Rozdział 1.

1.1K 7 0
                                    

Isabela *POV*

„Patrzyłam prosto w oczy, mężczyźnie który jakby nie istniał już w mojej głowie. Kobieta leżała na ziemi, nieprzytomna a czerwień gromadziła się w okół jej głowy, barwiła białe kafelki, bogatej łazienki. Oczy potwora, prosto na moich."

Zerwałam się niemal natychmiast. Nie mogłam oddychać powoli stoczyłam się z łóżka, opadłam na zimną posadzkę, na czworakach próbowałam odzyskać oddech głośno się dławiąc. Wydawało mi się, że wymiotuję ale nic nie wydobywało się z moich ust po za śliną. Płakałam i kiedy już mój oddech wrócił do normy, został tylko płacz. Osunęłam się na ziemię, usiadłam przy łóżku i podkuliłam nogi. Łzy spływały po policzkach, a ja nie próbowałam ich zatrzymać. Pozwoliłam im płynąć. Potrzebowałam tego, potrzebowałam tych łez, żeby oczyściły głowę z obrazów koszmaru.

 Wtedy zadzwonił budzik, mój telefon leżał na szafce nocnej po drugiej stronie łóżka. Dałam sobie jeszcze chwilę, spokojnie czekałam aż się wyłączy. Ten głośny dźwięk mnie uspokajał, wypełniał pokój sprawiając, że nie czułam się sama. W końcu dzwonek ucichł a ja odchyliłam głowę w tył z grymasem. Podniosłam się z ziemi i dłonią rozsmarowałam bolący kark. Przez ciemną roletę przebijały się już pierwsze promienie słońca. Była szósta rano.

Z blatu w kuchni zabrałam pilot od telewizora i podreptałam z powrotem w stronę łóżka. Włączyłam wiszący na ścianie telewizor tylko po to, żeby wypełnił jakoś ciszę w mieszkaniu. Na ekranie pojawiła się kobieta za biurkiem, za jej plecami ekran, a na nim twarze zaginionych osób. Nie zwróciłam uwagi na to co mówiła ani o co tak naprawdę chodziło, bo przez ostatni miesiąc ciągle pokazywali to samo. Rzuciłam pilot na łóżko i zerknęłam na prześcieradło, mokre od moich zimnych potów. Przewróciłam oczyma i ruszyłam do łazienki, zatrzymał mnie jednak kolejny dzwonek w moim telefonie, tym razem nie był to budzik, a ktoś dzwoniący do mnie. Podeszłam do szafki nocnej. Alice.

- Tak? – wymamrotałam zaspanym głosem odbierając słuchawkę.

- Będę za dziesięć minut, zrobiłam nam śniadanie właśnie wychodzę z kawiarni koło mnie – poinformowała mnie, a ja znalazłam się już przed lustrem w mojej łazience. Moje oczy i policzki były czerwone od płaczu, a włosy związane w niechlujnego koka, teraz częściowo opadały na moją twarz. Poprawiłam je szybko upinając je z powrotem u góry. 

- Jest dopiero szósta – powiedziałam jej odkręcając wodę w kranie.

- Wiem, ale musimy przećwiczyć naszą prezentację, a po za tym zapomniałam zatankować, więc podwieziesz mnie dzisiaj, zaraz będę – wytłumaczyła i się rozłączyła zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek. Prawda była taka, że Alice nienawidziła prowadzić, więc to ja ciągle zawoziłam nas obie do pracy. Mieszkałyśmy w tej samej okolicy. Tylko, że mieszkanie Alice było dwa razy większe, dwupiętrowe, a moje było nie za małym, nie za dużym studio. Pracowałyśmy na tym samym stanowisku, obie w dziale księgowości w potężnej korporacji jakiegoś miliardera, którego nigdy nie ma. Jego firma kręci się sama kiedy on najprawdopodobniej odpoczywa gdzieś na jakiejś egzotycznej wyspie. 

Umyłam już zęby i twarz, posmarowałam twarz kremem i zaczęłam nakładać makijaż. Pomalowałam już brwi i zabrałam się za oczy kiedy usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach, a potem otwierania ich. Trzask.

- Jestem! – zawołała Alice.

- Nikt cię nie uczył, że się puka? – odkrzyknęłam. Usłyszałam jak odkłada swoje rzeczy na blacie barku, słyszałam jej obcasy obijające o posadzkę kiedy zeszła po schodkach z podestu, na którym osadzona była kuchnia. Przeszła przez mini salon oddzielony od sypialni jedynie sięgającym do sufitu regałem wypełnionym książkami i teczkami z dokumentami. Przez sypialnię weszła do jednej z łazienek, czyli tej w której ja już nakładałam tusz na naturalnie długie rzęsy.

Taken. (Porwana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz