*******
W całym zasięgu jego wzroku była widoczna jedynie ciemność. Towarzyszyła mu frustrująca dezorientacja, a jedyną rzeczą jakiej był pewny to fakt, że nie wie gdzie się znajduje. Słyszał liczne szepty głosu, który odniósł wrażenie, powinien był znać. Jednak na daremno, nie przypominał sobie tonu owego skowytu. Lecz do czasu, a dokładniej chwili w której był pewny, że spada. Uczucie to było tak realne jak dotyk, który poczuł na swoim nadgarstku.
— Chyba zbyt długo czekałem — usłyszał bardzo donośnie i wyraźnie, a iluzja w postaci snu zniknęła, pozwalając mu się obudzić.Otworzył oczy, ukazując światu jasne jak niebo tęczówki. Z wyraźnym poirytowaniem uniósł dłoń, tak aby przeczesać niesforne kosmyki włosów, nadal nie widząc tak wyraźnie. Lecz po chwili analizy skupił się na czymś co pojawiło się na jego ręce. Na początku nie chciało mu się w to wierzyć, jednak ujrzał na niej wypalone ślady. Zdziwienie jakie pojawiło się na jego twarzy było nieopisywalne.
— Panie Savers, zgadza się Pan z tą tezą? — rzuciła prowokacyjnie starsza kobieta, która stała przed ławką chłopaka.
— Bez wątpienia ma Pani racje — parsknął śmiechem, zakrywając impulsywnie dłoń rękawem od bluzy.
— Może jakiś argument na poparcie ? zbyt łatwo się Pan poddał — uśmiechnęła się szyderczo, a wzrok rówieśników skupił się na winowajcy całej afery, czyli Xavierem.
— Przepraszam, że nie uważałem — przyznał ze skruchą, czując jak zranione miejsce pulsuje, przyprawiając o palący ból.
Nauczyciela przytaknęła odwracając się na pięcie, kontynuując wywód na temat jednego z współczesnych autorów poezji. Co i tak nie podnosiło atrakcyjności lekcji na której połowa klasy zbijała bąki.
Jedyne co cieszyło nastolatka to fakt, że była to ostatnia lekcja na dzień dzisiejszy, a przynajmniej tak zadecydował. Dolegliwość towarzyszyła mu przez dobre kilka minut, a po tym czasie ustała pozostawiając po sobie widoczne sznyty. Był przekonany, że przez sen musiał sobie zafundować to okaleczenie, pytaniem jednak było, jak ?
Starając się nie myśleć dalej o dziwnym zdarzeniu, wstał słysząc szkolny dzwonek, który pozwolił mu na opuszczenie znienawidzonej placówki. Miał jednak szczęście, że kobieta nie zechciała zostać z nim po lekcji, bo tego mu jeszcze brakowało do zmartwień na dziś.
Podniósł głowę, szybkim krokiem wychodząc z budynku, ostatnią jednak rzeczą jaką musiał zrobić było szybkie zarzucenie kaptura na głowę, tak aby słońce nie skupiało się na jego ciemnej czuprynie.
Westchnął cicho na myśl jaką drogę będzie musiał przebyć by znaleźć się w domu. Idąc przed siebie wyraźnie słyszał liczne komentarze mijających go rówieśników, a szczególnie płci pięknej. Często spotykał się z podobnym zachowaniem głównie przez pryzmat prowadzonego przez niego trybu życia, a mianowicie jego braku. Chłopak nie należał do dusz towarzystwa, jednak już dawno zaniechał starań zdobywania sympatii otoczenia. Nie interesowało o to w jaki sposób ludzie o nim myśleli, a wręcz podobał mu się status incognito.Krocząc niezmiennym tempem po dobrze znanych mu ulicach, będąc blisko domu, patrzył przed siebie. Pochłonięty codzienną rutyną, nawet nie patrzył pod nogi, czego dość szybko pożałował. Wdepnął w coś miękkiego, spuszczając od razu wzrok. To co zobaczył było ostatnią rzeczą jaką mu się śniło zobaczyć. Metr przed nim ujrzał zmasakrowane zwłoki zwierzęcia, którego trudno było zidentyfikować. A tuż nad nimi stał czarny jak smoła kruk. Ptak szybko spostrzegł, że nie jest tutaj sam i spojrzał na chłopaka, mając czerwone plamy na swoim dziobie. Xavier zatrzymując się na chwile, szybko tego pożałował, gdyż zwierze zaczęło uporczywie krakać, czując zagrożenie z jego strony.
— Paskudne ptaszysko — warknął pod nosem, wznawiając kroku.
To tylko kolejny parszywy dzień w tym szarym, chujowym mieście - przeszło mu przez myśl, a ku jego oczom ukazał się upragniony wieżowiec. Bez ogródek skierował się na swoje piętro. O dziwo, drzwi od mieszkania były uchylone, a z środka można było usłyszeć głośną kłótnie. Czarnowłosy cicho pchnął drzwi, podsłuchując głośną wymianę zdań członków swojej rodziny.— Nie bez powodu nad nim siedzieliśmy tyle czasu aby tak po prostu ci go oddać — syknął kobiecy głos, należący do matki nastolatka.
— Była umowa, droga koleżanko — rzekł a donośny głos rozbrzmiał w całym mieszkaniu, dochodząc również do samego zainteresowanego.
Czarnowłosy oniemiał, wbrew temu, że usłyszał dopiero dwa zdania - był pewny, że jego aktualna sytuacja może nie być zbyt kolorowa. Stąpał bliżej i bliżej pokoju z którego dochodziły głosy.— Ale widzę, że ten towar sam do mnie przyszedł — parsknął śmiechem, nadal mu nieznajomy głos, a drzwi od kuchni w której przebywali otworzyły się z rozmachem - proszę młody, zapraszam - dodał mężczyzna odziany w garnitur.
— Kim ty kurwa jesteś ? — warknął młodociany, przyglądając się ciemnowłosemu.
Eleganckiemu odzieniu towarzyszył kilkudniowy zarost, a sam jegomość prezentował się niczym prawnik bądź też wysoko usytuowany polityk.
— Komornik ? — mruknął, mówiąc co ślina mu na język przyniesie.
— Tak, tylko przyjmuje żywy towar — odpowiedział z radością, szczerząc się szelmowsko.
Przez głowę chłopaka przelatywało tysiące myśli, jednak tego co po chwili usłyszał nigdy by się nie spodziewał.
— Czas na prawdę droga Jasbelle i Danielu — powiedział wyniośle elegancki mężczyzna, spoglądając na rodziców młodocianego.
Kobieta oparła się o blat, który stał za nią, łapiąc się za skroń, przez co wyglądała jakby zaraz miała powiedzieć pięcioletniemu dziecku, że święty mikołaj nie istnieje.
— Mamo ? — kontynuował Xavier, oczekując jakiejkolwiek reakcji z jej strony — o czym on mówi ? — dodał pośpiesznie, podchodząc do blondynki od której oczekiwał wyraźnej odpowiedzi.
— To...nie wszystkie realia w jakich żyjesz są do końca prawdą — rzekł ojciec, który od początku nie mówił zbyt wiele - między nami nie ma żadnych więzów krwi, a twoje istnienie leży w rękach tego czegoś — wycedził przez zęby, spoglądając na uradowanego gościa w ich domu.
Niebieskooki podniósł wzrok z podłogi, tym razem kierując go na Daniela. W jego oczach można było ujrzeć niedowierzanie. To co oni mówili nie mogło być prawdą. Poza tym sposób w jaki to wyrzucił z siebie...te słowa nie mogły należeć do jego ojca, a tym bardziej ta historia rodem z jakiś nieśmiesznych żartów z telewizji.— To nie jest śmieszne tato, ani trochę do cholery — fuknął zaciskając zęby — zaraz wywalę stąd tego gościa, przysięgam! - krzyknął, aż kobieta obok niego się wzdrygnęła.
— Z tym mógłbyś mieć niezły problem, słowo daje — wtrącił się - wbrew pozorom to piekielnie dużo ważę - dodał nadal roześmiany.
Wten blondynka złapała dłoń chłopaka i spojrzała mu głęboko w oczy.
— To nie ja jestem twoją matką Xavier — powiedziała prosto z mostu, a czarnowłosemu wręcz zaszkliły się oczy słysząc te kilka gorzkich słów.
Ani jedna komórka jego ciała w to nie wierzyła, nie wierzyła też w przebieg tej sytuacji gdzie w dniu swoich urodzin wali mu się cały świat i wszystko to co budował przez cale osiemnaście lat swojego życia.
— Młody, chyba czas abym się przedstawił — rzekł nieproszony gość — nazywam się Lucyfer, chyba gdzieś już o mnie słyszałeś - przedstawił się puszczając oczko.*******

CZYTASZ
Przed bramą piekieł
Teen FictionNa świecie pozbawionym dobroci pojawia się pakt między największymi i odwiecznymi wrogami - Szatanem i Bogiem. Na mocy, którego syn byłego anioła pozostanie pod opieką króla piekieł. Sytuacja nie wydawałaby się tak tragiczna gdyby nie fakt, że na św...