Zbroja

242 20 32
                                    

Kiedy rano dowlokłem się jakimś cudem do sali jadalnej za księciem, trwała tam już burzliwa dyskusja. Najczęstszymi pytaniami były: Kto to zrobił? Czemu to zrobił? Jak to zrobił? Oczywiście ostatnie z pytań było najprostsze.

- Ktoś go przebił czymś małym i ostrym. Nie widziałem nigdy tak cienkiego ostrza. - Twierdził podstarzały już rycerz z siwą brodą. Głos miał jednak tęgi, z czego korzystał, przekrzykując innych. Sandor zaczął już sobie wyobrażać, że zdziela go w tył głowy tak mocno, że ten wpada z hukiem w talerz owsianki. Jak on go w tamtym momencie nienawidził.

- Mój pies może coś wiedzieć! - Zakrzyknął książę, a wszyscy spojrzeli w ich stronę. Pieprzony gówniarz. Wszyscy zaczęli zachęcać mnie bym coś powiedział, a ja robiłem się tylko coraz bardziej wściekły. Upity pies jest śpiący, lecz ogar na kacu jest uosobieniem wściekłości.

- Powiedz Psie. - Joffrey patrzył na niego błyszczącymi oczami. Zieleń to od kilku lat zdecydowanie najmniej ulubiony kolor Sandora.

- Ja się tylko o niego potknąłem. - Oznajmiłem i wgryzłem się w chleb z szynką, popijając go świeżym sokiem z jabłek, do którego ukradkiem dolałem kilka łyków ale.

Dyskusja stała się jeszcze głośniejsza, a książę cieszył się, patrząc na to jaki zamęt wyhodował. Wszyscy zaczęli myśleć kto wychodził przed Ogarem i kto mógł to zrobić. Oskarżenia padały tak łatwo, jak gdyby chodziło o przyłączenie się do polowania u honorowym boku króla.

To było tak cholernie męczące. Wszystkie odgłosy tego ranka były trzy razy głośniejsze, a szum w bolącej głowie stawał się pomału coraz bardziej nie do wytrzymania. Po co tyle pił? Doskonale wiedział czemu to zrobił. Myślał o Sansie. Nie wiedział, co miał z nią zrobić. Zachowywać się jak do tej pory, pójść o krok w tył, czy o krok w przód?

Najrozsądniejszym byłoby się cofnąć. Wrócić do chłodnych relacji i niemiłych przywar, lecz zdążył już do niej przywyknąć. Lubił to jak rozmawiali. Lubił także Sansę. Była ptaszkiem. Coraz bardziej jego ptaszkiem. Czy zdawała sobie z tego sprawę? Czy widziała co zaczynało się dziać? To nie miało przyszłości.

- Rude włosy są nadzwyczaj niecodziennym widokiem. - Sandor zauważył po swojej prawej stronie karła, który sięgnął do jego pucharu i wypił do dna. - Zawsze uważałem, że umiesz osiągnąć idealny kompromis pomiędzy alkoholem a sokiem. Wyborne. Lepsza byłaby jednak cytrynka.

- Naprawdę? - Warknąłem, lecz wypiłem kielich pełen wody z kwaśną cytryną, którą podstawił mu Tyrion. Nie zdziwiło go wcale, że karzeł wie. On zazwyczaj wiedział to, czego nie powinien.

- Nie spytasz skąd wiem o sekrecie? - Nie obchodziło mnie to. Ty i tak nikomu tego nie powiesz. Przytaknął jednak. Lepiej było pozwolić mu mówić. - Także lubię przechadzki. Odświeżają umysł. Mam nadzieję, że twój jest dostatecznie sprawny by nie robić sobie wielkich nadziei.

- Myślałem wuju, że ty wszystko wiesz i nie musisz sobie robić na nic nadziei. - Zaśmiał się Joffrey.

- Ja za to myślałem, że mój bratanek ma sprawne uszy. - Tyrion zeskoczył z ławy porywając kawałek ciasta i wymknął się bocznymi drzwiami. Joffrey zdążył się już zaczerwieniç ze złości.

- To tylko nędzny karzeł. - Do sali weszła Arya z Sansą. Już na pierwszy rzut oka było widać, że obie nie były w dobrym humorze, choć jak zwykle, młodsza wilczyca była w nieco lepszym. - Lady Sansa przyszła. - Oznajmiłem.

Joffrey zawołał swoją narzeczoną. Ta jednak wybuchła płaczem i uciekła, a jej siostra pognała za nią. Co się tu działo? Książę nie przejął się zbytnio tą sytuacją mrucząc coś nieeleganckiego o kobietach i ich humorach.

SanSan - Pies i PtakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz