Ivory chyba już nie wytrzymywała psychicznie.
No, bo jak wy byście się czuli, gdyby z dnia na dzień okazało się, że macie wyjechać z rodzinnego domu na jakieś odludzie, a gdy już byście dojechali, jakiś wampir dobierał się do waszych ud? Co, gdyby potem kilka dni później obudzilibyście się z tym cholernym ugryzieniem, a dokładnie tego samego dnia rezydencję waszego "gospodarza" napadły przerośnięte wilki na sterydach? Co jeśli jednym z nich okazałby się wasz kuzyn, którego nawet na oczy nie widzieliście, a on wyznałby przed wszystkimi, iż chce posiąść was na wyłączność, by przedłużyć życie linii prawowitych przywódców wilczej watahy?
No, nie sądzę, żeby to było fajne, ale nie wiem, kim jesteście i jakie rzeczy was kręcą w końcu.
Tak czy inaczej młoda Amell myślała, że się przekręci podczas tego ogniska. Szok i niedowierzanie łącznie z obrażeniami głowy, spowodowane agresją Fenrisa, nie pozwalały jej do końca na trzeźwe myślenie. Wciąż w dodatku nie odzyskała w pełni sił po ataku wampira, a uczucie zdrady i samotności wbijały się jak kolce w jej krwawiące jadem serce.
W całym tym syfie była sama.
Przez kilka godzin siedziała na chłodnej ziemi, czując na twarzy ciepło zielonych płomieni, wokół których roznosił się zapach nieznanych Ivory ziół. Był on jednak przyjemny, może z lekką różaną nutą. Obserwowała rozradowane twarze zebranych wokół ludzi, na pozór niegroźnych, a wystarczyło na nie spojrzeć raz, żeby już przekonała się, jak bardzo ich nienawidzi.
W końcu z upływającym w bardzo powolny sposób czasem wilkołaki zaczynały się rozchodzić. Z czasem było ich coraz mniej i mniej i nic dziwnego, skoro powoli słońce zaczęło się wychylać zza horyzontu, barwiąc niebo ciepłymi kolorami wstającego dnia.
Wtedy też podszedł do niej przywódca, dokładnie przyglądając jej się z ukosa. Skrzyżowane na klatce piersiowej ręce tylko dodawały mu +15 do postawy przywódcy oraz groźnego wyglądu i młodej arystokratce ani trochę się to nie podobało. No, bo w tej chwili obawiała się, że koleś ją podniesie za nadgarstki, wniesie do namiotu i ją zgwałci, by jednak przedłużyć tę linię, a Ivory starczyło, że nie miała zielonego pojęcia, do czego posunął się panicz Arainai podczas jej utraty przytomności.
Zresztą... dalej bolało ją całe wnętrze uda od ugryzienia i autentycznie zaczęła się bać o infekcję czy inną dżumę. A chciałaby jeszcze żyć...
Jeszcze.
- Ivory, najdroższa...
"No i szlag. Zaczyna się", przeszło dziewczynie przez myśl, a to tylko sprawiało, że chciała umrzeć bardziej. A nie, to się kłóci z tym co narrator, czyli ja, napisał dwa akapity wcześniej.
Młoda kobieta tylko uniosła wzrok, by spojrzeć na wilkołaka spode łba i wbić w niego spojrzenie pełne nienawiści oraz chęci mordu. Tak, zdecydowanie. Gdyby to spojrzenie potrafiło uśmiercać, pewnie już dawno leżałałby sztywny na ziemi.
Gdyby tylko Zevran z jakiegoś powodu ją przemienił w dziecię nocy, wymordowałaby wszystkich, którzy skazali ją na te męki (łącznie z nim), a potem sama utopiłaby się w najbliższym stawie, żeby mieć święty spokój. Jednakże nie można mieć wszystkiego. W tej właśnie sytuacji ani wampiryzmu, ani śmierci kretynów, samobójstwa, a nawet tak bardzo upragnionej wewnętrznej harmonii i wyciszenia.
Beznadzieja.
- Rany trzeba w końcu opatrzyć, czekałaś zbyt długo. - Niewiele sobie zrobił z jej nienawistnego wyrazu twarzy. - Jeśli pozwolisz, zaniosę cię do swojego namiotu.
No i to był moment, którego Ivory tak bardzo wolała uniknąć.
- Poradzę sobie - odpowiedziała pewnie. W sumie zastanawiała się, skąd u niej ta pewność. Przecież pierwszego dnia w rezydencji księcia wampirów zachowywała się jak histeryczka. Histeryczka z problemami... Tak, to nie miało sensu, ale kto by się tym przejmował.
CZYTASZ
Príncipe sangriento | Dragon Age ✔️
FanficW świecie, gdzie legendy i baśnie stają się rzeczywistością, gdzie potwory mają swój początek w religii i magii, nic nie może skończyć się dobrze, prawda? A Ivory Amell sama jest tego świadkiem. *pisane na podstawie uniwersum Dragon Age