Mówią, że
Pozostały jej trzy miesiące
90 dni
Dziewięćdziesiąt poranków
Dziewięćdziesiąt nocy
I tysiące tysiące łez
Milion brutalnie przerwanych planów
Bilion myśli i słów zabitych w zarodku
Jak to zwykle bywa
Gdy człowiek musi już umrzeć
Łapczywie chwyta się życia
Desperacko łączy jego wątłe nici
Pękające pod ostrzem złotych nożyc
Którymi władają humorzaste dłonie
Czyż nie mało otrzymała wsparcia?
Serdecznie puste słowa
Współczujące uściski bezradnej rodziny
Niezręczne klepanie po ramieniu przez osoby, które ledwo znała
Jak mogła czuć się pusto?
Dla świata była niewygodną zjawą
Męczącą go historią własnego cierpienia
A nieba mogła już tylko pragnąć
Głęboko w sercu
Które na wskroś przeżarło inferno białego, złożonego listu
Który wiatr wytrącił jej z ręki
Huśtającej się swobodnie wzdłuż sztywnego ciała
Wiszącego bezradnie na skrzypiącym żyrandolu w rodzinnym salonie
Jej delikatne białe gardło
Pokryła czarna pręga rezygnacji
Wymierzona jej własnym batem
Jej własnym koszmarem
Czas nie stanął w miejscu
Dało się słyszeć bezlistośnie ciche tykanie zegara
Buczenie starej lampy z abażurem
Śmiech matki na klatce schodowej
Szelest zakupów i brzdęk kluczy
Stukot obcasów na drewnianym linoleum
Dobiegający z zewnątrz szum drzew
Rozdarty przez wrzask malucha
Dmuchającego ze łzami
Na stłuczone kolano
Nie wyczekała pokornie Dziewięćdziesięciu bladych poranków
I dziewięćdziesięciu równie bezbarwnych nocy
Toczonych przez koszmar ciała
I zmącenie zmysłów
Nie zaczekała na jeźdzca swojej osobistej zagłady
Której nikt nie zauważył
Chodź pozostały jej jeszcze trzy miesiące
Nie
Powiedziano że zostały jej trzy miesiące
Aż 3 miesiące
Tylko 3 miesiąceNikt jej tak nie powiedział.