Rozdział 1

184 14 10
                                    


Dręczy mnie uporczywie zadarta skórka przy paznokciu lewego palca wskazującego. Podejmuję liczne próby zeskrobania jej drugim z palców wskazujących pod blatem ławki, nie chcę jawnie ukazywać zalążka nerwicy natręctw, obwieszczać światu, że czuję wewnętrzny niepokój, gdy coś odstaje z moich dłoni – strup, suchość popękanych kostek czy właśnie ta uporczywie zadarta skórka przy paznokciu.

Wykorzystuję całą wewnętrzną energię, by nie przystawić palca do ust i nie odgryźć tego, co do niego nie pasuje. Zanim jednak bym do tego dopuściła, odkaziłabym dłonie żelem antybakteryjnym wepchniętym w czeluść torebki, gotowym na sytuacje awaryjne i kryzysowe. Jednak aby go dosięgnąć, musiałabym wydostać parę dłoni z ukrycia i narazić zadartą skórkę na przymusowy coming out.

Zostaję więc przy dłubaniu i maskowaniu trudów, które własnowolnie wchodzą na moją twarz.

-Zostaw te palce – szepcze krawędzią ust Alice siedząca na prawo ode mnie. – Przecież nic na nich nie masz.

-Przestań miętolić długopis, wtedy pogadamy.

Nie muszę na nią patrzeć, by wiedzieć, że jej gałki oczne wykonują salto. Kładzie długopis na blacie, przykrywa go dłonią – niby silna, niby wytrwała – ale opuszki palców wciąż ściskają stalówkę, daleko poza jej kontrolą.

My obie – nierodzone siostry złączone nicią przyjaźni lata temu, na jeszcze dłuższe lata przed nami – dotknięte początkami nerwicy przed zbliżającymi się egzaminami, końcem etapu zwanego dzieciństwem i początkiem tego, którego żadna z nas nie odważy się nazwać dorosłością. Ot, moment przejściowy, najtrudniejszy, kiedy bycie dzieckiem nie wypada, a wciąż nie otrzymałaś wskazówek, jak być osobą dojrzałą i odpowiedzialną.

Kubek nauczycielki nieco zbyt ciężko ląduje z powrotem na blacie biurka, rozpryskując kawę na kartach naszych testów. Wyciera pojedyncze krople materiałową chustką do nosa wielokrotnego użytku.

-Jeszcze raz podkreślę – mówi, balansując na granicy równowagi w pantoflach z pięciocentymetrowym obcasem na stopach – że nikt was do niczego nie zmusza. Jest to ukłon szkoły w waszą stronę, niezwykła okazja i niespotykana możliwość, z której wy, uczniowie ostatniej klasy, możecie skorzystać – ciągnie. Nadstawiam uszu. Uszy Alice sterczą w pozycji podobnej do moich. – To dla was doskonała szansa, by przekonać się, czy zawód, z którym wiążecie swoją przyszłość, jest rzeczywiście tak wymarzony, jak wam się wydaje. Szkoła podpisała umowę z kilkoma placówkami w obrębie miasta, zajmującymi się problematyką między innymi administracyjną, medyczną, handlową. Odbycie stażu w jednej z nich, najbliższej waszym zainteresowaniom, daje wam możliwość zetknięcia się z waszym przyszłym zawodem i przekonania się, jak wiele pracy musicie włożyć, by osiągnąć sukces, zaczynając najlepiej od dziś – na przykład przygotowując się do kolejnego testu, który, mam nadzieję, nie okaże się równie wielką porażką, jak ten dzisiejszy.

Mam coraz większą ochotę oderwać zadartą skórkę. A potem znaleźć kolejną, którą mogłabym skubać i skubać, i skubać, aż opadnie mój nastoletni poziom stresu, który na ogół jedynie wzrasta.

-Studenci do kwestii praktyk podchodzą na ogół niechętnie. Chciałabym jednak, żeby te kilka osób, które zdecyduje się przystąpić do programu, potraktowało sprawę poważnie i z entuzjazmem. W końcu, jak zaznaczyłam, ilość miejsc jest ograniczona, a żadne z was nie jest do niczego zobowiązane. To wasz dobrowolny wybór. Okazja dla tych, którzy w pewien sposób nakreślili już swoją ścieżkę rozwoju i chcieliby zmierzyć się z obowiązkami, które są do niej przypisane. Prosiłabym, aby osoby wstępnie zainteresowane zostały po dzwonku w klasie, nie będę zanudzać was wszystkich szczegółami, zważywszy na fakt, że nie spodziewam się tłumów chętnych. Zdaję sobie sprawę, że dla większości z was praca na cele społeczne lub wolontariat – nawet taki, z którego sami wiele wyniesiecie – działa odpychająco. Nie ma pracy bez płacy, czyż nie?

Zrób mi jakąś krzywdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz