[5]

729 70 5
                                    

W metrze Potter spędza większą część dwudziestominutowej podróży, obijając się o mnie i przyciskając mnie biodrami do drzwi. Podtrzymuje się chromowanej rury i plecie coś o swym oddaniu drużynie Surrey. To wystarcza, by doprowadzić mnie do szaleństwa i, wcale nie przejmując się otaczającym nas tłumem, zastanawiam się, czy go nie pocałować, żeby w końcu się zamknął. Mówię mu to, a on odpowiada śmiechem i obserwuje mnie przez półprzymknięte powieki, kiedy ja łapię go za ramię, by nie zachwiać się, gdy metro wjeżdża na stację Westminster.

— Jesteś niepoprawny — mówię do niego, przechodząc przez drzwi, które otwierają się z sykiem, a perfekcyjnie wymodulowany głos przypomina uprzejmie, bym uważał na odstęp między torem metra a peronem.

Potter wykrzywia tylko usta w uśmiechu i podąża za mną w kierunku ruchomych schodów.

Lampy rozsiewają delikatne, złoto-pomarańczowe światło, oświetlając chodniki i fasady kamiennych budynków rządowych, a rześki wietrzyk wzbija w powietrze świeżo opadłe liście. Idziemy w ciszy wzdłuż Parliament Square, zmierzając w kierunku katedry Broad i Victoria Street. Żaden z nas nie chce się spieszyć.

— Dorastałeś tu, prawda? — pyta w końcu Potter, oglądając się na mnie. — To znaczy, z ojcem w parlamencie i tak dalej... — Zatrzymuję się na rogu Little George Street i spoglądam na niego.

Nie odpowiadam. Wiatr zarzuca mi włosy na policzek, a Potter wyciąga dłoń i zakłada mi kosmyki za ucho. — Twoje nazwisko nie jest zbyt częste — kontynuuje miękkim głosem. — A ja kręciłem się przez jakiś czas po parlamencie — uśmiecha się. — Wspominałem już coś o roli prześladowcy, prawda? Angelina odpowiedziała mi na kilka pytań po tym, jak cię zauważyłem.

— Zauważyłeś mnie.

Potter przygląda mi się.

— Czy to nie oczywiste?

— Być może. — Zaciskam poły kurtki. — Wybacz. Po prostu nie jestem w najlepszych stosunkach z moim ojcem.

Mija nas para, która posyła w naszą stronę ciekawskie spojrzenia. Gdy przechodzą, Potter zaciąga mnie w strefę cienia pod jednym z budynków.

— Czy to dla ciebie za bardzo w stylu torystów? — pyta zwyczajnie.

— Zawsze głosowałem na konserwatystów — odpowiadam i pociągam nosem. — Zostałem wychowany po to, by wznosić modły ku Margaret Thatcher.

— To naprawdę przerażająca myśl — stwierdza Potter, a ja odpowiadam śmiechem.

— Lepsza ona niż Tony.

Ponawiamy przechadzkę.

— Zawsze miałem słabość do Paddy'ego Ashdowna. — Szczerzy się w moją stronę. — A z drugiej strony, wychował mnie profesor, który uwielbiał filozofować na temat Kafki i Kierkegaarda, ale od prowadzenia wykładów wolał palić zioło i jeździć na motorze.

— Idealne fundamenty rozwoju dla każdego liberała. — Żałuję, że nie mam spinki, by zebrać nią włosy. Znów odgarniam je z twarzy. — Twoi rodzice muszą być z ciebie zadowoleni.

Potter krzyżuje ręce na piersi. Koszulka marszczy się pomiędzy połami kurtki.

— Zginęli, gdy byłem dzieckiem. Wypadek samochodowy. — Dotyka swojej blizny na czole. — A ja skończyłem z tym.

— Och. — Drżę pod wpływem wiatru. — Więc byłeś w samochodzie.

Przytakuje.

— Nie pamiętam tego. Moje wujostwo zabrało mnie na kilka lat, a potem przygarnął mnie ojciec chrzestny, który wrócił wtedy do kraju. Przejście z monotonii szeregowych domków w Little Whinging do tego, co zdaniem Syriusza stanowiło miejsce odpowiedniej edukacji, było dla mnie sporym szokiem.

czarna kawa, samotna noc I drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz