Cieć

94 5 0
                                    

Było około 12:00.
Przez wszechobecną ciszę przebijał się tylko lekki szum z dysku rejestratora. Wydawało się być całkiem spokojnie. Żadne z wyjść alarmowych kamer wewnętrznych, ani czujników ruchu nie wskazywało na jakąkolwiek aktywność. Jedyne kamery, na które spoglądałem od czasu do czasu to te, które rejestrowały na okrągło. Tak, chodziło mi o te na około budynku. Obraz na nich zazwyczaj również się nie zmieniał. Czasami zdarzyło się zarejestrować czarno-białą sylwetkę w słabym świetle podczerwonym, gdzieś na chodniku, ale z reguły nic wartego uwagi. Bardziej wartościowe sale chronione były przez żelazne kraty i pancerne rolety w oknach, a ja wyposażony byłem tylko w gazową wyrzutnię gumowych kul. Czasami miałem wrażenie, że znajduję się w tym miejscu tylko po to, żeby wcześnie zareagować, gdy jakiemuś dzieciakowi umyśli się podejść i rzucić jajkiem w okno. Niestety ostatniej nocy owe wrażenie okazało się być złudne. Gdzieś między godziną 12:30, a 01:00 jeden z czujników przy klasie 206 zaczął wysyłać sygnał o ruchu. Gdyby nie fakt, że czujnik rejestrował ruch nieustannie, a kamera nie zaczęła nagrywać, ani nawet nie zmieniał się obraz pomyślałbym, że mucha przeleciała blisko czujnika i nawet nie ruszyłbym dupy z dyżurki. Pomyślałem, że najprawdopodobniej jest to najzwyklejsze uszkodzenie czujnika, ale jednak postanowiłem mu się przyjrzeć z bliska. Nie mam pojęcia, czy zrobiłem to, bo miałem jakieś przeczucie, czy po prostu z nudów. Z pewnością nie zrobiłem tego z poczucia obowiązku. Moja myśl była bardzo bliska tego, co stało się naprawdę. Czujnik był po prostu zepsuty. Skoro już ruszyłem się z miejsca postanowiłem przejść się korytarzami szkoły, której niegdyś byłem uczniem. Uczucie chodzenia ciemnymi i pustymi korytarzami, gdzie jedyny dźwięk jest wydawany przez podeszwę własnego buta podczas stąpania, jest całkiem ciekawe mając wspomnienie o jasnym i głośnym miejscu, pełnym ludzi. Podczas spaceru po opustoszałym korytarzu usłyszałem niosący się echem dźwięk z klatki schodowej. Wspomniany dźwięk przypominał gryzonia. Myszy raczej nie mieliśmy w szkole, ale na wszelki wypadek wróciłem do dyżurki po klej na myszy, po czym udałem się na klatkę. Im niżej schodziłem tym schody wydawały mi się być ciemniejsze. Zdziwiło mnie, że w 3-piętrowej szkole na sam dół schodziłem aż tak długo. Z czasem zacząłem się zastanawiać czy to normalne. Miałem wrażenie, że zszedłem już minimum 4 piętra w dół. Błędem było, że ich nie liczyłem. Numery klas i ułożenie ławek wskazywało na to, że znajduję się na drugim piętrze. Zszedłem jedno piętro niżej, ale numery były identyczne. Wyjrzałem przez okno w celu sprawdzenia, na którym piętrze jestem, ale ku mojemu zdziwieniu nie widziałem boiska, okien w blokach, ani nawet świateł latarni. Za szybą w oknie było całkowicie ciemno, pustka. Uległem złudzeniu, że budynek unosi się w pustej przestrzeni. Byłem tym faktem zaniepokojony, ale panikować zacząłem dopiero, gdy wchodząc na - wydaje się - wyższe piętra światło latarki słabło. Zatrzymałem się na piętrze w celu uspokojenia się. Zrobiłem coś, czego miałem nie robić, ale w obliczu takich okoliczności nie zważałem na to, czy ktoś na to zwróci uwagę. Potrzebowałem po prostu światła, żeby nie oszaleć. Nie miałem przy sobie kluczy do wszystkich sal na tym piętrze, ale postanowiłem przejść się po tych, do których miałem dostęp. Nie znalazłem nic interesującego, ani, niestety, odpowiedzi na moje pytania. Czy dalej jestem w tym samym miejscu? Czy dalej żyję? Co się ze mną tak właściwie stało? Zegarek na mojej ręce zatrzymał się w miejscu na godzinie 02:05, tak samo jak te znajdujące się w każdej z klas. Na moje szczęście jedna z sal, do której miałem przy sobie klucz mieściła tablicę interaktywną, z komputerem. Jedyne, co wyświetlała przeglądarka internetowa to informację o braku połączenia i grę w dinozaura. Komputer jednak podpięty był do sieci i nawet jeśli nie działała przeglądarka to połączenie lokalne z rejestratorem wydawało mi się możliwe do wykonania. Uruchomiłem program do obsługi rejestratora i zacząłem wstukiwać kolejne adresy ip, które wydawały mi się prawidłowe. Zadanie miałem ułatwione o tyle, że ip zawsze zaczynało się tak samo. Za którąś z kolei próbą udało mi się trafić na ip rekordera i zalogować się na konto. Obraz z kamer na żywo o dziwo wyświetlił się prawidłowo. Gdy tylko ujrzałem na ekranie człowieka podbiegłem do okna, przewracając przy tym kilka krzeseł. Niestety za szybą dalej była tylko pustka. Otworzyłem je więc i wyciągnąłem rękę ku otchłani. Uważniej wpatrując się w ciemność dostrzegłem coś jakby 2 czerwone lampy w oddali i coś, co trudno mi było nazwać, czy zdefiniować. Za oknem było coś w rodzaju drobnego i rzadkiego popiołu, unoszącego się ku górze. Widok tych drobinek - dosłownie przenikających przez moją rękę - budził we mnie niepokój i zachwyt jednocześnie. Chcąc sprawdzić jak daleko mogę być od najbliższego budynku wydałem z siebie krzyk przez okno, z nadzieją na odpowiedź echa, ale to się nie odezwało. Zupełnie jak w wyciszonym pomieszczeniu. Nic, nawet lekkiego pogłosu. Następne kilka godzin błąkałem się po szkole. Po jakimś czasie zegarki znowu ruszyły.Dawały mi nadzieję na opuszczenie tego chorego miejsca. Naprawdę o niczym wtedy nie marzyłem tak jak o tym, żeby stamtąd wyjść i nigdy nie wracać. Od tego momentu uważnie obserwowałem mijające godziny na zegarach. Z czasem wszystko wokół mnie zaczynało normalnieć, ale robiło się nieproporcjonalnie jasno do czasu wskazywanego na zegarach. O godzinie 11:34 zaczęło się rozjaśniać, a schody przestały ciągle prowadzić na to samo piętro. Takiego entuzjazmu i radości nie czułem nigdy wcześniej w życiu. Zbiegłem czym prędzej po schodach na sam dół, ale podczas biegu w stronę wyjścia zmaterializowała się przede mną postać. Upadłem i spoglądając przed siebie  ujrzałem ubranego na czarno człowieka. Ciężko mi było przyjrzeć się jego twarzy, ale wydaje mi się, że miał dziób. Z jego pleców wyrastały duże, czarne, opierzone skrzydła. Demoniczna istota odezwała się głosem, który brzmiał jakby wypowiadało go kilka osób mówiąc "Już czas na ciebie." Nie pamiętam co stało się dalej. Aktualnie siedzę na pomniku z moim imieniem, między kwiatami i zniczami, obok podobnych do mnie ludzi i właśnie z takiego stanu piszę ten list. Nie zdążyłem nic po sobie pozostawić, ani z nikim się pożegnać. Mam nadzieję, że ktoś znajdzie moją wiadomość. ~Maks

CiećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz