Idiotyczna Przygoda

16 1 1
                                    

Wstałem następnego ranka, a właściwie zostałem obudzony przez wrzaski tych jebanych chłodzących zwłok. Na szczęście miałem jeszcze butelkę wódki więc zrobiłem koktail mołotowa. Podszedłem z nim do okna i otworzyłem je.
-Ej! Wy, tak wy skurwysyny! To za obudzenie mnie o dwie minuty za wcześnie!
Po czym rzuciłem butelką przez okno. Dość ładnie ich podpaliło muszę przyznać. Wódka to jednak ma moc. Zaraz po tym poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kanapki na śniadanie. Zjadłem je po czym ubrałem się, wziąłem broń ze sobą, odgruzowałem cholerne drzwi i wyszedłem z mieszkania. Na klatce schodowej spotkałem mojego jebanego sąsiada.
-O dzień dobry panie kutas. Jak się dziś mamy? Źle? Oj to nie dobrze, może więc pomogę.
Wpakowałem mu serię z karabinu z uśmiechem na twarzy. Cholerny jełop. Nienawidziłem go. Miał takiego małego, wrednego kundla, który co rano jak wychodziłem, obsikiwał mi samochód. Zszedłem więc na dół i chciałem pojechać samochodem.
-Kurwa, no tak. Przecież wczoraj je wyjebałem w powietrze. Cholerna skleroza. Cóż, może więc coś pożyczę. Złapałem więc karabin za lufę i wesoło szedłem przed siebie. Każdego napotkanego sztywniaka witałem uderzeniem z kolby.
-O dzień dobry, jak miło pana widzieć! Zdychaj skurwielu!
Tak wyglądała moja cała droga, zostawały za mną tylko leżące na ziemi zwłoki z rozwalonymi łbami. W końcu znalazłem jakiś samochód. Robiłem szybę i wsiadłem do środka.
-No dobrze, jak to było. Wyrwać zielony i czerwony, niebieski zewrzeć z żółtym i... Auć! Kurwa jebana mać!! Na odwrót debilu!
Jeszcze chyba z trzy razy mnie tak prąd kopnął, ale w końcu po wielu staraniach udało mi się odpalić silnik. Przynajmniej na chwilę bo w tym samochodzie nie było paliwa.
-Chyba sobie ze mnie kpisz jebany złomie! Akurat musiałem trafić na samochód z pustym brakiem!? Aaaaachr!
Wysiadlem trzaskajac za sobą drzwiami i musiałem się uspokoić.
-Uchhh... Spokojnie Vito. Wdech, wydech, wdech... Nie no co ja pierdole to gówno na mnie nie działa. Walić to.
Zdychajcie wszyscy.
Akurat na wprost mnie stała grupka niczego nieświadomych sztywniaków. Nie mogłem przepuścić takiej okazji więc zacząłem od razu do nich strzelać. Wyprułem w nich cały cholerny magazynek.
-Nooo i to się nazywa terapia odstresowująca! Szkoda że wcześniej tego nie próbowałem. No nic, muszę ruszać.
Przeladowałem broń i ruszyłem przed siebie. W głowie ukladałem już sobie zajebisty plan. Wiedziałem że musi wypalić i nawet tak wielki kretyn jak ja tego nie może spierdolić.
Spokojnie przechadzałem się ulicami zabijając przy tym każdego jebanego nieumarłego.
-Jedna kulka dla ciebie. Druga dla ciebie. Kilka kolejnych dla ciebie. A dziesięć następnych w twoją jebaną czaszkę, hahahaha!!
To mi się nigdy nie znudzi, na prawdę. Wtedy też coś przykuło moja uwagę.
-O ja pierdole! Mają tu mój cudowny trunek. Na pewno muszą mieć jakiś zapas. Otworzyłem drzwi do sklepu i wszedłem do środka. Nie było to sporo pomieszczenie. Za ladą niestety było pusto. Udałem się więc na zaplecze w nadziei, że znajdę mój kochany trunek.
-Hmmmm... Zobaczmy co tu mamy. Jakieś tanie wino, wódka, białe wino, słodkie, wytrawne, gówniane, nosz kurwa nie ma! Zrobili mnie w chuja.
Wtedy usłyszałem w pomieszczeniu obok jakieś jęki. Wiedziałem że to jeden z nich. Bez wahania otworzyłem więc ogień na ślepo, apo chwili usłyszałem jak pada na jakieś butelki które się stłukły. Wszedłem do tego pomieszczenia i stwierdziłem że jednak wysadzenie własnego wozu to było nic w porównaniu z debilizmem którego się właśnie dopuściłem. Ten jebany sztywniaków upadł na całą jebaną skrzynkę mojej wspaniałej whiskey i potłukł wszystkie butelki.
-Echhh... Kuuuurwaaaaa!!!! Czy nie mogłeś upaść w drugą stronę ty pierdolona pokrako!!
I znów darłem się na kogoś zamiast na siebie, ale tak zawsze miałem i w sumie mam. Nigdy przecież nie jest moja wina. Jestem jebnięty ale inni są bardziej i to zawsze ich wina. Wyszedłem więc z zaplecza, znów przeładowałem broń i wychodząc znów kopnąłem w drzwi. Tym razem ledwo co się trzymały, a ja byłem trochę podkurwiony i kopnąłem je tak że wypadły z zawiasów, a ja poleciałem na ziemię prosto z nimi.
-Oooo chuj! Aaauć! Jasna cholera, zawsze coś muszę odpierdolić.
Akurat przedemną stał jakiś zdechlak.
-A ty co się tak gapisz śmieciu?
Nie myśląc więc długo uderzyłem go prosto w krocze tak, że zakrwawił mi całą rękę, po czym powaliłem go na ziemię i dobiłem kilkoma uderzeniami w głowę. Jego mózg zwiedził cała najbliższą okolice.
-Dziękuję za brak jebanej pomocy. Zeru kultury w tym narodzie.
Pozbierałem się więc z ziemi, otrzepałem z kurzu i znów ruszyłem przed siebie, zabijając przy tym każdego kogo napotkałem. Jakaś godzinkę spaceru później, i trzydziestu martwych, dotarłem do celu mojej podróży.
-I proszę, oto jest. Baza wojskowa. Na pewno gnojki maja tu jakieś zapasy i to spore. Czas na małe zakupy.
Otworzyłem wielką jak cholera bramę i wszedłem do środka. Tam aż roiło się od nieumarłych. Musiałem znaleźć jakiś sposób by się ich pozbyć i dostać do zbrojowni. Oczywiście nie miałem jebanego pojęcia gdzie się znajduje.
-Ja pierdole, całkiem ich sporo. Moja broń to może być teraz za mało, a słowami raczej nic nie zdziałam na tych jebańcach. Ale to juz się nada.
Na mojej twarzy pojawił się szaleńczy uśmiech, a wzrok skierowałem na jedną z wojskowych ciężarówek. Cudo na czterech kółkach. Wsiadłem do środka szybko. Na moje jebane szczęście tym razem były kluczyki. Odpaliłem bestie. Miałem pełny zbiornik paliw tym razem.
-O tak skurwiele! Macie teraz zdrowo przejebane!
Ruszyłem agresywnie do przodu. Od razu rozjezdzałem na miazge tych popaprańców.
-Aahahahaha!! To takie wspaniałe! Ups! Chyba odpadły ci nóżki, jaką szkoda, zdychaj jebany idioto!
Jeździłem tak w jedną i drugą stronę bez przerwy. Zostawiałem za sobą tylko krwawe ślady, oderwane kończyny i rozjechane głowy. W końcu musiałem się zatrzymać bo wycieraczki nie nadążały ze ścieraniem z szyby krwi i jelit oraz nerek i resztek mózgów.
-No pięknie, całkiem sporo was rozwaliłem zjeby. A teraz czas znaleźć.... Wow.
To był ten jeden moment w którym miałem zajebiście duże szczęście. Zatrzymałem się akurat przy jebanej zbrojowni.
-No to zobaczmy co tam mamy, hihihi.
Wszedłem do środka. Odziwo było pusto, znaczy nie było żadnych wrogów, bo tak to było wszędzie od chuja amunicji, bomb, granatów, dynamitu, po prostu było tam kurwa wszystko.
-To jak jebana gwiazdka o której zawsze marzyłem. No to do pracy.
Zacząłem od amunicji. Zaladowałem skrzynie z magazynkami to Thompsona i Colt'a. Było tego całkiem sporo. Później wziąłem dynamit. Miałem ochotę się nim trochę pobawić. Wziąłem też ze sobą granaty na wszelki wypadek. Znalazłem nawet karabin maszynowy i musiałem go zabrać ze sobą. Do tego wziąłem do niego od chuja amunicji. Ciężarówka była załadowana po brzegi. Stwierdziłem, że czas z tąd spierdalać. Miałem już dojeżdżać gdy jeden z tych patałachów złapał za drzwi ciężarówki.
-To mój samochód! Spierdalaj i znajdź sobie własny!
Wyjąłem szybko pistolet i oddałem strzał. Był tylko mały problem. Kula jakimś jebany cudem przeszła na wylot i otarła się o lont, który prowadził prosto do skrzynki z dynamitem.
-O jasny chuj.
Zamknąłem szybko drzwi i ruszyłem w stronę wyjścia z piskiem opon.
-Szybciej kurwa, szybciej!
Wciskałem gaz do dechy cały czas. Wiedziałem, że lada moment nastąpi eksplozja. Byłem juz tuż przy wyjściu, gdy nagle, BUM!! Cały skład amunicji wyjebało w powietrze, na szczęście nic mi się nie stalo. Ale mój debilizm znów sięgnął zenitu.
-Jestem jebamym palantem! Zamiast go normalnie i z kulturą zbutować to nie! Jak zawsze musiałem strzelić, oczywiście!
Czasem się nienawidzę. Ale wtedy zawsze nastrój poprawia mi chrupot kości i dzięki rozbryzgujących się flaków pod kołami.
-No proszę, to chyba jednak był udany dzień. Czas wrócić do domu i...
Dałem ostro po hamulcach. Na pobliskim sklepie widniała tabliczka że mają na wyprzedaży Alternative ammo. Nie mogłem przepuścić takiej okazji. Wysiadłem więc z ciężarówki. Tym razem na wszelki wypadek zostawiłem w niej broń żeby jej przypadkiem nie wyjebać w kosmos. Wszedłem więc spokojnie do środka. Ponieważ zostałem dobrze wychowany, ladnie się przywitałem.
-Dzień dobry.
Nikt się nie odezwał więc się rozgościłem. Zacząłem patrzeć na półki z alkoholami, ale niestety nigdzie nie było mojej whiskey.
-Kurwa mać! Jakim jebanym cudem nic tutaj nie ma! Może na zapleczu coś jeszcze zostało.
Poszedłem więc na zaplecze z tyłu. Tam na półce zobaczyłem jedną jedyną butelkę mojego ukochanego trunku. Szedłem w stronę butelki gdy nagle potknąłem się o coś. To był właściciel sklepu. A właściwie jego połową bo chyba nogi gdzieś zgubił.
-Jasny szlag! Co do kurwy? Oczywiście tym razem akurat musiałem zostawić broń.
Jak już mówiłem, moja głupota nie zna granic. Kadłubek zaczął pełznąć w moją stronę. Chwyciłem więc pierwszą rzecz jaką miałem pod ręką. Była to butelka piwa.
-Mam nadzieję że je lubisz. Jak dla mnie to akurat smakuje jak szczyny.
Zaczałem go tłuc po głowie butelką aż w końcu pękła. Wbiłem ja w jego głowę a ten padł martwy na ziemię.
Wstałem na nogi, wziąłem z półki ostatnią butelkę i wróciłem do ciężarówki. Odpaliłem ją i wróciłem do domu. Sztywniaki pomogły mi pomalować przód kolejnego mojego samochodu.
-Ten samochód na pewno umyje, kiedyś. Chyba że znów go kurwa wysadze.
Zabrałem po kolei wszystkie skrzynie że sobą na górę, po czym znów zabarykadowałem drzwi.
-Uchhh... Muszę znaleźć jakiś prostrzy sposób na zabezpieczanie drzwi. Padam z nóg.
Nie miałem już sił na kolacje. Odłożyłem broń i butelkę na szafkę obok łóżka i podszedłem do okna. Wyjrzałem przez nie na zewnątrz.
-O ja pierdole. Tam chyba była baza wojskowa. Chyba ja dość nieźle rozpierdoliłem. Krater widać aż z tąd. No nic, zdarza się nawet najlepszym.
Przyznaje że mnie to akurat coś za często się takie wypadki zdarzały. Mój debilizm nie znał granic. Ta mała podróż była na prawdę i idiotyczna ale oplaciła się. Miałem już jakieś zapasy, ale to wciaż było za mało. Znaczy zapasów ogólnie, bo amunicji miałem od cholery. Aż do dziś jeszcze mam spory zapas. Zamknąłem okno i walnąłem się na łóżko.
-Achhh... Nie ma to jak wygodne wyro po całym dniu pracy. Mogło być w sumie gorzej więc nie mam na co narzekać. Ciekawe co jutro znów odpierdole.

Mafia Kontra ZombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz