~Prolog~

130 3 28
                                    

"If I could turn the page
In time then I'd rearrange
Just a day or two

But I couldn't find a way
So I'll settle for one day
To believe in you"

[ Fleetwood Mac - Little Lies ]

Alan pochłonięty był bez reszty pracą nad miksowaniem nowego materiału. Przyszedł do studia zaraz po śniadaniu, a potem już pracował non stop, jedynie z krótką przerwą na obiad. W ciągu dnia wpadli na chwilę Daniel i Gareth, ale dzisiaj jakoś nie szło im zbyt dobrze. Alan w głębi duszy cieszył się, że zostawili go samego, chociaż bardzo doceniał ich pomoc. Po tylu godzinach był niesamowicie zmęczony, ale też szczęśliwy. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Odwrócił się w ich kierunku.

- Witaj, pracusiu - rzucił Dave na powitanie, puszczając do niego oczko.

Alan prychnął i przewrócił oczami, ale uśmiechnął się pod nosem.

- Jeszcze ciebie tu brakowało.

- Dlatego przyszedłem. Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałeś, więc były dwie możliwości: albo jesteś martwy albo w swoim żywiole.

- Tak właściwie to może pojutrze wszystko będzie gotowe.

Oczy Dave'a rozbłysły ciekawością.

- Mogę posłuchać? - zapytał nieśmiało. Alan zawahał się.

- Wiesz, że nie lubię pokazywać nieskończonej pracy... Zawsze, kiedy to robię, jakaś mroczna siła zaczyna psuć efekty.

Dave kiwnął głową ze zrozumieniem, ale Alan widział po nim, że posmutniał.

- Jak tylko skończę, to pierwszy się o tym dowiesz, dobrze? - Zapytał łagodnie.

- Oczywiście! - Twarz Dave'a na nowo rozjaśnił uśmiech. - Och, prawie zapomniałem. - Sięgnął do torby, którą ze sobą przyniósł. Alan nie zwrócił na nią wcześniej uwagi.

- Pomyślałem, że jak siedzisz tu od rana, to pewnie jesteś głodny. Byłem dzisiaj na chińszczyźnie, więc wziąłem coś dla ciebie - podał mu pudełko, które wciąż było ciepłe. Gdy po studiu rozszedł się zapach jedzenia, brzuch Alana przypomniał o sobie donośnym burczeniem.

- Widzę, że dobrze trafiłem - wyszczerzył się Dave. Alan lekko się zarumienił.

- Dzięki, Dave. Naprawdę bardzo mi miło, że o mnie pomyślałeś.

Chłopak machnął ręką.

- Od tego są przyjaciele.

Gdy Alan zabrał się za jedzenie, Dave kręcił się po studiu, coś do siebie mruczał. Alan przeczuwał, że coś jest na rzeczy.

- Co cię gryzie? - zapytał, zgarniając widelczykiem farsz, który się wysypał.

- Mnie? Och, nic.

- Przecież widzę, że nie możesz usiedzieć na tyłku.

- Hmm... No w sumie to jest jedna taka rzecz.

Dave zamilkł.

- Mów o co chodzi, nie czytam ci w myślach - ponaglił go Alan.

- Miałbyś ochotę wyjść gdzieś ze mną?

- Dave, wiesz doskonale, że źle mi się pracuje na kacu.

- Nie chodzi mi o klub i picie na umór. Gdybym chciał, to zabrałbym Martina. Gdzieś indziej, na łono natury. Spontanicznie. Nie musisz pić, chociaż mam odpowiednie zapasy, jakbyś jednak zmienił zdanie.

Never let me down again [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz