Drago obudził się związany do krzesła. Rozejrzał się. Był w pomieszczeniu z drewna. Przed nim znajdowało się duże biurko. Spojrzał na małe okno. Jedyne co się tam znajdowało to błękit.
Jest na statku?! Jak go teraz znajdzie policja?!
Chciał krzyknąć ale dopiero teraz poczuł knebel.
Zaczął więc się wiercić żeby polóźnić sznury.
Po chwili do kajuty wszedł... Ktoś. Po krótkim ruszeniu głową Drago przypomniał sobie że mężczyzna miał na imię Tod.
- Cześć. Chciałbym z tobą porozmawiać.
Nastolatek spojrzał na Toda jak na debila.
- Ale najpierw muszę coś sprawdzić- uśmiechnął się oprawca.
Drago poczuł na szyi nóż.
- Nie będziesz krzyczał?
Chłopiec delikatnie pokręcił głową.
- Będziesz grzeczny? Nie będziesz uciekał?
Drago Jak najdelikatniej pokiwał głową.
- dobra... Odwiąż go. - powiedział Tod.
Po chwili Drago nie miał knebla w ustach.
- No. To powiedz mi kochany... Gdzie jest twój ojciec?- spytał Tod
- Nie wiem. Wyjechał kiedyś i...
Drago znowu poczuł nóż... Tym razem bliżej skóry.
- Radzę ci nie kłamać.
- ja- zaczął powoli mówić Drago- nie kłamie...- spojrzał się na nóż. - Nie... Nie wiem... Gdzie on jest...
Drago poczuł mocne uderzenie w głowę.
- Fred... Nie bij naszego gościa. Drago czy chcesz aby Fred... Facet za tobą dostał karę?
Drago odwrócił się i zobaczył dobrze zbudowanego bruneta patrzącego na niego błagalnym wzrokiem. Chłopiec czuł że ten mężczyzna jest dobry...
- Nie...
- No dobrze. Ale nadal nic nie wiesz o ojcu?
- Nie...
- W takim razie pójdziesz już z Fredem.
Fred pomógł Drago wstać i poprowadził do drzwi.Kiedy drzwi sie za nimi zamknęły Drago stanął przerażony. Dookoła nie było wody... Były chmury...
- Hej...- zaczął Fred.- Sory za głowę... Wszystko dobrze?
-Gdzie my do cholery jesteśmy?- Szepnął Drago.- Kim wy jesteście? Czego ode mnie chcecie?
- Chodź już... Dzięki za litość. - Powiedział Fred.
Drago do końca drogi już sie nie odzywał. Statek był duży... W powietrzu unosił się zapach drewna. Zabiegani marynarze przystawali żeby przyjrzeć się Fredowi z Drago po czym szybko wracali do swojej roboty.
Zeszli po schodach w dół i trafili do cel. Fred otworzył jedną z nich i lekko wepchnął Drago do środka.
Potem oprawca poszedł na górę zamykając drzwi.
Drago rozejrzał się po tym jakże przytulnym lokum.
Na ścianie były trzy prycze. I to wszystko nie licząc dziury w podłodze prawdopodobnie służącej za toaletę.
- Hej!- Szepnął głos z górnej pryczy. Na ziemie zeskoczył blondyn o niebieskich oczach. - Jak się nazywasz?
- Drago...
- Drago!?
- Tak... A co?
- jestem Porke... Mam moc wyczuwania obecności.
- moc wyczuwania... Czekaj... Co!?
- Ziemianin?
- nie, marsjanin.- powiedział sarkastycznie Drago.
- Heh... No cóż. Otóż jesteśmy w wymiarze o nazwie Randona. Każdy ma tu jakąś moc. Jest tu taki król, współpracuje z Niebolotami... A! Nieboloci to ci u których teraz jesteśmy. Porywają ludzi... Czasem dla okupu a czasem dla króla. Ja jestem tu dla nich. Jako "alarm"... A propos...
- Co?
- Ktoś się zbliża!
Drago spojrzał na swojego towarzysza niedoli jak na debila.
-No co?
-Moce... Król... W XXI wieku? Ile ty z nimi siedzisz człowieku?
- Jakiś rok. Ja urodziłem się w Randonie.
- Daj jeden fakt że to wszystko to prawda.
- Ten statek lata? Z tego co wiem na Ziemii statki nie latają... Są Do tego jakieś tuby czy coś. I na statku wylądował właśnie smok.
- Smok?
W tym momencie na schodach rozległy się kroki.
- Ty!-krzyknął mężczyzna w kapturze wskazując Drago- Idzesz ze mną!Mężczyzna otworzył drzwi od celi i wyprowadził Nastolatka.
-Trzymaj się! - Usłyszał jeszcze Drago gdy wchodził po schodach.Po wyjściu na zewnątrz stanął jak wryty.
Na burcie siedział wielki granatowy smok. Jego złote oczy wpatrywały się czujnie w członków załogi.
Na szyi smoka siedział mężczyzna. Miał czrne włosy i niebieskie oczy.
-Drago!-Krzyknął nieznajomy.
Nastolatek zmrużył oczy. I zobaczył że mężczyzna był identyczny wręcz do ojca. Nastolatek już miał do niego biec gdy poczuł nóż na gardle.
-Lepiej nic nie kombinuj.-Syknął mu ktoś do ucha.
-Tenor! -Zakrzyknął Tod.- Jakmyśmy się dawno nie widzieli!
- Czego chcesz?-Spytał Tenor
-Pomyślmy... -Tod zastanowił się chwilę. -Chce tego smoka.
-Ojciec Drago zjechał że smoka i powiedział coś do niego. Smok spokojnie podszedł do Toda i położył się na podłodze.
-Masz smoka. Teraz puść mojego syna.
Na słowo "syn" Drago stracił wątpliwości.
-Tato?-Szepnął z łzami w oczach.
- Ale nie uciekniecie?-Targował się Tod.
-Nie. Puść go już.
Podczas gdy Tod myślał Drago próbował się wyrwać.
Kiedy nadepnął na palce Niebolota ten przecią skórę Drago.
-Nie kombinuj młody.-Syknął ze złością dociskając nóż.
-Dobra. I tak nie ucieknął bez smoka Puść go!-zgodził się w końcu Tod.
Niebolot pchnął Drago w stronę ojca.
-Tod... Czy Ty niczego się o mnie nie nauczyłeś? -spytał Tenor łapiąc syna. - zaufaj mi proszę.-szepnął do niego. Po czym powiedział głośniej-Sajonara Dunkiele!- I skoczył z Drago za burtę.
Drago czuł wir powietrza. Nie był świadomy tego co dokładnie się dzieje. Po chwili poczuł że gwałtownie na czymś wylądowali.
-Drago! Drago nie zasypiaj!-Krzyczał Tenor.-Cholera! Redmina! Szybciej! On szybko traci krew! Drago! Drago nie zamykaj oczu! Drago nie...
To było to co usłyszał jako ostatnie przed zemdleniem.Hejcia! Dopiero pisze dalej -,-. Przez jakiś czas bardziej zajęła się Mią... Ale już jestem w Randonie! Daaaajcie gwiaaazdkeee💖
CZYTASZ
Randona [ZAWIESZONE]
FantasíaNormalny chłopiec z normalnym życiem na normalnej ziemii w jednym dniu zostaje porwany, a jego życie wywraca się do góry nogami. Drago, czarnowłosy chłopiec o niebieskich oczach ciągle chodzący na wagary... No cóż, w końcu za wagary się kiedyś płaci...