklętą.
Powóz zatrzymał się centralnie pod kamiennymi schodami. Zapanowała głucha cisza. Nawet konie przestały rżeć. Nieopodal Róża dostrzegła jakiś ruch między gęstwiną zarośli, lecz odwróciła wzrok, gdy wrota się otworzyły, a w nich stanął Tadeusz Zamojski, który skrywał w swojej historii również wiele tajemnic, jak jego dom. Był to człowiek na pierwszy rzut oka nad wyraz pogodny, dobrze zbudowany , jak na swoje lata, poruszał się bardzo szybko i zwinnie. Było to skutkiem pobytu w wojsku, gdzie jednego dnia musiał co najmniej przejść 10 mil dziennie. Miał on stanowczy i czujny wzrok. Czarne włosy, które już dawno zaczęły siwieć, pokrywały jego rozczochraną przez wiatr czuprynę. Zszedł powoli po śliskich schodach, patrząc uważnie na woźnice, który otwierał drzwi karocy.
Sam nie wiedział czego się ma się spodziewać, pewnie podobieństwa. Miał nadzieję, że ujrzy tą samą osobę, Emilię, która 12 lat temu przyjechała do niego w wizycie. Chciał znów ujrzeć tą uśmiechniętą brunetkę, której śliczny uśmiech był aż zaraźliwy. Ujrzeć tryskającą z niej dobroć i takie same wesołe iskierki w jej oczach.
A co ujrzał?
Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to jej próżność. Jej oczy nie wyrażały nic, były jak bezbarwna tafla wody. Pogarda, którą wręcz ociekała była widoczna na kilometr. Można nawet rzec, że tam gdzie przeszła, ziemia i obumarłe łodygi jeszcze bardziej usychały. I nie był to przypadek, że wysłał swoją służącą Marię by ją osobiście odebrała.
- Róża jak mniemam - zapytał dla pewności, ponieważ nie mógł uwierzyć, że Emilia i ona były spokrewnione. A nawet w to, iż były siostrami. Nie mógł uwierzyć,że ona... nie to wciąż bolało. Wolał teraz o tym nie myśleć.
- Nie poznajesz mnie wuju? - powiedziała z wyczuwalną urazą blondynka. Skrzywiła się ona na widok błota, przez które musiała przejść, brudząc tym sposobem buty.
- Poznaje, poznaje - machnął ku niej niedbale ręką - tylko sama przecież wiesz, że gdy ostatnio się widzieliśmy byłaś jeszcze... małym dzieckiem - skłamał by ją nie urazić, chodź to co mówił było w jakimś stopniu prawdą - a teraz...jesteś już dorosła pannica!
- Owszem jestem nią - powiedziała dumnie z powodu, że wuj to zauważył.
Przeszła kawałek, stawiając jak największe kroki, omijając najbardziej zabłocone miejsca. Stawiała kroki nieuważnie i roztropnie, co poskutkowało tym, że w końcu się wywróciła. Poślizgnęła się na mokrym kafelku i nieszczęśliwie wylądowała plecami w błocie. Podniosła się szybko zdezorientowana, oglądając swoją ubrudzoną drogą suknie. Fuknęła zła, patrząc spod byka na wuja, którego kąciki ust, uniosły się trochę ku górze.
- I jak ja teraz wyglądam - jęknęła zła, patrząc zła na stryja. Jej klatka piersiowa zaczęła coraz szybciej się podnosić i opadać. Zacisnęła pięści, uderzając kałuże, która prysnęła jej w twarz. Zapewne brakowało jeszcze chwili, a blondynka wpadłaby w szał, dlatego Tadeusz wolał ją zagadać.
- Przebierz się, za chwilę będzie kolacja...twój pokój jest na drugim piętrze, trzecie drzwi na lewo - powiedział Tadeusz - Mario...pozwól na chwilę - powiedziawszy to, zniknął za mosiężnymi drzwiami, a zaraz za nim Maria.
Róża siedziała tam chwilę, patrząc oniemiała na wrota i dziwiła się, że tak po prostu ją zostawili. Krzyczała przez chwilę jakieś obelgi, a gdy wreszcie uspokoiła,głośno fuknęła. Podniosła wysoko swoją suknię, szybko przechodząc przez nieszczęsną ścieżkę. Weszła kilkoma dużymi susami po schodach i wparowała do środka. Potarła ramiona i przeszła kawałek przez hol. Kiedy przechodziła koło jadalni, zobaczyła jak Maria z założonymi ramionami na piersi, rozmawia przyciszonym głosem z Tadeuszem, patrząc na niego z góry . Takie zachowanie dla Róży było szczytem bezczelności. Weszła na ogromne schody, które na półpiętrze, rozwidlały się na dwie strony. Weszła szybko, ponieważ przez upadek było jej niewyobrażalnie zimno. Gdy dotarła już na drugie piętro, zauważyła otwarte drzwi na oścież, prowadzące do gabinetu stryja. Pamiętała, że jak była dzieckiem, wuj nie pozwalał jej tam wchodzić. A teraz ten pokój wręcz ją zapraszał. Rozejrzała się nerwowo, czy nikt jej nie widzi i weszła do środka. Ciekawość wygrała.
Pokój był niewielki. Duże mosiężne biurko ze skórzanym fotelem oraz stosy dokumentów, które zagradzały całe pomieszczenie. Nad biurkiem wisiała stara fotografia. Widniała na niej żona Tadeusza z jakimś drewnianym przedmiotem w ręce, na który teraz nie zwracała uwagi. Spojrzała a prawy dolny róg fotografii, byli jego trzej synowie i najmłodsza córka oraz on, stojący obok niej. Musiała być ona zrobiona bardzo dawno temu, ponieważ Tadeusz był jeszcze na niej młody. Nie zwracała na twarze pozostałych członków rodziny. Odeszła od ściany, patrząc za siebie. Podeszła do biurka, na którym nie leżało nic ciekawego oprócz rachunków i podsumowanie wydatków z całego roku. Spojrzała w dół biurka i ujrzała małą niewielką szufladkę. Spodziewała się, że będzie zamknięta, czyli tak jak było w kilku książkach, które przeczytała. To,że przeczytała to zbyt mocne określenie...obejrzała tylko obrazki i podpisy pod nimi. Jednak otworzyła szufladkę. Były w niej stare wycinki gazet oraz listy. Wszystkie kartki były pogniecione i zamazane. Do końca nie mogła odczytać ich treści. Wyjęła pierwszą gazetę i ją pospiesznie przeczytała, wyjęła drugą na z tą samą przerażającą treścią. Drżącymi rękoma przeczytała kilka listów. Nie wierzyła własnym oczom, ponieważ to co czytała było straszne. Usłyszała w odali czyjeś kroki. Obiecała sobie, że tu jeszcze wróci, ponieważ nie wszystko zdołała przeczytać. Szybko wrzuciła dokumenty do szufladki i wybiegła z gabinetu. Przebiegła kawałek, patrząc nerwowo za siebie. Wbiegła do swojego pokoju i zamknęła drzwi, ciężko dysząc. Na korytarzu nikogo nie było...
CZYTASZ
Twój ostatni uśmiech
Mystery / ThrillerPrzenieśmy się w niedaleką przeszłość. Dokładnie do drugiej połowy XVII wieku, gdzie panowała jeszcze moda francuska. Poznajcie moi mili sekrety, które nie ujrzały jeszcze światła dziennego. Brudy, które były zakrywane statusem społecznym i pieniędz...