BO NIE ZAWSZE WSZYSTKO IDZIE WEDLE PLANU
✨
Widok samego siebie sprzed paru lat był dla Tony'ego co najmniej... ciekawe. Nadal wspominał chwilę, obecnie oglądaną z perspektywy trzeciej osoby, jako jedną z zabawniejszych. Szarpanie się z tym starym kapciem, Alexandrem Piercem, było nie do zapomnienia. Szczególnie gdy obok ciebie stało dwóch asgardzkich bogów, a jeden przed chwilą rozpierdolił połowę twojego miasta oraz kafelki w salonie.
Żałował, że nie zdążył dać mu tego drinka. Sam Anthony się zdziwił, gdy poczuł sentyment. Stęsknił się za tym tajemniczym, czarnowłosym bożkiem. Dogadywał się z nim wyjątkowo dobrze, myśleli podobnie, a Loki był sam w sobie oryginalny, co wyjątkowo przypodobało się geniuszowi.
Widok był ciekawy szczególnie gdy jego własne ciało padało wtedy prosto na kafelki holu przez arytmię serca, a walizka z Kamieniem Nieskończoności wylądowała obok.
Tak, bardzo ciekawy.
— Medyka! Potrzeba medyka! — krzyknął, hamując się od parsknięcia śmiechem na widok, jak tajni agenci Hydry fałszywie rzucają się do pomocy Starkowi z 2012. Czuł się, jakby oglądał film z samym sobą w roli głównej, a nie brał udział w wydarzeniach sprzed ponad dziesięciu lat.
Walizka z hukiem przeleciała przez pół holu prosto pod nogi Tony'ego. Serce zabiło mu przez chwilę szybciej, gdy zobaczył, jak Loki raptownie się obraca i wbija w niego wzrok. Ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę, wywołując ciarki u Starka. Miał wrażenie, że Laufeyson go rozpoznał.
Bóg badawczo zerknął na mężczyznę zwijającego się w drgawkach na podłodze, kierując potem swoją uwagę ponownie na ukrywającego się Anthony'ego z przyszłości.
Tony, korzystając z nieuwagi przerażonych ludzi, sięgnął po walizkę z Tesseractem, odrywając swój wzrok od boga. Chciał już wyjść nie tyle z samej Wieży, co z tego alternatywnego świata. Miał po prostu dość. Tęsknił za własną rzeczywistością, mimo że była okropna, a każdy dzień witał zgorzkniałą miną. Mimo wszystko wolał pozbawioną ponad połowy ludności Ziemię, niż przeżywać wszystko jeszcze jeden raz.
Widział, jak kilkoro ludzi na niego spogląda, gdy oddala się z teczką, lecz szedł prosto przed siebie. I tak za niedługo zniknie, a na pewno nikt go nie znajdzie w innej przestrzeni czasowej. W zamyśleniu poinformował resztę drużyny o przejęciu paczki.
„Może wreszcie uda mi się zrobić coś dobrego" — pomyślał.
A gdy już sięgał za klamkę od drzwi klatki schodowej, wielka siła o kolorze zielonym zmiotła go z nóg. Poczuł, jak drogocenna przesyłka wylatuje mu z rąk.
— Nienawidzę schodów! Zawszę muszę schody! — ryk Hulka zatrząsł szybami.
Tony z przerażeniem zerwał się z ziemi, gdy zobaczył otwierającą się walizkę. Błękitna kostka wypadła z niej, tocząc się prosto pod nogi Lokiego.
Myślał tylko o tym, że musi ją odzyskać.
Gdy zobaczył, jak Laufeyson spogląda szybko na otoczenie i sięga po Tesseract, Stark ruszył w jego kierunku biegiem, w ostatniej chwili praktycznie skacząc.
W tej samej chwili, gdy palce Starka zetknęły się z asgardzką zbroją boga, powstał granatowy portal o wyglądzie chmury, który objął również Tony'ego. Obaj zniknęli bezszelestnie, pozostawiając młodszego geniusza reanimowanego Mjolnirem przez Thora oraz skonfundowanych zniknięciem więźnia agentów.
Następne, co widział wynalazca, to czarna otchłań kosmosu upstrzona gwiazdami oraz wzrok wyrażający zdziwienie Lokiego.
Miał ochotę w tej samej chwili wykorzystać cząstkę Pyma i wrócić do swojego świata, aniżeli uganiać się po wszechświecie z bogiem kłamstw. Co prawda, cholernie inteligentnym bogiem, a Tony bardzo lubił inteligentnych ludzi... istoty? (do których zdecydowanie nie należał poznany parę lat wcześniej Peter Quill).
Utrzymał się jednak przy kurczliwym chwycie szaty Laufeysona i oczekiwaniu na to, co nadejdzie. Tony bardzo dotkliwie doznał „tego czegoś" uderzając twarzą o twarde kamienie na ziemi jakiegoś miejsca, którego nie mógł określić ziemskim. Puścił asgardzki płaszcz i pozbierał do klęczenia (żeby mieć jakikolwiek honor, a nie gryźć ziemię przed cholernym bożkiem).
Loki jednym ruchem pozbył się kajdan z rąk i blokady z ust, która kojarzyła się Starkowi ze skrajną formą BDSM-u albo kagańcem dla psa.
Cieszył się litością Psotnika, który powiódł go w miejsce z przystępną atmosferą dla jego żałosnych ziemskich płuc. Bóg jednak nie dał mu się nacieszyć powiewem kosmicznej bryzy, chwytając go za gardło nieludzką siłą i unosząc na wysokość swoich oczu.
— Kim jesteś? — wysyczał, rzucając wyzywające spojrzenie Tony'emu. — Magiem? Czarnoksiężnikiem? Zmiennokształtnym?
— Jestem sobą — wydusił w odpowiedzi Stark, mimowolnie chcąc się podroczyć z dawno niewidzianym bożkiem. I nigdy by się nie przyznał, ile godzin spędził na analizowaniu każdego ruchu, wypowiedzi i szczegółu związanego z jego osobą.
Loki zacieśnił uchwyt na szyi śmiertelnika, co spotkało się z panicznym wierzganiem nogami przez jego ofiarę.
— Puść mnie, Laufeyson — wymamrotał ledwie zrozumiałym językiem.
Psotnik, słysząc swoje nazwisko, raptownie puścił geniusza, przez co ponownie spotkał się z bardzo twardą ziemią.
— Skąd o tym wiesz? Posłał cię Odyn? Thor? — wykrzyknął z lekką nutą paniki w głosie.
— Znam cię lepiej, niż wiesz, Loki.
Bóstwo zmrużyło oczy, badawczo przyglądając się leżącemu na ziemi śmiertelnikowi. Ignorując rozlaną plamę czerwieni na szyi, dostrzegł o wiele więcej zmarszczek i parę siwych włosów w brodzie i włosach mężczyzny. I więcej smutku ukrytego pod maską.
— Podróż w czasie?
— Bystry jesteś, Jelonku. Aż się za tobą stęskniłem, wiesz?
Loki zacisnął usta i pstryknął, chowając Tesseract. Nie podobało mu się to. Wręcz czuł Thanosa w powietrzu dookoła Tony'ego.
— Co tu robisz?
— Staram się ocalić świat. Zresztą, znowu. Wiesz, w przyszłości jeszcze wiele się jeszcze wydarzy, ale Thanos będzie najgorszym...
Tony przestał paplać, gdy zobaczył strach w zielonych oczach na imię Tytana. Przypomniał sobie, że ten fioletowy bakłażan opanował bożka i dopiero po ekstremalnym rzuceniu o podłogę w salonie jest on sobą. Poczuł swojego rodzaju wyrzuty sumienia, że nie pomógł się wybronić Laufeysonowi na samym początku, zanim jego braciszek postanowił wziąć go przed sąd w Asgardzie.
Powoli pozbierał się z ziemi i otrzepał z pyłu oraz kamyczków, próbując zrównać się z Asgardczykiem, jednak brakowało mu kilkunastu centymetrów i musiał lekko zadzierać głowę, aby patrzeć w szmaragdowe tęczówki.
— I co w związku z tym? — odparł niemrawo Loki.
— Byłbym wdzięczny, gdybyś mi pomógł i pożyczył niebieskiego klocka na sekundę, a potem bym ci go oddał z powrotem. Albo troszkę szybciej już sobie z 2012, bo nie mam pojęcia, co ty byś zrobił ze Sześcianem.
Loki zmarszczył brwi.
— Nie ma opcji.
CZYTASZ
cube | frostiron
Fanfictionendgame au, gdzie nie wszystko idzie wedle planu, a psotnik to wykorzystuje FANFICTION ZACZĘTE I NIESKOŃCZONE, A KOŃCA PRAWDOPODOBNIE NIE DOCZEKA. PRZEPRASZAM