II. Chodź pokaże Ci miasto!

18 3 0
                                    

  Chcąc nie chcąc, Leon został u niższego i postanowili razem poszukać możliwości wyjścia z krainy. Tego dnia co starszy chłopak obudził się w obcym mu miejscu, nie wydarzyło się za wiele, nie rozmawiał zbytnio z Felixem, ani nie wychodził z pokoju, pozostał sam ze swoimi myślami.

  Następnego dnia z rana, Felix miał wolne od pracy, więc chciał pokazać, swojemu gościowi, miasto i ciekawe miejsca w okolicy, jednakże przypominając sobie o pewnej sytuacji, która miała miejsce setki lat temu, uznał za odpowiednie, by przebrać Leona, aby ten nie wyglądał na człowieka. Wyższy chłopak nie był zadowolony tym pomysłem, ale nie miał wyjścia, zgodził się na charakteryzacje.

 Felix wyjął z ogromnej szafy, która znajdowała się w jego sypialni gruby ciemny płaszcz z kapturem i zarzucił go na chłopaka, z szuflady wyjął zapasowe rękawice oraz wełnianą czapkę, po czym podał je Leonowi, żeby ten je ubrał. W czasie gdy człowiek się przyszykowywał, Felix szybkim krokiem udał się do pewnego pomieszczenia na miarę schowka. Po chwili wrócił z koszem pełnym liści oraz jakąś dziwną mazią, która jak potem wytłumaczył, miała służyć za klej. Zajęło im to trochę czasu, by okleić widoczne części ciała niebieskookiego chłopaka liśćmi, ale w końcu się udało, zebrali swoje rzeczy i ruszyli pewnym krokiem na zewnątrz.

  Szli razem w ciszy przez niewielki las, w którym znajdowała się posiadłość chłopca, parę chwil minęło, zanim doszli na miejsce. Felix czuł się niekomfortowo z powodu, iż nie mógł wymyślić tematu rozmowy z nowym znajomym, nie przepadał za milczeniem. Leon za to, lubił cisze, uspokajała go, mimo iż w tej chwili nie czuł się zbytnio przyjemnie, to nie dał po sobie tego poznać.

  Przekraczali niewielki most, za którym panowała lodowata zima. Leon, widząc nagłą zmianę klimatu, zamarł w bezruchu i ze zdziwieniem na twarzy, patrzył w niebo, z którego w tamtym momencie padał srogi śnieg. Felix miał już schodzić z mostu gdy zauważył, iż jego kolega nie idzie z nim, odwrócił się i pospieszył go kiwnięciem głowy, dopiero po tym czynie Leon zauważył znajdujące się przed nimi duże miasto.

  Mijali różnego rodzaju stworzenia, które nie zwracały na nich uwagi, za to czarnowłosy nie mógł oderwać od nich oczu, obawiał się ich, ale również je podziwiał, wszyscy byli inni. Swoją uwagę skierował na masywnego mężczyznę przypominającego Minotaura, miał on dwa metry wysokości i ogromne rogi, którymi mógłby zabić. Owa postać opierała się o ścianę jednego z budynków. Stara budowla za bohaterem, miała ściany zbudowane z brudnej, czerwonej cegły tak jak większość budynków w tej okolicy. Po chwili Minotaur zauważył wzrok Leona na sobie i posłał mu wrogie spojrzenie. Ich wpatrywania przerwał głos młodszego.

  - Nie patrz im się w oczy, nie wszyscy w tym mieście są przyjemni jak ja. - Powiadomił Felix. - Zaprowadzę cię do pewnej karczmy, w której pracuje kobieta, dzięki której udało mi się cię przenieść do mojego domu. Po drodze pokaże ci, gdzie pracuje. - Rzekł chłopiec, posyłając szczery uśmiech koledze.

  Leon nie zdążył odpowiedzieć, kiedy to Felix złapał go za ramie i pociągnął w swoją stronę. Szli chwilę, a towarzyszyła im ponownie cisza. Przerwał ją Felix, stając naprzeciw człowieka i wskazał na dużą kuźnię, z której bił niewyobrażalny gorąc. - Przychodzę tu niemalże codziennie, to nie jest łatwa praca zwłaszcza dla kogoś moich rozmiarów, ale za to dobrze płacą, a także mogę mieć zniżki na różnego rodzaju przedmioty, co prawda nigdy jeszcze z niej nie skorzystałem, ale to szczegół.

  Chwile jeszcze spędzili na zewnątrz kuźni, rozmawiając, po czym udali się w stronę jadłodajni, która była tuż za rogiem. Budynek był niewielkich rozmiarów, nad barem znajdowały się pokoje dla podróżnych, po wejściu do budynku były schody, które prowadziły w dół pomieszczenia. Sufit budynku był bardzo wysoki, by każdy gość czuł się swobodnie oraz żeby mógł wygodnie odpocząć i zjeść posiłek. Ogniste światło z kinkietów nadawało pomieszczeniu ciepłej atmosfery, poza oświetleniem na ścianie wisiało parę obrazów. Ciemno drewnianą podłogę zdobiło parę dywanów, na których stały okrągłe stoły. Od razu po zejściu znajdował się barek ze stołkami, przy których siedziało parę stworzeń. Za ladą stała drobna młoda kobieta o elfich uszach. Jej długie czekoladowe włosy opadały na delikatną twarz ozdobioną masą piegów, tęczówki również miała w odcieniu brązu, zaś cerę bladą jak śnieg na dworze, policzki miała oblane rumieńcami, prawdopodobnie właśnie wróciła z dworu. Ubrana była skromnie, lecz dziewczęco, długa ciemnoczerwona suknie zdobiło parę koronek i wiązań, jednakże ubiór jej nie należał do najczystszych, rzec można było, iż ciężko pracowała w owym lokalu.

 Felix skierował się ku ladzie, po czym przy niej zasiadł, Leon skierował się za nim i wykonał tę samą czynność, Shuenit, którym był zielonooki, machnął ręką w stronę barmanki, która posłała mu uśmiech i kazała mu chwile poczekać. Odbierała właśnie jedno z zamówień, zapisując je do malutkiego notesu, po tej czynności podeszła do znajomego.

- Cześć Mercy! - Uśmiechnął się szeroko na widok dziewczyny. - Jak ci mija dzień?

- Nawet dobrze, jeśli szukasz Matta, to wybrał się do sklepu niedawno po zapasy, gdyż się kończą, jeśli ci się śpieszy, mogę przekazać mu, że byłeś. - Mówiąc to, kobieta wycierała czoło ręką, zaś z jej głosu można było wyczuć zmęczenie.

- Dzięki, nie trzeba. Przyszliśmy coś zjeść i przy okazji chciałem naszemu gościu pokazać miasto.

- Ach to ty? Wybacz, nie poznałam cię. Jak się czujesz i jak tam twoja głowa, nadal strasznie boli? - Pytając, złapała się za głowę, na co nie zwróciła uwagi.

- Jest już dobrze, nic mnie nie boli, dziękuje. Poza tym jestem Leon. - Przedstawił się, do tego wstał i podał kobiecie dłoń, którą po chwili uścisnęła.

- Miło mi cię poznać, jak mogłeś wcześniej usłyszeć, nazywam się Mercy. Wybaczcie chłopaki, ale wzywają mnie obowiązki. - Przerwała, podała na szybko znajomy karty i poszła obsłużyć gości, którzy właśnie zasiedli przy barku.

  Chwile później Felix wraz z Leonem zamówili posiłek, po czym Mercy nie zwlekając dłużej, zabrała się za robotę. Po krótkim czasie można było wyczuć w powietrzu smakowite aromaty ziół oraz mięsa, które pogłębiły głód chłopców.

- Powiedz. - Zaczął Shuenit. - Jest jakieś miejsce, jakie chciałbyś odwiedzić? Mogę ci pokazać wszystko, co będziesz chciał. - Uśmiechnął się ciepło, zależało mu, żeby Leon czuł się dobrze, gdyż w końcu jest on pod jego opieką.

- Nie wiem w sumie, każde miejsce jest w porządku... - Mówił obojętnie, nie dlatego, że nie odpowiadało mu coś, był po prostu zszokowany ostatnimi wydarzeniami. Myślał, że to wszystko to jeden wielki sen, że zaraz się obudzi i to będzie już koniec. Ten ból głowy trzymał go w niepewności, tak samo, jak ten zapach jedzenia. Czy ludzie czują takie rzeczy podczas snu? Niemożliwe, ale przecież to nie mogło być naprawdę. Minotaury, hybrydy, elfy i inne stworzenia przecież nie istnieją, racja? Ból głowy się nasilał z każdą myślą o tym wszystkim.

  Jego rozmyślanie przerwał widok talerza podsuniętego pod nos. Jeśli poczuje smak posiłku, to znaczy, że to jawa, tak? Leon nie wiedział, czy się modlić, żeby to był sen, czy wręcz przeciwnie, w końcu coś ciekawego mogło się wydarzyć w jego nudnym ostatnio życiu.

  Bał się tego miejsca, tych stworzeń, ale przecież on kochał nieznane, intrygowało go. Skosztował jedzenia, było dobre, nie mógł określić, co to było, ale było naprawdę bardzo dobre. Spojrzał na zajadającego się Felixa i delikatnie uśmiechnął, młodszy przypominał mu Bena. Właśnie, Ben... Ciekawe co on by myślał o tym miejscu, pewnie by mu się bardzo spodobało i nie chciałby stąd odejść.

- Jesz to? - Zapytał Felix z wypchaną jedzeniem buzią i wskazał na porcje Leona, przerywając mu tym rozmyślanie.

- Smacznego. - Podsunął mu swój talerz, na co zielonooki uśmiechnął się szeroko i pożarł porcje kolegi. Starszy chłopak patrzył, jak Felix zajada się pokarmem, a z tyłu głowy ciągle miał obraz Bena, jakby to on tu siedział i zjadał tę potrawę.

  Może jednak nie muszę opuszczać tego miejsca...


PodziemiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz