(...) talent nie znaczy to samo co geniusz i (...) nawet jeśli szczęśliwy los się od ciebie odwróci i wszystko runie, talent nie straci swej szlachetniejszej, lepszej natury.
Hans Christian Andersen, Baśń mojego życia
Andrea
Od dobrych kilkunastu minut siedzę i wpatruję się w monitor laptopa z cholerną pustką w głowie. Dwie godziny spędziłam na pisaniu nowej książki, a po tym czasie niezawodna wena wyparowała. Napisałam to, co zaprzątało mój umysł, i utknęłam w martwym punkcie. Czuję presję, ponieważ wydawnictwo ponagla mnie, żebym oddała tekst za dwa miesiące, a ja nawet nie mam napisanej połowy.
Odkąd mój związek z Lucasem rozsypał się na drobne kawałeczki i nie ma już po nim co zbierać, straciłam zapał i niebanalne pomysły na romans wszechczasów. Nie umiem pisać pięknie o miłości, mając złamane serce. Co gorsza, zwątpiłam w uczucie, jakie opisuję w książkach. Boję się, że tym razem zawiodę swoje czytelniczki i wydawnictwo, które liczy na kolejny bestseller. W moim odczuciu osiągam marne efekty – piszę, bo muszę. Otaczająca mnie presja i ból w sercu wykańczają mój umysł. Pierwszy raz w życiu jestem przekonana, że nie dam rady. W dodatku czuję się winna zdrady Lucasa. Poniekąd przyznaję mu rację. Każdego dnia coraz bardziej zatracałam się w kreowanej przez siebie egzystencji bohaterów, zapominając o własnej.
Widok mężczyzny – który miał być tym jedynym na całe życie – całującego się z inną kobietą pod budynkiem firmy, w której pracował, roztrzaskał mnie na milion kawałeczków. Czułam się jak zdeptany karaluch. Cóż, nadal się tak czuję. Moje z pozoru szczęśliwe życie prysło jak bańka mydlana.
Och, życie, coś ty mi zrobiło?
Próbowałam rozmawiać z Lucasem, dowiedzieć się, dlaczego to zrobił, przecież było nam razem dobrze. Wywiązywałam się z roli partnerki i matki, więc kiedy usłyszałam, że jestem nic niewarta, bo nie potrafię żyć tu i teraz, poczułam się jak… zużyta zabawka, stara i działająca nie tak, jak od niej oczekiwano. To był cios poniżej pasa. Owszem, często byłam nieobecna, pogrążona w tworzeniu nowych historii, ponieważ kocham pisać, sprawiać, że bohaterzy żyją, czują, miewają problemy, a mimo to nie uciekają, nie poddają się, walczą do końca. Lucas nie chce walczyć, a ja nie potrafię zrezygnować z pisania. To jest część mojego życia, coś, co daje mi niewyobrażalną radość i szczęście. Jak tlen, bez którego nie da się oddychać. Po jego odejściu napisałam powieść na podstawie własnych doświadczeń. Tworzenie tej książki okazało się dla mnie niezłą terapią. Uświadomiłam sobie, że Lucas nigdy nie kochał mnie szczerze i prawdziwe.
Siedząc przed komputerem, dochodzę do wniosku, że potrzebuję bodźca, inspiracji, aby wrócić do formy i znowu pisać jak oszalała.
Spoglądam w prawy dolny róg ekranu na godzinę i klnę w myślach. Powinnam była już wyjść z domu, aby odebrać Emmę z przedszkola. Wyłączam sprzęt, zakładam półbuty i zarzucam na siebie kurtkę. Wkładam telefon do torebki i wychodzę z domu.
Droga do przedszkola na piechotę zajmuje mi dziesięć minut. Po drodze obserwuję ludzi oraz ruch na ulicy, bo tak mam w zwyczaju. Błądzę myślami, zastanawiając się, co zrobić z własnym życiem. Zaczynam dostrzegać, każdego dnia coraz wyraźniej, że jest ono zbyt przewidywalne i schematyczne. Ubarwione o spotkania autorskie lub wywiady w radiu. Mam ochotę przeżyć coś innego, spontanicznego. Zapewne gdyby obecna pora roku nie była jesienią, a wiosną lub latem, wyjechałabym z córką i rodzicami na Karaiby. Być może tam odnalazłabym swoje natchnienie i naładowała akumulatory.
Wzdycham i odganiam marzenia, gdyż znalazłam się pod budynkiem, w którym przebywa moja córka. Wypatruję jej biegającą sylwetkę między innymi dziećmi i podchodzę do ogrodzenia. Zatrzymuję się obok mężczyzny, lustrując przelotnie jego twarz, i stwierdzam, że nigdy wcześniej nie wiedziałam go w placówce przedszkola. Gdyby było inaczej, z pewnością zapamiętałabym tak przystojne oblicze. Rzucam głośne „dzień dobry” w kierunku wychowawczyni Emmy. Kobieta uśmiecha się i podchodzi do furtki, uprzednio wołając moją pociechę. Córka wybiega z placu zabaw wraz z Alison, swoją najlepszą koleżanką. Marszczę brwi, ponieważ dziewczynka staje obok tajemniczego mężczyzny, łapie jego dłoń i rusza w kierunku budynku. Sądzę, że facet musi być znany Alison, w przeciwnym razie nie mógłby odebrać jej z przedszkola, powinien mieć też upoważnienie. Jednak pewna myśl nie daje mi spokoju: kim jest nieznajomy dla Alison, a tym bardziej dla Kate, jej matki? Wiem, że nie jest ojcem dziewczynki, ponieważ jej mama mówiła mi co nieco o tym, że jej były partner ją zdradził i rozeszła się z nim jakiś czas temu. Co więcej, zarzekała się, iż do frajera już nie wróci.
Nie powinno mnie w ogóle obchodzić, kim jest ten mężczyzna dla Kate i Alison, a jednak stoję w miejscu, patrząc na drzwi, za którymi zniknął. Dopiero gdy Emma zaczyna opowiadać, co robiła dzisiaj w przedszkolu, wracam na ziemię i skupiam na niej swoją uwagę.
Zanim opuszczamy teren placówki, wchodzimy do budynku. Emma musi się przebrać, ponieważ jej przedszkolny strój – brudny od piachu – nie nadaje się do wyjścia na ulicę. W dodatku na kolanie ma dziurę, na co wzdycham ciężko, wiedząc, że musimy zrobić zakupy i zaopatrzyć jej garderobę w nowe ubrania.
W pomieszczeniu natykamy się na Alison i jej tymczasowego opiekuna. Mężczyzna wpatruje się w ekran swojego telefonu, podczas gdy przyjaciółka mojej córki kończy się ubierać i do założenia zostały jej tylko buty. Dziewczynki żywo o czymś dyskutują, niestety nie mam pojęcia, o czym. Próbuję rozgryźć, kim dla Kate jest mężczyzna siedzący nieopodal mnie.
Z mamą Alison poznałam się bliżej na przedszkolnej imprezie, w której rodzice również brali udział. Dowiedziałam się wtedy, że Kate samotnie wychowuje swoją córkę. Uśmiechnęłam się na tę informację, bowiem czułam, że znajdziemy wspólny język. Nie myliłam się. Kate zaproponowała wyjście na kawę pewnego słonecznego dnia i od tej pory lubimy przebywać w swoim towarzystwie. Jednakże podczas naszych pogawędek nie wspominała o nikim, więc biorę pod uwagę, że tajemniczy, nieznajomy facet może spotykać się aktualnie z mamą dziewczynki.
Moja wspaniała córka kończy konwersację i również z zaciekawianiem przygląda się panu nieznajomemu. Spogląda na mnie wymownie i mówi:
– Mamo, prawda, że ten pan jest ładny?
Mimowolnie zakrywam jej usta dłonią, mając ochotę zapaść się pod ziemię. Wybałuszam oczy, nie dowierzając, że Emma to powiedziała, po czym posyłam jej pełne dezaprobaty spojrzenie. Zawsze ma idealne wyczucie czasu, żeby palnąć coś głupiego i nieadekwatnego do sytuacji. Pocieszam się stwierdzeniem, że dzieci tak mają i nie tylko buzia mojej córki jest tak niewyparzona.
Spoglądam przez ramię na Pana Ładnego. Nadal wpatruje się w ekran telefonu, zawzięcie w niego stukając. Sprawia wrażenie, jakby słowa padające z ust Emmy nie dotarły do jego uszu. Wzdycham z ulgą.
Gotowa do wyjścia Alison rzuca w naszym kierunku „cześć” i opuszcza szatnię z panem nieznajomym. Emma nagle dostaje powera i pospiesznie zakłada na siebie jesienną kurtkę oraz buty. Chwilę później ciągnie mnie już do wyjścia. Nieznajomy i Alison stoją przy drzwiach. Pan Ładny – jak to określiła Emma – wciska przycisk znajdujący się po prawej stronie obok drzwi, obdarza przelotnym spojrzeniem hol i wychodzi na zewnątrz. Emma syczy co chwilę, że mam iść szybciej i byłabym głupia, gdybym nie rozumiała, o co jej chodzi. Przyspieszam kroku, nie pytajcie, co mną kieruje, bo nie mam pojęcia. Emma z impetem otwiera drzwi, biegnąc za koleżanką. Nie mając innego wyjścia, idę sprężystym krokiem, by zrównać się z córką. Nie powiem, widok zgrabnego tyłka z bliskiej odległości robi na mnie niemałe wrażenie. Zapragnęłam ścisnąć pośladki towarzysza Alison i sprawdzić, czy są one tak twarde, na jakie wyglądają. Muszę przyznać, że w dresowych, grafitowych spodniach prezentuje się zwyczajnie, a zarazem seksownie. Ma na sobie granatową, pikowaną kurtkę, w dodatku rozpiętą, lecz niestety nie jest mi dane zawiesić oka na jego torsie. Skanuję przenikliwym wzrokiem jego sylwetkę, nie czując się winna tego, że oceniam go w myślach.
Mężczyzna podchodzi do czarnego BMW, zaparkowanego kilka kroków od frontowej furtki. Otwiera tylne drzwi, przez które Alison wskakuje do środka. Gdy mała siedzi już na swoim miejscu, facet zamyka drzwi i odwraca się w moją stronę. Nie wiem dlaczego, ale przestaję oddychać.
Stoję na krawężniku, trzymając Emmę za rękę, i czekam, aż jezdnia będzie pusta. Ukradkiem obserwuję każdy ruch nieznajomego, aczkolwiek przystojnego faceta. Pochwyca moje spojrzenie niczym bestia pragnąca swojej ofiary. Przełykam ślinę, czując przechodzący po kręgosłupie dreszcz, speszona odwracam wzrok i przechodzę na drugą stronę ulicy.
Nigdy wcześniej, w całym swoim życiu, nie doświadczyłam czegoś tak gwałtownego, erotycznego, a zarazem intrygującego. Czuję to, cholera, nawet między nogami. Spojrzenie tego mężczyzny, krótkie, acz intensywne, budzi we mnie coś, co miało pozostać w ukryciu.
![](https://img.wattpad.com/cover/130917518-288-k144011.jpg)
CZYTASZ
Breaking rules. Gra rozpoczęta - W SPRZEDAŻY/ BESTSELLER EMPIKU
RomantikAndrea Wilson nigdy nie przypuszczała, że stanie się bohaterką swojej książki, a jej poukładane życie rozsypie się jak domek z kart. Zdradzona przez wieloletniego partnera i ojca swojej córki, przez długi czas stawała na nogi, by znowu być tym, kim...