Skoczyłem...
Rzucając linę z hakiem w ogromną budowlę. Pomijam, że wyskoczyłem cholerne kilka metrów do góry(jeśli nie wyżej) to nie trafiłem hakiem w upatrzony balkon. Ja nim uderzyłem w ścianę. Najlepsze jest to, że on się w nią wbił. Cóż nie mam pojęcia ile potrafię i jak silny jestem więc byłem przyznam zaskoczony całą sytuacją. Jednak krzyknięcie ze zdziwienia nie wchodziło w grę nie mogłem się zdradzić. Chwyciłem mocno linę i dalej już trzymając się jej doleciałem do ściany. Wylądowałem miękko uginając kolana. Zacząłem wspinać się po ścianie byłem w około 3/4 odległości między wieżami. Po chwili wspinaczki znalazłem się pod balkonem, w który celowałem. Wyrwałem hak ze ściany i schowałem do torby. Odskoczyłem od ściany i złapałem się metalowej rurki pod balkonem. Należała ona do stylu całego balkonu więc nie była ona tam przypadkowo, była ze względów estetycznych. Nie mam pojęcia kto by się przyglądał balkonowi ponad 40 metrów nad ziemią ale dobra tam. Podciągnąłem się powoli do góry. Delikatnie wyjżałem, w sumie nie logicznie jak by ktoś tam był to pewnie już by mnie usłyszał. Wspiąłem się przez kamienną, zrobioną balustradę i przeskoczyłem bezgłośnie na drugą stronę. Na kuckach przekradłem się pod ścianę. Z prawej zasłaniała mie balustrada, za plecami ściana. Skupiłem się i użyłem widzenia cieni aby zobaczyć korytarz. Było w nim pusto. Otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka oczywiście zamknąłem drzwi. Korytarz wypełniały obrazy arystokratów oraz rzeźby. Nie miałem czasu się im przyglądać więc ich nie opiszę. Jednak jedna zwróciła moją uwagę. Czarny posąg postawnego mężczyzny w płaszczu i kapturze na głowie, spod kaptura widać było małą koronę a w wyciągniętej ręce trzymał... Małego feniksa. Czarnego jak noc malutkiego feniksa unoszącego się nad dłonią. Nie wiedziałem kto to jest ale później miałem okazję to sprawdzić. Ruszyłem dalej przez korytarz wypełniony rzeźbami i obrazami. Skręciłem w lewo. Jako, że używałem magi do wspomagania wzroku oraz byłem cieniem jakoś nie musiałem uważać na to czy ktoś jest w korytarzu chociaż i tak zauważyłbym go odpowiednio wcześniej. Było dziwnie pusto. Cóż chyba nikt się nie spodziewał włamywacza 40 metrów nad ziemią. Za szybko to pomyślałem. Usłyszałem w oddali kroki strażników. Było ich dwóch.
- Rajen
- hę?
- kiedy dostaniemy przepustki?
- ehhh za 2 tygodnie lub jak się skończy oblężenie przed jego końcem nie
- mam już szczerze dość tego oblężenia cały czas łup, łup, łup, łup mnie już od tego boli
- i tak najgorzej mają ci co na murach
- no, dobrze że wyżsi stopniem jesteśmy
- bardzo dobrze
Podczas tej wymiany zdań wskoczyłem na sufit łapiąc się płaskorzeźb na suficie i ścianach. Strażnicy wyszli zza rogu.
- co dostaliście wczoraj na obiad?
- zgadnij
- znowu gramis? (odpowiednik grochówki tylko z roślin przypominających intensywnie żółte ziemniaki, bardzo tania)
- ta...
- my to samo
- kiedy w końcu dadzą nam coś normalnego?
- prawdopodobnie nigdy...
Przeszli pode mną ubrani w czarne zbroje z symbolem skorpiona na klatce piersiowej. Gdy zniknęli za zakrętem bezgłośnie puściłem się i zeskoczyłem na podłogę. Dalej poszedłem przez korytarze. Doszedłem do schodów. Staki przy nich strażnicy. Wyjąłem noże które miałem przy pasku wyskoczyłem zza rogu i rzuciłem w nich. Trafiłem w przestrzeń między zbroją a hełmem. Przebiegłem nad trupami do góry po schodach jako, że byłem ledwo widoczny, o ile wogule, zabijaem strażników od tyłu pchnięciami miecza i noża. Wspiąłem się 6 pięter w górę i wszedłem na schody wieży. Doszedłem na samą górę. Stało tam 10 strażników. Chciałem wyjść po cichutku i przejść na most... No coś nie pykło... Bycie cieniem poszło w cholerę.
- co jest kurwa?! - krzyknął strażnik przed którym się pojawiłem
- a zamknij się nie czaje tego jeszcze - wbiłem mu nóż w gardło.
- kim ty do cholery - odciąłem cięciem miecza w prawo głowę kolejnemu. Nie miałem czasu czekać na ich atak musiałem ich zabić zanim ogłoszą alarm.
- BIJ ZABIJ! - no w końcu się obudzili i wyjęli miecze. Byłem otoczony ale co tam. Przeturlałem się między 2 strażnikami którzy chcieli mnie nadziać na miecze. Wstałem błyskawicznie i cięciem sprawiłem, że ubyło im wzrostu. Kolejny wojownik zaatakował mnie swoim toporem. Obróciłem się o 360 stopni przemieszczając się w lewo i wykorzystałem impet do cięcia e talie między płytami na spodniach oraz brzucha przecinając go. 2 łuczników wystrzeliło we mnie. Mieczem odbiłem je w podłogę następnie doskoczyłem do nich i obracając się zastosowałem cięcie od kostki tego po prawej do szyi tego po lewej w następnym obrocie wykorzystałem to, że miecz był w górze i przeciąłem od oka prawusa do kostki lewusa. Tak o to nakreśliłem X.
- słuchajcie, mam przewagę może... - nie dali dokończyć jeden rzucił się w kierunku mostu do głównej wieży.
- NIE BIEGNIJ ! - niestety nie posłuchał. Natarło na mnie 2 strażników jeden z toporem drugi z mieczem. Szybko rzuciłem mój nóż zabijając biegnącego. Topornik naparł od góry a miecznik zaatakował cięciem. Zrobiłem salto w tył. Władacz topora nie miał jak przedłużyć ciosu jednak posiadacz miecza to co innego. zrobił obrót i szerokim cięciem od tej samej strony zaatakował. Jego uderzenie zatrzymał mój miecz. Szybko złapałem mojego przeciwnika za nadgarstek i pociągnąłem do siebie z dużą siłą. Gdy ten znalazł się za mną przeciąłem go w talii. Został już tylko topornik.
- może ty chociaż chcesz przeżyć ?
- wojownik cienia...
- możliwe
- widziałem cię w wiosce, ja jestem z tego oddziału, przyjechaliśmy jako pierwsi i tylko mój oddział wszedł do środka reszta...
- a mówisz mi to bo ?
- mam honor oszczędzasz mi życie już 2 raz
- zabijam tylko tych których muszę po drodze
- rozumiem, że strażników na dole zabiłeś
- mogli by mnie zatrzymać gdyby tutaj było was za dużo
- rozumiem
- wiesz że i tak muszę coś z tobą zrobić
- wiem
- rzuć topór i zdejmij zbroję - zrobił co kazałem.
- połuż się na ziemię - zrobił co kazałem związałem mu ręce. I przewróciłem na plecy. Położyłem mu dłoń na czole.
- jate ca - moje oczy stału się czarne i wydobywał się z nich czarny dym, a topornik momentalnie zapadł w głęboki sen. Wstałem i rozejrzałem się. Ruszyłem w kierunku mostu zakładając hełm jednego z żołnierzy, żeby wydawało się, że po moście idzie jeden ze skorpionów. Po drodze pozbierałem moje noże. Przeszedłem marszowym krokiem przez most. Wykorzystałem wzrok cienia, żeby zobaczyć czy ktoś zwraca na mnie większą uwagę. Oprócz przelotnych spojrzeń nic nie zauważyłem. Skupiłem się i...
- ej ty nie jesteś skorpionem! - krzyknął strażnik gdy wszedłem w okrąg światła w środku wieży trzymając miecz i nóż. Od Razu zmieniłem się w cień.
- ej co jest?! - krzyknął ten sam. W miejscu gdzie przed chwilą stałem nie było nikogo, a ja pod postacią cienia trzymałem się już przestrzeni między kamieniami w suficie.
- przywidziało ci się coś Merlek - odrzekł inny wojak. Pierwszy podrapał się po szyi.
- eh najwyraźniej - Przekradłem się nad nimi po suficie. Tutaj było ich tylko 7 z czego 3 spało. Niestety musiałem ich zabić. Zeskoczyłem z sufitu na 2 wyjmując noże i wbijając im je w szyje. Skoczyłem do przodu przeturlałem się do przodu wyskoczyłem do gity i wbiłem noże w podgardla. Odwróciłem się w prawo rzuciłem noże i zabiłem wstającą dwójkę. Wyjąłem miecz podskoczyłem do ostatniego.
- nie krzycz, milcz- zaczął przez ułamek sekundy krzyczeć, wbiłem mu miecz w gardło. Zszedłem na dół po schodach zabijając strażników jak wcześniej. W pewnym momencie wszedłem na piętro. Znalazłem się na balkonie. Wychyliłem się zza niego i zobaczyłem siedzącego na tronie Ladresa. Zeskoczyłem na dół. Marmurowe płyty połamały się od mojego uderzenia. Wyprostowałem się wyjmując miecz.
- walcz - ten zaczął się śmiać
- rozwalcie go - powiedział krótko. Eh zapomniałem sprawdzić czy nikogo niema. Zewsząd nadleciały strzały z kuszy. Wyskoczyłem w górę robiąc salto ułożyłem tak swoje ciało, że wszystkie strzały mnie ominęły. Lekko upadłem na ziemię uginając kolana.
- to ci nic nie da, nie wyjdziesz stąd żywy.
- to się okaże - Wojownik wstał. Miał ze 2 metry. Podniósł z ziemi wielki dwuręczny miecz leżący obok tronu. Zaczął biec w moją stronę z okrzykiem. Zaczął bardzo szerokim cięciem. Wyskoczyłem w górę i walnąłem go z całej siły w szyję jednak miał tam płyty zbroi stworzonej z Maraskiru, jednego z najtrwalszych metali. Kopnąłem go w głowę i odskoczyłem do tyłu robiąc salto w tył. Przeciwnik stał w góry całym swoim ciężarem. Uniosłem miecz do góry i zablokowałem potężny cios lewą ręką z nożem przytrzymaywałem drugi koniec miecza.
- kyr'am - rzekłem, moje oczy stały się czarne, dłonie zaczęły płonąć czarnym płomieniem tak samo jak miecz. Kopnąłem przeciwnika który odleciał 2 metry. Jednak od razu natarł na mnie szerokim cięciem z lekkiej szarży. Zatrzymałem je miecz. Raczej miałem taki zamiar bo przeciąłem ten miecz na 2 połówki. Pchnąłem mieczem przebijając go na wylot.
- jak...
- jestem wojownikiem cienia, pojawiam się z ciebie i w niego uciekam zmieniając historię i wymierzając sprawiedliwość
- sczeźniesz w zapomnieniu, Sa'jarg cię dopadnie - po tych słowach umarł a ja zrzuciłem go z miecza. Popatrzyłem dookoła i zniknąłem zamieniając się w cień. Wspiąłem się po ścianie i przeszedłem tą samą drogę z powrotem po trupach. Do balkonu przywiązałem linę i opuściłem się na niej na ulice. Tam zobaczyła mnie przechodząca kobietę. Jednak ta nie krzyczała tylko powiedziała:
- Edward?
- Jes?
- co ty tu do cholery robisz?
- właśnie zabiłem dowódcę skorpionów, przynajmniej tej armii, a ty?
- materiały kupowałam.
- zabieramy się stąd jutro będzie tutaj żeś.
- twój plan?
- niestety
- ale wiesz, że nie muszę z tobą iść?
- wiem ale cię o to proszę...
- no dobrze
Poszliśmy na mury. Krawcowa została trochę z tyłu ma moją prośbę. Oczywiście protestowała ale posłuchała ostatecznie. Na murze wszedłem do stróżówki i zastałem śpiących strażników tylko 2 była przytomna. Jednak oni należeli do oddziału który oszczędziłem więc po prostu oddali broń wiedząc, że walka nie ma sensu. Uśpiłem wszystkich i czekałem do świtu w stróżówce. Całą noc żołnierze przetrząsali miasto żeby mnie znaleźć, jednak to się nie udało. Z rana po drugiej stronie fosy zgromadziło się wojsko zjednoczonych krain. Chwyciłem za kołowrót i otworzyłem bramę. Wojska wmaszerowały do miasta.
YOU ARE READING
Wojownik Cienia: Powstanie
Fantasyjest to opowieść o tym jak ewien lekarz stał się wojownikiem. Będzie kilka zwrotów akcji mam nadzieje ze ksiąrzka będzie trzymać cały czas twoją uwage na najwyższym poziomie :D