Chwila szczerości

337 31 2
                                    

Siedziałem na kanapie w salonie Sama. Blondyn siedział obok mnie. Oboje trzymaliśmy w dłoniach herbatę.
- A więc?
Spojrzałem na niego. Błękitne oczy miały zatroskany wyraz.
- Słyszałeś. Jestem Lucky.
Usmiechnąłem się uroczo.
- Eh.
Podrapałem się po karku.
- Byłem na badaniach kontrolnych w związku z białaczką.
Pokiwał głową. Wziąłem łyk napoju i odstawiłem kubek na szklany stolik.
- Jak się czujesz?
Przewróciłem oczami z uśmiechem.
- Przestań. Nie umieram. Mówię Ci. Mam masę szczęścia. Jest w porządku.
Mruknął coś pod nosem. Również odstawił naczynie, po czym objął moje dłonie swoimi, o wiele większymi. Spojrzał mi w oczy z nieśmiałym uśmiechem.
- Gdyby cokolwiek się działo, powiedz mi. Okej?
Zachichotałem. Cicho i pod nosem, ale in tak usłyszał, kwitując to rozbawionym prychnięciem. Pokiwałem głową na tak. Mężczyzna uśmiechnął się i włączył coś w telewizorze. Po chwili po pokoju rozniosły się delikatne dźwięki muzyki. Wstał, po czym pociągnął mnie za sobą.
- Zatańczymy?
Nieśmiało przytaknąłem. Ten mężczyzna zdecydowanie nie zachowuje się jak typowy nauczyciel. Przyciągnął mnie do siebie tak, że się do niego przytuliłem. Czułem się dość niesfojo. Trochę niedogodna pozycja. Mimo to nie wyrywałem się, tylko tańczyłem dalej, ignorując dziwne uczucie. Poza dyskomfortem czułem coś jeszcze. Od mężczyzny emanowało ciepło. Nie takie zwykłe, potwierdzające, że jeszcze żyje lub zmarł w przeciągu godziny, tylko takie domowe. Czułem się przy nim bezpiecznie. To źle o mnie świadczy. To obcy człowiek. Może jest pedofilem? Lub gwałcicielem? Odsunąłem się delikatnie. Powoli usiadłem na kanapie. Wzrok mężczyzny, wbity w moją osobę, wyrażał zaniepokojenie, żal i dezorientację. Uśmiechnąłem się delikatnie, po chwili jednak syknąłem cicho. Serce mnie lekko zakuło. Usłyszałem swój telefon. Wziąłem sprzęt do ręki i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Słucham.
- Lucky? Skarbie? Gdzie jesteś?
Westchnąłem cicho słysząc panikę w głosie rodzicielki.
- U znajomego. Mamo, o co chodzi?
Odruchowo uniosłem brew w górę.
- No nieważne. Mógłbyś zostać dziś u tego kolegi?
- Że na noc?
Moja mina w tym momencie musiała być bezcenna.
- Eh. Świeczki zapaliły firanki i tak jakoś wyszło... Twój pokój jest całkiem spalony, reszta mieszkania nie wygląda lepiej.
Strzeliłem facepalma. Jak? Czemu zawsze, kiedy mnie nie ma, coś się odwali?
- Eh.. Poszukam jakiegoś noclegu. Mam kartę więc się ogarnę. Następnym razem zostaje z wami.
- Synku... nawet nie wiesz, jakie miałeś szczęście. Gdybyś był w tym pokoju...
I tu usłyszałem cichy szloch.
- Spokojnie mamo. Żyje. Jestem Lucky, pamiętasz?
Zaśmiałem się, chcąc uratować sytuację. Chyba nawet mi się udało, bo kobieta zachichotała.
- Kocham Cię.
- Ja też Cię kocham. Uważajcie.
Rozłączyłem się i przetarłem twarz dłońmi.
- W porządku?
Spojrzałem na mojego wychowawcę.
- Tak. Mama z ciocią spaliły dom.
- Gdzie będziesz spać?
Jego oczy zaświeciły, a ja już wiedziałem, jaka jest poprawna odpowiedź.
- Jak to gdzie? Z Tobą. Do kogoś się muszę przytulić.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, zadowolony z odpowiedzi. Powtórzyłem gest, już w tym momencie wiedząc, jak duży błąd popełniłem.

Wołali go "Lucky"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz