2.1. Sikawka

10 2 2
                                    

Nie wiem, co jest w moim przypadku cięższe do przebrnięcia - pisanie fantastyki czy czytanie? Do stworzenia tego opowiadania zainspirował mnie fakt, że dzisiaj jest Lany Poniedziałek.

W kraju należącym do wodnych czarowników zapanował niespotykany w żaden inny dzień roku zgiełk. Święto Kropel było najważniejszym wydarzeniem dla mieszkańców tej krainy - zapewniało zabawę dla zapracowanych obywateli, którzy zwykle trudzili się wywoływaniem deszczu w sąsiednich krajach, napędzaniem rzek, dyrygowaniem procesu skraplania albo zwyczajnie przeliczaniu litrów życiodajnego płynu. W to święto uczestnictwo w Sikaliach stanowiło obowiązek każdego mieszkańca chcącego zaznać życzliwości oraz podziwu ze strony wodnych sąsiadów. Wtedy właśnie na mównicę na Głównej Tafli wychodził król, aby wywołać ruchy wody dzielące zebraną ludność na dwie drużyny. Potem rozpoczynała się bitwa na rzucanie zaklęć powodujących sikanie wodą na różne, nierzadko wymyślne sposoby. Każdy chciał przyczynić się do zwycięstwa swojego zespołu, więc przygotowania rozpoczynano już kilka tygodni przed wydarzeniem. Tak było i w tym roku. Dwoje przyjaciół, Beatum i Furore, upodobali sobie do ćwiczeń wodospad na obrzeżach stolicy krainy. Tego dnia jednak trening przebiegł inaczej. Kiedy Furore formował wir, aby za chwilę wytrysnęło z niego kilka sikających strumieni, Beatum położył mu rękę na ramieniu i zaniepokojony zapytał:

- Czy też słyszysz szlochanie?

Mówiąc to, drugą ręką wskazał na skałę tuż obok wodospadu. Furore natychmiast przestał czarować.

- Bajdurzysz! - odparł skłonny do bycia niedowiarkiem czarodziej. - Przecież wiesz, że od długiego czasu przychodzimy tu tylko my.

Zwątpił w swoje słowa, kiedy przysłuchał się uważniej. Łkanie nie było wyraźnie, ponieważ zagłuszał je szum wodospadu, ale na tyle głośne, że nawet Furore musiał cofnąć swoje słowa.

- A nie mówiłem... - tak dobrze znaną wszystkim, którzy podejmują pochopne decyzje, formułkę wypowiedział Beatum i nawet nie oglądając się za przyjacielem, żwawym krokiem podszedł do źródła dźwięku.

Nieco wolniej, a już na pewno znacznie ostrożniej wychylił się za skałę, gdzie poraziło go intensywne światło. Czarodziej zakrył oczy dłonią, ale gdy po chwili odważył się spojrzeć przez palce, blask zbladł. Dało się słyszeć słowa:

- Przepraszam pana. Już wygaszam.

Teraz Beatum miał szansę na przyjrzenie się stworzeniu z bliska. Wyglądali bardzo podobnie, chociaż wokół zapłakanego roztaczała się jasna poświata, a włosy miał rude, a nie blond jak każdy z wodnych czarodziejów. W międzyczasie zza pleców Beatuma wychylił się Furore, który na ten widok rzekł:

- On jest czarodziejem ognia.

Świetlisty ożywił się nieco. Otarł łzy i przemówił:

- Zgadza się. Nazywam się Coruscent. Bociany musiały zrobić błąd i w ten sposób żyję już kilkanaście lat w kraju, który należy do czarodziejów władających żywiołem wody. Możecie mnie zostawić, nic tu po was.

- Nie ma takiej opcji! - wzburzył się Furore tak, że aż na jeziorku pod wodospadem wytworzyły się pokaźnych rozmiarów fale. - Dlaczego płakałeś?

Beatum uśmiechnął się.

- My zawsze sobie pomagamy. Może znamy rozwiązanie twojego kłopotu, skoro jesteśmy stąd, hm? - zasugerował.

- Chodzi o te... Siekalia? - zaczął niepewnie.

- Sikalia - poprawił go Furore.

- Tak, Sikalia. Problem w tym, że nie jestem mile widziany w społeczeństwie. Każdy śmieje się ze mnie, bo nie mogę wziąć udziału nawet w tak prostej, na pozór zabawnej uroczystości. W niemocy pozostaje mi tylko płacz - odpowiedział, a wtedy przyjaciele spostrzegli, że z jego kanalików łzowych zamiast kropel lecą maleńkie iskierki.

Beatum podjął błyskawiczną decyzję, że muszą mu pomóc, a po chwili na tę propozycję przystał Furore. Od razu postanowili przystąpić do działania mimo protestów Coruscenta i zapewniania, że nikomu się jeszcze nie udało. Młodzi, wodni czarodzieje mieli w sobie bardzo wiele zapału. Z początku chcieli nauczyć Coruscenta zaklęć, jednak ręce jego pozostawały obojętne wobec uroków związanych z wodą. W końcu Furore wpadł na pomysł, żeby sprawdzić, czy ich nowy kolega może w ogóle nabrać w ręce przejrzystego płynu. Ten próbował, ale za każdym razem przeciekał przez jego rozżarzone palce.

- To chyba następstwo bycia od ognistych - stwierdził rzeczowo Beatum. - Musimy pomyśleć nad rozwiązaniem, w którym Coruscent nie będzie dotykał wody.

Furore przypomniał sobie o balonach wodnych, których czasem używali dla hecy i umówili się na kolejny dzień w tym samym miejscu, aby je wypróbować. Ich zapał stosunkowo szybko się wypalił, kiedy spostrzegli, że to rozwiązanie niepraktyczne, a worek z artylerią obciąża plecy Coruscenta. Znużeni usiedli nad wodą. Czarodziej wodny dobył patyka i zaczął nim kręcić kółka na spokojnej tafli jeziora. Cała trójka przyglądała się temu uważnie, ale to Beatum pierwszy wyskoczył w tył, krzycząc:

- Tak, to jest to!

Nie chciał podzielić się szczegółami planu z Coruscentem, a nawet Furore, ponieważ jak twierdził, miała to być niespodzianka. Nazajutrz rano zaprezentował im rurkę z domontowanym zbiorniczkiem oraz gumową pompką i napełnił machinę, używając jednego z podstawowych zaklęć.

- Spróbuj tego - zaproponował.

Coruscent niepewnie dobył broni. Nadusił gumową część, a woda wystrzeliła z rurki. Nad wodospadem zapanowało wielkie poruszenie. Udało się!

- Nazwijmy tę rzecz sikawka, bo została stworzona specjalnie na Sikalia - powiedział Furore i tak zostało na zawsze.

Przyjaciele byli niezmiernie zadowoleni, że udało im się pomóc koledze, a Coruscent czuł wdzięczność wobec ich dwóch. Cała trójka wzięła udział w Sikaliach. Coruscent ze swoją sikawką wywołał powszechne poruszenie, ale zyskał też szacunek społeczności, ponieważ uznali go za dobrze zintegrowanego z ich krajem. Ponadto młodzi czarodzieje trafili do zwycięskiej drużyny i już szykują nowy wynalazek na kolejny rok. 


Wojaże poza strefę komfortu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz