Jak zwykle każdego ranka mama zawołała mnie na śniadanie, które zjadłyśmy razem w przyjemniej atmosferze. Później ona wyszła do pracy, a ja jak zwykle pobiegłam do warsztatu ulepszać swoje wynalazki omal nie potykając się po drodzę o mojego kota, który leniwie leżał na ziemi. Ogólnie rzecz biorąc jako dziewiętnastolatka powinnam chodzić do szkoły. No właśnie powinnam, ale nie chodzę, bo jako wielki mózg przeskoczyłam pare klas i moja rodzicielka zgodziła się, abym dalej uczyła się w domu z pomocą F.R.I.D.A.Y. Nie zdążyłam nawet dotknąć śrubokrętu, kiedy w całym pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu.
-Halo?- odebrałam z uśmiechem na ustach, widząc dobrze znamy mi numer.
-Cześć Morgan, wpadniesz do nas dzisiaj?- spytał radośnie mój wujek, Sam Wilson.
-No nie wiem, nie wiem mam dzisiaj sporo pracy- zaczęłam się z nim droczyć jak na prawdziwego Starka przystało.
-Nie daj się prosić młoda, poza tym mamy ci parę ważnych rzeczy do przekazania- powiedział z większą powagą ciemnoskóry mężczyzna.
-My? Kto jeszcze jest u ciebie?- zdziwiłam się lekko.
-Wanda, Thor, Rhodes, Peter, niestety Bucky i jeszcze paru innych- wyjaśnił po krótce mężczyzna.
-Jasne, w takim razie będę, ale nie wiem kiedy, bo muszę się ogarnąć- ziewnęłam mu do słuchawki.
-Czego ja się mogłem spodziewać po kolejnym Starku, no nie ważne trzymaj się młoda i przyjeżdżaj- zaśmiał się następca Kapitana i po chwili się rozłączył.
-Widzisz Loki meczą mnie od samego rana- zwróciłam się z uśmiechem do czarnego kocura, który w trakcie rozmowy zdołał się do mnie przypałętać.
Zwierzę spojrzało na mnie przelotnie i ruszyło w swoją stronę kompletnie wszystko ignorując.
-No dzięki!- zawołałam za nim i pokręciłam głową, jednocześnie wstając z wygodnego siedzenia.
Udałam się pod prysznic, który zajął mi nie całe 10 minut i narzuciłam na siebie to co akurat miałam pod ręką. Padło na czarne jeansy i szarą koszulkę jakiegoś rockowego zespołu, którego przeboje pamiętam jeszcze z dzieciństwa, kiedy puszczał mi je tata. Oddając się chwili roztargnienia, spiełam swoje wysuszone włosy w kitka i zakładając buty wyszłam z domu. F.R.I.D.A.Y automatycznie pozamykała drzwi, ponieważ wie, że ja zawsze zapominam. No taki już mój urok.
Po niespełna godzinie jazdy samochodem w końcu dotarłam pod dom wujka Wilsona. Wyskoczyłam z auta, jednocześnie poprawiając swojego niezgrabnego kucyka. Bez pukania weszłam do środka, zastając we wnętrzu przekomiczny widok. Mianowicie wujek Bucky dusił poduszką wujka Wilsona, a z boku stał Thor, który im kibicował wraz z zielonym wujkiem Bannerem. Najdalej chowała się ciocia Wanda, która najwyraźniej nie miała ochoty na to wszystko patrzeć, ponieważ zawzięcie gotowała coś w kuchni. Z kolei reszta albo gdzieś siedziała i rozmawiała albo po prostu zniknęła.
-Już jestem!- wydarłam się na cały salon.
-Morgan jak miło cię widzieć rozrabiaku- pierwszy zjawił się obok mnie Clint Barton, który przejawiał już pierwsze oznaki siwizny.
-Że też dalej mnie tak nazywasz- przerzuciłam rozbawiona oczami i przytuliłam go na przywitanie.
-No skoro wszyscy już są to możemy zaczynać- klasnął w dłonie Sam, któremu jakimś cudem udało się uciec wujkowi Barnesowi.
-O co dokładnie chodzi?- spytałam zaciekawiona, siadając w wygodnym czerwonym fotelu stojącym obok kominka.
-Jak wiesz nie jesteśmy już pierwszej młodości i wiecznie bohaterami nie będziemy, dlatego postanowiliśmy stworzyć nową grupę ludzi, którzy będą walczyli za sprawę- wyjaśnił ciemnoskóry bohater.
CZYTASZ
•Nigdy cię nie zapomnę•
RandomKu pamięci tych co sprawiali, że w moim sercu pojawiła się radość~