Słowem wstępu, żeby nie psuć końca.
Na początek podziękuję SayoXNix i littleagony za to, iż te dwie dziewoje pomogły mi wpaść na to. Nawet podsunęły pomysł a ja byłam jak - OMG, NO TO MI NIE ZNIKNIE SPRZED OCZU, DOPÓKI TEGO NIE SPISZĘ.
No więc spisałam. I dziękuję, że jednak w aucie i dalekiej podróży nie doszłam do pewnego momentu, bo zeszłabym tam ze śmiechu i zażenowania.Nie mogę też zaprzeczyć, że mam trochę pomysłów na kontynuację, ALE wolałabym jej nie robić. Pomysłów na świat tego opowiadania jest mnóstwo, ale wiem, że tego nie skończę xD
Nienawidzę siebie.
W każdym razie koniec! Dziękuję, że tu wpadł*ś i zapraszam do czytania. Liczę, że nie wyłączycie tego w połowie.
Edit jeszcze zanim wstawiłam: jednak będzie kontyuacja... Tylko jeszcze nie wiem kiedy.
P.S. przepraszam cały fandom.
~•••~•••~•••~•••~•••~•••~
Młoda kobieta wyjrzała przez okienko powozu. Pierwszym co rzuciło jej się w oczy, była wysoka wieża oraz tarcza umieszczona w jej najwyższej części. Czarna długa wskazówka przesunęła się w prawą stronę, a cała okolica pogrążyła się w melodyjnych dość wysokich dźwiękach dzwonu, który sygnalizował, iż wybiła pełna godzina.
Dwudziesta trzecia. Jechali już dobre sześć godzin z kilkoma krótkimi bądź trochę dłuższymi przerwami.
Spojrzała na ciemne niebo z jakby wyhaftowanymi na nim lśniącymi gwiazdami. Były doskonale widoczne, podobnie jak ogromny księżyc, który skąpał wilgotną ziemię, zielone łąki, polany i drzewa, a w dodatku widoczne w zasięgu oka małe miasteczko otoczone dziełem Matki Natury w srebrzystym świetle. Tego pięknego widoku nie zakłócała żadna chmurka ani stworzenie. Dopiero po kilkunastu sekundach od rozpoczęcia obserwacji sklepienie przeciął kształt nietoperza.
Wiedziała, że mogłaby jeszcze się przespać, ale w ciągu tych ciągnących się w nieskończoność godzin zdążyła to zrobić już kilka ładnych razy. W dodatku w końcu widziała bramy miasteczka, w którym miała zamieszkać na najbliższy rok. Już niedługo a będzie mogła wyspać się w cieplutkim, miękkim łóżku.
Strasznie nie podobało się jej to, że rodzice ją tu wysłali. Ba, jeszcze za namową jednego z londyńskich kapłanów kościoła. Nikt nawet nie raczył jej wyjaśnić, dlaczego tak naprawdę jedzie na jakąś zakichaną prowincję z dala od miastowego zgiełku, rodziny i ukochanego, o którym nikt tak właściwie nic nie wiedział. Czuła się więc niesłychanie niekomfortowo, w jej sercu już od samego początku kiełkowało nasionko niepokoju, strachu...
Miała złe przeczucia.
W końcu przekroczyli bramę miasteczka, a z okolicznych krzaków ni stąd, ni zowąd wyleciała chmara ciemnych jak noc ptaków. Dziewczyna z trudem powstrzymała się od pisku, zasłaniając dłońmi usta. Serce rozpoczęło szaleńczy bieg, tak jakby chciało uciec... wyskoczyć z jej klatki piersiowej, a adrenalina gwałtownie podskoczyła, buzując w jej żyłach. Woźnicy za to nie było słychać.
Na ulicach nikogo nie było. W oknach domków paliły się nieliczne światła, rzucające blady żółtawy poblask na kamienny bruk. Jednak żadnej żywej duszy. Ani żadnego kota czy bezdomnego.
W końcu powóz wjechał na terytorium jakieś rezydencji. Mimo ciemności, w której się ona pławiła, dziewczyna doskonale widziała zarys budynku, jego zdobienia, kamienne ściany i ogromne drzwi z wyżłobionym wokół nich portalem. Rezydencja miała może trzy piętra, tak to przynajmniej wyglądało na oko, a gdyby nie brak strzelistych wież oraz witrażowych wysokich okien, mogłaby powiedzieć, że cała rezydencja wyglądała, jakby wykonana została w gotyku. Dla niej na chwilę obecną przypominało to mieszaninę gotyku i architektury klasycznej.
CZYTASZ
Príncipe sangriento | Dragon Age ✔️
FanfictionW świecie, gdzie legendy i baśnie stają się rzeczywistością, gdzie potwory mają swój początek w religii i magii, nic nie może skończyć się dobrze, prawda? A Ivory Amell sama jest tego świadkiem. *pisane na podstawie uniwersum Dragon Age