6.4. Papiery

7 1 4
                                    

Historia oparta na faktach. Temat to szkoła.

Przekraczając próg, zawahała się. Nerwowo zmięła przydługie ramiączko plecaka w kolorze poszarzałej zieleni i rozejrzała się dookoła. Za nią - park. Co prawda tylko miejski. Jak przykro jest zamieniać szkolny na ogólnodostępny! A było tak blisko, jakby złapać srokę za ogon. Westchnęła ciężko. Nie było czasu na dłuższe przeżywanie wewnętrznego rozłamu, ponieważ woźny, widząc zakłopotaną absolwentkę gimnazjum, ruchem ręki nakazał jej wejść do środka.

- Witam, gdzie znajdę sekretariat?

- Schodami w górę i na prawo.

- Dziękuję.

Rozejrzała się dookoła zmieszana. Nie była na Dniu Otwartym, o nie! W tym czasie wolała zwiedzać inną szkołę - tę, która przez niesmaki polityczne została zmieciona jej sprzed nosa. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Było po prostu brzydko.

- Ty tutaj? - Z rozmyślania główną bohaterkę wyrwał znajomy głos nauczycielki z byłej szkoły.

- Tak - odparła bez emocji.

Za kobietą stała dziewczyna, zapewne córka. Kolejni przyszli złożyć papiery?

- Do Dubois*, marsz! - zaśmiała się.

Młodsza rozmówczyni wykrzywiła się z niesmakiem, słysząc nazwę tej szkoły. Nigdy!

- Podziękuję. - Wymigująco machnęła ręka i pospiesznie poczęła wspinać się na górę, skacząc po dwa czy nawet trzy schodki.

Szary korytarz prezentował się niezbyt wyniośle. W tym momencie dziewczyna uświadomiła sobie, dlaczego zapytana o zalety szkoły opowiadała głównie o parku - bo to była jedyna zaleta. Choć przez chwilę można było poczuć się jak pruska księżniczka albo... Król, zdecydowanie ta wolała być królem, kanclerzem, jeśli o rzeszę by się rozchodziło. Tymczasem wnętrze szkoły w parku nie przypominało w niczym słodkich komnat Sanssouci. To bardziej piwnica taka... Dwa krzesła w centrum. Na nich kartki. Jedna z nich wskazywała, gdzie powinni skierować się absolwenci gimnazjum. Poszła tam, cóż innego miała czynić?

- Dzień dobry. - Obskurne drzwi skrzypnęły, a uczennicy ukazała się nieumiejętnie pokryta korektorem twarz sekretarki. - Przyniosłam papiery.

- Dokumenty, dokumenty - mruknęła niezadowolona. - Żadne papiery!

Piwnooka zdjęła plecak i po chwili wyłożyła na biurko plik papierów. Sama nie wiedziała do końca, co zawiera. Liczyło się, że był to poprawny zestaw, co potwierdziła starsza kobieta. Już miała odesłać ją gestem dłoni, kiedy dziewczyna wyjęła błękitną teczkę.

- Mam pytanie - zaczęła. - Czy zaświadczenie o odbytym wolontariacie będzie potrzebne?

- Nie, jeżeli masz go wpisanego na świadectwie. - Podrapała się po głowie, zerkając na teczkę, - Ale zasługi w konkursach, phi, o ile masz, to zostaw.

Dziewczyna schowała na dno teczki lewe zaświadczenie o wolontariacie. Pierwszy raz wtyki w służbie zdrowia się przydały. W życiu raczej dbała o honor i uczciwość, ale w tej sprawie raz nie miała skrupułów. Uśmiechnęła się na to wspomnienie i w myślach przytoczyła słowa ulubionego Prusaka: ,,Jeśli miałoby dojść do oszustwa, lepiej jest, abyśmy to my oszukiwali". Przebiegła wzrokiem po ubogo urządzonym gabinecie, następnie spotkała się z oczyma sekretarki o wyczekującym wyrazie.

- Proszę zaczekać... - Poczęła grzebać w papierach czy tam... Dokumentach, ach, no przecież!- Finalista z historii...

Podczas gdy ta niewyraźnie mruczała pod nosem nagłówki czterech dyplomów, podając je sekretarce, starsza kobieta przetarła szkła okularów, jakoby przed chwilą zaparowały.

- Dobrze, dobrze. - Kiwnęła głową. - Istotnie, papiery.

Kiedy wszystko zostało wyłożone i sprawdzone, uczennica wyszła. Po drodze pożegnała się ze znajomą nauczycielką, która raz jeszcze rzuciła kilka słów na temat Dubois. Wyszła spokojniesza. Siadła na murku w parku.

- Na bezrybiu i rak ryba - stwierdziła cicho. - Przynajmniej budynek klasycznie ceglany.



*Dubois - najlepsze liceum w mieście. Strzeliłabym sobie w łeb, gdybym przez przypadek dostała się tam do pierwszej klasy, a sito ustawiłam niezłe, bo jest na końcu listy kryteriów.

Wojaże poza strefę komfortu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz